Bieg Mikołajkowy w Lesie Kabackim - białe włosy, brody i rzęsy [ZDJĘCIA]

W minioną sobotę odbył się Bieg Mikołajkowy w Lesie Kabackim, w prawdziwie zimowej już scenerii. Wbiegający na metę uczestnicy mieli przyprószone szadzią rzęsy, brody i włosy. Niektórzy pokusili się o czerwone czapki Mikołajów. Zobaczcie jak było i przeczytajcie relację uczestnika zawodów - Piotra Romejko.

O Biegu Mikołajkowym w Lesie Kabackim dowiedziałem się na kilka dni przed startem - nie dało już się wtedy na niego zapisać. Mimo wszystko szansa współzawodniczenia w zimowych warunkach była na tyle kusząca, że wraz z kolegą - Krzyśkiem udaliśmy się na start zakładając, że wystartujemy kilka minut po wszystkich. Krzysiek miał być moim pacemakerem.

Kilkusetosobowy tłum cieniutko ubranych biegaczy często-gęsto poprzebieranych w "mikołajowe" czapki jednak zmusił mnie do redefinicji pojęcia szaleństwa - no bo jeżeli przy prawie -10 stopniach Celsjusza w sobotę rano na starcie zjawia się kilkuset biegaczy, to kto tu jest szalony? Ich jest dużo, więc chyba ja!

Jakimś cudem - już po starcie - udało nam się zapisać u miłej pani z megafonem i żwawo ruszyliśmy tropem peletonu. Z uwagi na spóźniony start przemieszczaliśmy się do przodu, mieliśmy zatem okazję zrobić przegląd tego, co się działo "w stawce". A działo się sympatycznie. Śnieg i chłód oraz współzawodnictwo nakręcało zawodników pozytywnie do biegu, do testowania swoich możliwości w tych warunkach. Od znajomych wiem też, że dla niektórych była to pierwsza "dycha" w życiu - dla nich mam dobrą informację: od tej pory raczej będzie już tylko łatwiej.

Bieg Mikołajkowy w Lesie Kabackim - Piotr Romejko (w pomarańczowej czapce)Bieg Mikołajkowy w Lesie Kabackim - Piotr Romejko (w pomarańczowej czapce) Joanna Parfianowicz Fot. Joanna Parfianowicz. Piotr Romejko w pomarańczowej czapce.

Na metę wpadłem ledwo żywy - Krzysiek zadbał o to, bym dał z siebie co najmniej 100%. Myślałem, że położę się tam i wytopię olbrzymią dziurę w śniegu, ale nie! - sympatyczna atmosfera osiągnęła apogeum właśnie na mecie, gdzie na biegaczy czekali kibice, gorąca grochówka, herbata, a nawet grzaniec! Nic dziwnego zatem, że zamiast dogorywaniem w śniegu raz dwa zająłem się wesołym pałaszowaniem grochówki pogadując z komicznie oblodzonymi biegaczami - wydmuchiwana i zamarzająca para wodna sprawiła, że Krzysiek wyglądał jakby właśnie wrócił z wyprawy na biegun, a większość biegaczy miała pozamarzane... rzęsy. Miłym akcentem były też upominki w postaci medali i ozdób świątecznych.

Jeżeli uważacie, że organizowane o tej porze roku w całej Polsce Biegi Mikołajkowe to szaleństwo to... może macie rację. Ale przecież odrobina szaleństwa jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Tekst: Piotr Romejko

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.