"Pachnie to wyciąganiem pieniędzy" - internet krytycznie komentuje pomysł PZLA ws. licencji dla biegaczy

Pomysł Polskiego Związku Lekkiej Atletyki dotyczący wprowadzenia od przyszłego roku licencji dla biegaczy i certyfikatów dla organizatorów imprez, wywołał burzę w internecie.

PZLA planuje wprowadzić dla amatorów bezpłatną kartę biegacza oraz płatną licencję, tzw. premium - około 40 zł rocznie. W zamian biegacz miałby otrzymać: ubezpieczenie, zniżki na sprzęt sportowy, rabaty na opłaty startowe oraz korzystne ceny na badania medyczne we wskazanych placówkach. Certyfikat byłby bezpłatny, ale warunkiem jego otrzymania byłoby ubezpieczenie uczestników od niebezpiecznych wypadków NNW oraz pokrycie kosztów przyjazdu delegata związku. Projekt ma już nazwę: "Klub biegacza PZLA" .

PZLA vs. organizatorzy biegów: "To niemądry pomysł urzędników"

Jego idea została jednak negatywnie przyjęta przez biegaczy. Pod tekstem "Licencje biegaczy i certyfikaty jakości imprez. Skok na kasę amatorów, czy troska o ich bezpieczeństwo" pojawiło się ponad 200 komentarzy, z czego zdecydowana większość jest mocno krytyczna. Oto kilka z nich:

karol180303: "Standardy i bazy wyników podobają mi się takie jakie są. Zamiast na licencję wolę wydać na przejazd i nocleg. Ze startami trzeba będzie się przenieść za granicę"

peppers01: "Pachnie to trochę wyciąganiem pieniędzy oraz danych osobowych na potrzeby szeroko pojętego marketingu. Być może chodzi również o wprowadzenie swoistego monopolu na rynku imprez biegowych.

Dużo zależy od tego ile owa karta miałaby kosztować i ile danych osobowych zawierać. W przypadku gdyby była obowiązkowa i kosztowała kilkadziesiąt złotych z pewnością straciłyby na tym małe, kameralne imprezy biegowe (np. GP Warszawy). W końcu wielu biegaczy, szczególnie prawdziwych amatorów, nie zgodzi się płacić podwójnie (za kartę oraz za start) za możliwość uczestnictwa w mniejszych imprezach."

Mammy runs: "Abstrahując od pomysłu licencji i związania z amatorskim bieganiem PZLA, jestem absolutnie za wprowadzeniem zaświadczeń lekarskich potwierdzających brak przeciwskazań do biegu - wypełnianych przez lekarzy na podstawie podstawowych badań lekarskich, ważnych przez rok. Dokładnie takie zaświadczenie jest wymagane na biegach we Włoszech i wcale nie rodzi to problemów, żeby raz do roku zrobić EKG, morfologię i komplet podstawowych badań. Dzięki temu niektórzy mogą się dowiedzieć, że choć z pozoru wszystko gra jak należy, to np. organizm zmaga się z jakąś poważniejszą chorobą etc."

warszawiak67: "Licencje może nie koniecznie. Raczej wolałbym obowiązkowe przedstawienie badań od lekarza medycyny sportowej, ważne pół roku, przedstawiane przed każdym startem."

wrorafa: "No dobra, ale PZLA sobie może, to jakaś organizacja. Przecież nie mogą nikomu nic narzucić, ani zabronić. Nie trzeba do niej należeć, żeby biegać i organizować zawody. Jaki problem chcą tym rozwiązać?"

Tomasz: "Co roku organizuję trzy imprezy biegowe w 26-tysięcznym Żaganiu. Zaznaczę - organizuję je z pasji, za darmo, z grupą takich pozytywnych wariatów, jak ja... Nie zarabiamy na tych biegach, robimy je dla ludzi, tak by byli zadowoleni i chyba są.

Warto zwrócić uwagę na kilka rzeczy z punktu widzenia organizatora. Ubezpieczenie to akurat sprawa ważna i nie tak droga. Może podnieść opłatę startową o 5 zł, ale jest inny problem. Większość biegów w Polsce nie posiada na dziś statusu imprezy sportowej, a jedynie imprezy rekreacyjnej - po prostu swoistego happennigu.

Obawiam się, że licencja PZLA spowoduje, że takową imprezą sportową się stanie (jeżeli o licencję się nie postarasz będziesz "wytykany palcami" przez PZLA). A to w przypadku większości biegów oznacza, przy przekroczeniu tysiąca uczestników - status imprezy masowej, czyli m.in. ok. 50 licencjonowanych ochroniarzy na każdy bieg!

Czy ktoś w PZLA wyobraża sobie, jakie to są koszty dla organizatorów biegów, którzy na dziś zabezpieczają trasę np. przy pomocy żołnierzy lub ochotniczych straży pożarnych? No i przed czym i przed kim będzie ta ochrona zabezpieczać (a wymóg ustawowy jest). To spowoduje ogromny wzrost po stronie kosztów.

Nie będę już wspominał o, jak to wspomniał Pan z PZLA "tylko" delegacie Związku, który za łaskawy przyjazd skasuje ponad 500 zł, bo wydelegują go z daleka, każą nakarmić i zapewnić nocleg.

My np. w Żaganiu mamy biegi organizowane społecznie, ale już duże (na 500-700 osób startujących) i jak powiem sponsorom, że ich kasa idzie na ochronę i pana z PZLA, to mnie w najlepszym wypadku wyśmieją.

Stowarzyszenie biegów w jednej organizacji - tak! Płacenie haraczu PZLA - nie.

Jeżeli związek chce się o nas zatroszczyć, niech stworzy odpowiedni wydział, zaprosi do działania w nim realnych organizatorów biegów ulicznych i da im do dyspozycji budżet. A nie próbuje działać w drugą stronę."

mal_tka123: "Wygląda, że PZLA szuka kogoś, kto będzie łożył na ich pensje. Jeżeli wprowadzą certyfikaty i licencje, to z tych pieniędzy powinni zapewnić biegaczom badania i nagrody według pomysłu organizatorów, a może też obsługę medyczną, bo przecież bardzo troszczą się o zdrowie biegaczy."

Marek Marczyk: "Skok na kasę już się odbywa. Wysokość "wpisowego" na większość biegów zaczyna być abstrakcją."

Wybrał: Damian Bąbol

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.