Biegają po miłość

Powiedział, że woli pobiec z mamą. Fajnie mieć takiego syna

Poznań,maraton,para na maraton

Pod koniec ponad 150 biegackich amatorów zgłosiło się do "Gazetowej" drużyny na 10. Poznań Maraton 11 października. Wybraliśmy pięć, inne opisują swoje przygotowania na stronie akcji Polska Biega. Wszyscy ci amatorzy mają w 15 tygodni przygotować się do najtrudniejszej konkurencji świata - ponad 42-kilometrowego biegu. Wariacki pomysł, ale czuwa nad nimi nasz reporter (i kwalifikowany trener) Wojtek Staszewski. Stał się ich ojcem, doradcą, opiekunem, terapeutą, katem. Ale najciekawsze rzeczy dzieją się między nimi - ta przygoda ich zbliża, pomaga odkryć uczucia, co ich łączy. Zresztą poczytajcie sami. O kumplach, którzy nie mogą się nadziwić, jak ich to bieganie zbliżyło. O ojcu, który może sobie tak od serca pogadać z własnym synem - wielka rzadkość. O mamie, która nie może się nacieszyć, że syn wybrał ją do maratońskiej pary. O małżonkach, których relacja przegląda się w biegackim wysiłku. Mnie, który przed Poznaniem przebieram nogami (dosłownie i w przenośni), te ich opowieści zachwyciły. Może dlatego, że wiem, ile w ciężkim treningu jest smaku, wysiłku, prawdy, bólu i rozkoszy. Za 24 dni zobaczymy się na starcie, a potem, w zupełnie innym stanie, na maratońskiej mecie.

Jarosław i Grzegorz Chajnowscy - ojciec i syn z Koszalina. Jarosław (46 lat) jest policjantem Komendy Wojewódzkiej w Gdańsku, Grzesiek (19) został świeżo przyjęty na prawo na Uniwersytecie Szczecińskim

Jarek: To wszystko przez niego Zacząłem biegać przez syna i w maratonie wystartuję przez syna. Pięć lat temu Grześ miał wypadek. Cudem uniknął wózka, nie mógł wrócić do swojej ukochanej koszykówki, bieganie było najlepsze. No i biegał, biegał, dołączyłem najpierw, żeby schudnąć (ważyłem 96 kg, już zgubiłem 10). "Para na maraton" to też jego sprawka. Młody jest, przeszedł wiele, chce sobie udowodnić, że może wszystko, ambitniak. Z Wojtkiem Staszewskim ustawili wysoko poprzeczkę - 3 i pół godziny w maratonie. Grzesiek nie dopuszcza myśli, że może pobiec wolniej. Śmieję się, że na starcie będziemy obok siebie, a potem zobaczę go hen, hen, między Kenijczykami. W tygodniu biegam wieczorami, po pracy, a jeszcze muszę dojechać 70 km ze Słupska do domu. Grześ ma wakacje, biega sobie, kiedy chce. Wspólny trening mamy w soboty, lubię to, bo sobie porozmawiamy. W ogóle dogadujemy się świetnie; o Jezu! Jacy my jesteśmy ze sobą związani! Lada moment Grzesiek wyprowadza się do Szczecina. Zaczyna wymarzone prawo. Żonie ciężko się przyzwyczaić się do tej myśli, ale 19 lat to dobry wiek dla faceta, żeby pójść w świat. Kilka dni temu dopadła Grześka grypa żołądkowa, boję się, że może ma trochę osłabiony organizm. Faszeruję go suplementami i witaminami, które kupiłem dla siebie - starego dinozaura z 25-letnim stażem w policji. Dla mnie takie treningi to nie hop-siup!

Grzesiek: Sprzątam i trenuję Jestem na etacie domowej sprzątaczki. Zanim pojadę na studia, odrabiam pańszczyznę: rodzice w pracy, a ja trenuję i zajmuję się domem. Udało mi się upiec sernik. Z tatą biega się dobrze, ale - jak dla mnie - za wolno. Za to on mówi, że za bardzo cisnę tempo. Ale jak mam nie cisnąć, jeśli celuję w 3:30? W Szczecinie mam już obcykane ścieżki biegowe, tam jest dużo lasów, taki dziki kraj. Z Koszalinem kontaktu nie stracę, to miasto odprężenia. Może będziemy z tatą dalej biegać te długie kawałki w soboty?

Dorota (38 lat) i Adam (39 lat) Nowaczykowie z Karlina w woj. zachodniopomorskim. Małżeństwo z 15-letnim stażem. Pracują w Wiosce Dziecięcej SOS, mają pod opieką: Amelkę, Dagmarę, Martę, Krystiana, Adriana i własną córkę Małgosię. Adam pracuje też w koszalińskim dzienniku "Miasto"

Dorota: Adam mnie pilnuje Jak Adam wysłał zgłoszenie do "Pary na maraton", to wiedziałam, że się dostaniemy. On ma taką moc! Wiec zanim zadzwoniliście z "Gazety", zaczęłam biegać. Adam ma dar wciągania. Właściwie daje haczyk, i ja się sama wciągam. Tak było z rolkami, potem zaraził mnie jogą! Gdyby nie on, to bym się do biegania nie pchała. Nie trawiłam WF-u, żeby się tylko nie spocić. A teraz widzę, że mało rzeczy w życiu tak systematycznie robiłam, jak te treningi teraz. W lecie podrywałam się o świcie, żeby biegać ("Do diabła! Są wakacje, to po cholerę się zrywam wcześniej niż w roku szkolnym?" - tak czasem myślałam). Jak biegniemy razem, to męża widzę od tyłu, bo prowadzi. Podoba mi się taki. Szybko stygnę, marznę, więc od razu chciałabym do domu na kąpiel. Ale on nie pozwala, każe się rozciągnąć. I mówi, że muszę dać z siebie wszystko, bo maraton poznański będą transmitować w Eurosporcie. Czy on mnie nie wkręca? Adam przestał grać w piłkę z kolegami, bo kopią po całości, a nasze nogi to teraz cenna rzecz. Gdy sczerniał mi paznokieć, Adam kupił mi nowe buty. A teraz oboje mamy nówki, bo jego parę ukradli nam sprzed drzwi domu. Chodzimy po okolicy i przyglądamy się butom - może znajdziemy te jego granatowe nike? Czy w Poznaniu startuje Robert Korzeniowski? Chciałabym mieć z nim zdjęcie. Nawet mi się śnił. On i Partyka.

Adam: Żonę ma się tylko jedną Chcemy przebiec maraton razem, noga w nogę. Ustaliliśmy, że debiut ma być naprawdę wspólny. Dorota biega wolniej, będę się musiał powstrzymywać. Ale słowo się rzekło, żonę ma się tylko jedną (przynajmniej ja). A Dorota nie będzie ze względu na mnie jakoś sztucznie przyspieszać, jest zbyt ostrożna. Będzie moim prywatnym generatorem pokory wobec dystansu, bo z natury jestem wyrywny, mógłbym ruszyć za szybko, a potem paść. Na trening wychodzimy razem, a potem każde leci po swojemu. Mamy taką półtorakilometrową pętlę w lesie, widzimy się raz na jakiś czas, zazwyczaj przy naszym krzaku rozpoznawczym, gdzie chowamy butelki z wodą. Wojtek Staszewski wprowadził nam trening z narastającą szybkością - na poniedziałek, ale tacy byliśmy ciekawi, że zrobiliśmy to już w piątek. Podobają mi się te trenerskie udziwnienia, a to podbiegi, a to interwały. Czuję dreszczyk emocji, Dorota też żyje tymi treningami, podczas biegania ma wizje, jak to na mecie wiwatują na jej cześć. We śnie też biega. A dzieciaki? Same nas wyrzucają z domu - im dłużej nas nie ma, tym lepiej. Zostają z naszą etatową "ciocią" i oglądają telewizję. Żadnych obowiązków, ględzenia. Podobają im się te nasze maratońskie treningi.

Agnieszka i Rafał Przyszlakowie. Małżeństwo z Rzeszowa. Ona (35 lat) pracuje na wydziale WF Uniwersytetu Rzeszowskiego, on (36 lat) jest instruktorem nordic walking. Rodzice maleńkiej Zosi, półtorarocznego Franka i 6-letniej Ani

Rafał: Ona uciągnie wszystko Jak Wojtek Staszewski zapytał, czy może dać Agnieszce cztery treningi tygodniowo, powiedziałem: "Była piłkarką ręczną, uciągnie wszystko!". Mocna i niesamowicie sumienna. Jak West mówi, że w piątek ma być tyle a tyle, to ona zrobi tyle a tyle, choćby się waliło i paliło. Taka w ogóle jest. Szczyt rzetelności i zorganizowania. Jak ma miesiąc na przygotowanie referatu, to codziennie dopieszcza po kawałku. Ja jestem jej przeciwieństwem, robię na ostatnią chwilę, po nocach, aby było. W środę miałem mieć wybieganie, ale najpierw Polska - Hiszpania, potem Inter - Barcelona i zasiedziałem się przed telewizorem do 23 i dałem spokój. Agnieszka tak pokombinowała, żeby i mecze obejrzeć, i trening zrobić. Tylko w lipcu biegaliśmy razem, bo dzieciaki były u dziadków, więc mogliśmy skoczyć we dwójkę na stadion. Może teraz się uda, bo czekamy na desant teściów z Częstochowy. Aga biega jak ćma. Tyle że po ciemku dla bezpieczeństwa musi omijać fajne biegowe tereny i lata po obwodnicach Rzeszowa z naszym psem Kontrą. Znajomi do mnie dzwonią: "Aaaa, widziałem twoją żonę wczoraj w nocy".

Agnieszka: Facet to facet W Poznaniu raczej nie będziemy biegli razem. Nie przerabialiśmy na krótszym dystansie, więc nie mamy zamiaru na 42 km. Zresztą facet to facet, jest szybszy, chce się pościgać, a nie przy żonie cały czas. Włączy mu się rywalizacja. Jak wracam z wybiegania, oddaję pulsometr Rafałowi. On jest od spraw technicznych i medialnych: raportuje Wojtkowi Staszewskiemu, co u nas, dyskutuje o planach treningowych, wrzuca teksty do blogu. Przydaje się.

Jakub Sybilski z Legionowa (30 lat), analityk, pracuje dla księgarni, i Jakub Prochacki (26 lat), budowlaniec z Sokołowa Podlaskiego. Kumple.

Kuba S.: Adrenalina startowa "Misja maraton" bardzo nas zbliżyła. Pobiegliśmy razem półmaratonie w Pile 6 września, takie przetarcie na imprezie biegowej. Lało, zimno, ale atmosfera znakomita. Uderzyła nam do głów adrenalina startowa. Ja celowałem w 1 godzinę 45 minut, Kuba szukał pacemakera z balonikiem na dwie godziny. Udało się nam, jesteśmy z siebie zadowoleni.

Kuba P.: Ciągnął mnie za uszy Aż się nie chce wierzyć, że znamy się z Sybilem tak krótko! Sybil trenował sobie od zawsze na stadionie Skry, dołączyłem do niego i gdyby nie ta jego samodyscyplina, nie biegałabym tak jak teraz. Przydał się, zwłaszcza gdy miałem furę roboty, a on mnie z uporem maniaka ciągnął na bieżnię. Po półmaratonie w Pile pojechaliśmy do znajomych pod Zgorzelec. Bieganie, rower, wspinaczka na Śnieżkę, zwiedzanie pogranicza: Goerlitz, Zittau, Lobau, Bogatynia. Baaardzo intensywnie. Teraz regeneruję się w Sokołowie, mam jeszcze tydzień urlopu.

Bożena Knorps-Sobiechowska i Piotr Sobiechowski, mama i syn. Bożena (48 lat) jest właścicielką sieci sklepów odzieżowych w Brodnicy, Piotr (21 lat) studentem farmacji na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym

Bożena: Jeszcze tylko ta chemia! Z synem teraz mało co rozmawiam, jest w szale sesji poprawkowej. Wciąż walczy z chemią analityczną. Jak będzie miał z głowy, zacznie trenować na ostro. Trochę się boję, że może będzie za późno, tyle słyszałam historii o maratońskiej "ścianie", że jak ktoś nie jest przygotowany, to może nie dobiec do mety. A on na to, że zawsze można przerzucić się na marsz i nie ma takiej opcji, żeby zejść z trasy. Dla niego to będzie na pewno łatwiejsze niż dla mnie. Piotrek jest lekkoatletą, na 800 m ma świetną życiówkę 1:55,22), jeździ na obozy sportowe. Słucham go jak trenera, jest też moim psychologiem sportowym. Jak miałam kryzys, tłumaczył mi, że mam do tego prawo i że jak odrzuca mnie od biegania, to powinnam zrobić przerwę. Tonuje moje ambicje, powtarza, że i tak zrobiłam niesamowity postęp.Razem trenowaliśmy raptem kilka razy. Piotrek pokazywał mi, jak się rozciągać, jak robić podbiegi. A potem on w swoją, ja w swoją. Nigdy nie byłam zbyt wylewną mamą. Jak Piotrek zgłosił nas do "Pary na maraton", zapytałam, czy aby na pewno chce ze mną, bo jego dziewczyna studiuje na AWF-ie, biega na krótkie dystanse, byłoby im prościej. Powiedział, że woli z mamą. Fajnie mieć takiego syna. Tylko niech już zda tę chemię!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.