Para na maraton na MECIE!

Bożenka i Piotrek, Aga i Rafał, Dorotka i Adam oraz Jarek z Grześkiem - to nasi bohaterowie

Moc była na nimi!

Bożena Knorps-Sobiechowska (48), Szafarnia (woj. warmińsko-mazurskie) i Piotr Sobiechowski (21), Brodnica/Gdańsk

W przeddzień maratonu Piotr ciągle był nienajedzony i nerwowy. Bolała go głowa, twierdził, że ma kłopoty ze wzrokiem. Zżerała go trema. Rano tryskał już humorem. Bolały go nogi, ale czuł się świetnie. Wpadł na metę w doskonałym czasie 3:21:17. Celował w 3:30, ale nogi same go poniosły!

Piotr: - Mama rano trzęsła się z zimna i nerwów. W ukochanej koszulce z różową wstążeczką, w pelerynie z logo Polska Biega ruszyła na start. Pogoda okazała się dla niej łaskawa, bo uwielbia i zimno, i deszcz.

Bożena na początku zdecydowała się na Gallowaya (rotacyjnie marsz i bieg). Była zachowawcza, jak tylko można - 7 min/km. Chyba nikt nie spodziewał się, że na mecie pojawi się tak szybko - przebiegła maraton w 4:35!

Bożena: - Na 30 km dostałam wiatr w żagle. Po prostu mnie niosło. Nałożyłam słuchawki na uszy, ludzie patrzyli na mnie ze zdziwieniem, bo zaczęłam śpiewać! Przyśpieszyłam jeszcze bardziej na ostatnich kilometrach. Czuje się cudownie. Jest we mnie moc!

Jarosław Chajnowski (46) i Grzegorz Chajnowski (19), Koszalin

Akcja - rewelacja

Jarek odnalazł na trasie bratnią duszę - Radka z Poznania. Od 30 km wspólnie zdecydowali się na Gallowaya. Co 2-3 km robili 100 metrów marszem. Ale Jarkowi coraz trudniej było się rozkręcić po marszu, więc poszedł na całość i wrócił do czystego biegu. Na metę dotarł z czasem 4:15.

Jarek: - Nie ma co się oszukiwać - czuję brzemię tych 42 km. A właściwie nie ja, tylko moje kolano. Jak się mój lekarz dowie, że przebiegłem z kontuzją prawie 43 kilometry, to mi nie uwierzy! Ale nie żałuję. Było świetnie. Organizacja: rewelacja, atmosfera: rewelacja, ludzie z drużyny Polska Biega: rewelacja. Gdyby nie ta akcja, nigdy bym tego nie przeżył. Dzięki!

Grzesiek przerósł oczekiwania wszystkich. Ukończył maraton w 3:44.

W trakcie biegu zatrzymał się tylko raz, na punkcie żywieniowym. - Jestem po prostu szczęśliwy - powiedział na mecie. My dodajmy: i trochę zmęczony. Mama Grześka Violetta po maratonie zawiozła swoich chłopaków do Koszalina, a stamtąd musieli jeszcze odwieźć Grześka 170 km do Szczecina, bo ma jutro ważne zajęcia na uczelni (jest na pierwszym roku prawa). - Mamy nadzieję, że da radę o własnych siłach wejść do sali wykładowej - śmieje się Jarek.

Agnieszka (35) i Rafał (36) Pyszlakowie, Rzeszów

Para na dobre i maraton

Koncentrowali się na tym, żeby przebiec. Nie mieli ciśnienia na wynik. To dopiero para - cały dystans biegli razem. Do połowy - razem z Dorotą i Adamem Nowaczykami z Karlina. Tworzyli wesołą czwórkę, biegli niespiesznie, żartowali. A potem się rozłączyli.

Agnieszka i Rafał pojawili się na mecie w 5 godz. i 23 min. Rafał kwitnący, Agnieszka zmarznięta i naprawdę zmęczona. Na 37 km zdecydowali się na Gallowaya. Trochę biegli, trochę szli. I wtedy zrobiło się Agnieszce okropnie zimno.

Agnieszka : - Znaleźliśmy na trasie opaskę na głowę z polaru i bluzę z napisem Tiger. Bardzo dziękujemy właścicielom tych rzeczy, dzięki wam nie umarłam zimna!

Rafał: - Teraz już jest lepiej. Właśnie zjedliśmy kolejny makaron i ogrzaliśmy się. Oczywiście mamy tzw. zestaw bolący. Tu ciągnie, tam, boli, tu strzyka. Ale cel osiągnięty. Po drodze spotkaliśmy legendę poznańskiego maratonu - Marię Pańczak - panią z parasolką, która zawsze wbiega na metę ostatnia. Superprzeżycie.

Dorota (38) i Adam (39) Nowaczykowie, Karlino (woj. zachodniopomorskie):

Dzieciaki to ich doping

Na mecie pojawili się razem, dwie minuty po Przyszlakach. Czas: 5:25. Na mecie Dorota wtuliła się w Adama, obległy ją dzieci z ich Wioski SOS: Dagmarka, Małgosia, Adrian i Kuba. Popłynęły łzy wzruszenia.

Dorota : - Do 24 km to była czysta przyjemność: człowiek pogadał, coś przegryzł na spokojnie. Ale potem było już gorzej. Od 35. kilometra jęczałam, że chcę do domu. Ale jak zobaczyłam nasze dzieciaki, to od razu przyspieszyłam!

Adam : - Dorota była zaskakująco rozmowna. I to ona rządziła tempem. Jak było trzeba, ja również przechodziłem w marsz. Dorota na mecie marzyła o jednym - żeby już być z powrotem w domu. Boli ją kolano, ale nie żałuje.

Dorota : - Pod koniec brakowało mi kibiców na trasie. Może już nikt nie chciał na nas czekać, bo było zimno? Co do mnie - nie wiem, ale Adam na pewno jeszcze przebiegnie niejeden maraton. Myślę, że będzie się na duże imprezy biegowe umawiać z Rafałem Przyszlakiem.

Copyright © Agora SA