Bieganie z muzyką - co nam daje, a co zabiera?

Jedni bez muzyki biegać nie potrafią, inni biegania z muzyką nie akceptują. Co daje i zabiera biegaczom muzyka? Oto subiektywny przegląd plusów i minusów biegania ze słuchawkami na uszach.

Plusy biegania z muzyką:

Sposób na nudę. Ustalmy - bieganie często bywa, jeżeli nie nudne, to monotonne. Sposobów na walkę z monotonią jest przynajmniej kilka: plany treningowe, bieganie w różnych miejscach, po różnych trasach oraz właśnie muzyka.

Muzyka to lek na samotność biegacza. Wiele osób lubi biegać bez towarzystwa, albo po prostu nie ma z kim pobiegać (np. ja). W takim przypadku kompilacja naszych ulubionych kawałków zdecydowanie uprzyjemnia nam trening.

Odcinamy się od świata. Ze słuchawkami na uszach zapominamy o bożym świecie. Jesteśmy tylko my, trasa i muzyka. Nic więcej w tym momencie się nie liczy.

Dyktuje nam rytm biegu. Dobrze dobrane kawałki umożliwią nam bieganie w odpowiednim tempie.

Możemy sobie pośpiewać. Większość z nas lubi śpiewać, choć często jest to tylko żałosne zawodzenie (do czego się bez bicia przyznaję). Nie zmienia to jednak faktu, że śpiewanie w nas siedzi. Ja śpiewam /wyję (niepotrzebne skreślić) pod prysznicem, czy przy gotowaniu. Śpiewam także biegając ze słuchawkami na uszach. Oczywiście w pewnych warunkach - jeśli nie biegnę zbyt szybko, nie robię np. podbiegów itd. Aha, jak widzę innego biegacza lub spacerowicza to ze śpiewu przechodzę w ciszę, ewentualnie nucenie pod nosem. Wstyd górą.

Relaksuje. Tego z autopsji nie znam, ale każdy widział sportowców relaksujących się i/lub koncentrujących się przed zawodami właśnie przy muzyce. Skoro tylu z nich to robi, to chyba musi działać. Ja z kolei relaksuję się dźwiękiem po bieganiu. Wtedy słucham czegoś mniej energetycznego.

Minusy biegania z muzyką

Odcinamy się od świata. Plus, który jednocześnie jest minusem. Słuchając prywatnej listy przebojów zapominamy o bożym świecie. To fakt, ale ten bynajmniej nie znika. Ba, ciągle tu jest ze wszystkimi swoimi zagrożeniami. Jakimi? Te można mnożyć. Wystarczy wspomnieć, że przy muzyce możemy nie zauważyć: nadjeżdżającego i trąbiącego samochodu, innych biegaczy czy spacerowiczów oraz psów, które właśnie złapały nasz trop i podążąją za nami w celach bynajmniej nie towarzyskich. Sam kiedyś znalazłem się w podobnej sytuacji. Na szczęście w odpowiednim momencie zdołałem się zatrzymać i skończyło się tylko na strachu, bo piesek ze szczęką jak imadło stracił zainteresowanie moją osobą.

Odcinamy się od świata. Tak to nie pomyłka. Znowu o tym samym, chociaż nie do końca. Przy muzyce nie rejestrujemy naturalnych dźwięków otoczenia. A te - jeśli biegamy w odpowiednim miejscu - są często równie przyjemne jak nasze ulubione kawałki wgrane na ''empetrójkę''. Szum wody, drzew czy śpiew ptaków - brzmi banalnie, ale właśnie często przy bieganiu mamy niepowtarzalną okazję je docenić.

Może nas demobilizować . Jak? Źle dobrana muzyka może przynieść efekt odwrotny od zamierzonego. Zamiast pobudzać będzie demotywować. Kiedyś wziąłem ze sobą w trasę ''biegową playlistę'' zawierającą jazz. Efekt był taki, że zupełnie nie radziłem sobie na trasie. Nie mogłem się zupełnie skoncentrować i ostatecznie po kilkunastu minutach dokonałem jedynego słusznego wyboru - wyłączyłem odtwarzacz. Pomogło.

Jest niewygodnie. Niewygoda tym razem nie dotyczy samej muzyki (o tym w punkcie wyżej), ale urządzenia, które ją nadaje. Niektórym po prostu trudno przyzwyczaić się choćby do opaski na ramieniu, ''smyczy'' na szyi, w której ulokowana jest np. ''empetrójka''.

Podsumowując. Jestem biegaczem środka. Kiedyś biegałem wyłącznie z muzyką, aktualnie w ogóle mi nie towarzyszy. Plusy i minusy zestawiłem na podstawie własnych skromnych doświadczeń. Liczę na Waszą pomoc. Co Wam daje i zabiera muzyka?

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.