Biegowe demotywatory. Co źle wpływa na nastawienie do treningu i jak to zwalczyć?

Nie chce mi się. To nic nie daje. Poszedłbym biegać, ale to nudne. I tak nie będę lepsza od taty Marcina. Jeśli kiedykolwiek zdarzyło ci się powiedzieć lub pomyśleć jedno z tych stwierdzeń (lub podobne), to przeczytaj ten tekst. Do końca!

Problem: "On jest gruby, a biega szybciej niż ja"

Niemalże każdy biegacz - początkujący czy zaawansowany - chce być częścią cudownego biegowego światka, chce być częścią tej wspaniałej społeczności. Amatorzy z podziwem i niekrytą zazdrością patrzą na takie sławy jak Paula Radcliffe czy - bliżej naszego podwórka - Marcin Lewandowski. Gorzej jednak, gdy zaczynamy regularnie śledzić biegowe poczynania naszych znajomych, którzy niekoniecznie są na takim samym poziomie wytrenowania, jak my. A mowa tu o niczym innym, jak o porównywaniu się. Robisz taki sam tygodniowy kilometraż, jak twój kumpel z czasów licealnych, ale on robi to w tempie 4:15 min/km, a ty ledwo dyszysz biegnąc każdy z tych kilometrów w sześć minut? Tak, on jest szybszy. Nie, to nie jest powód, żeby przestać biegać. Ba! To nawet nie jest powód, żeby nagle zacząć biegać więcej i szybciej! Porównywanie się do osób ze swojego otoczenia jest dobre tylko wtedy, gdy cię motywuje. Jeśli zaczynasz myśleć o sobie jako o "cienkim Bolku" patrząc na wyniki swoich znajomych - powinna ci się zapalić czerwona lampka.

Rozwiązanie: Rób swoje! Po prostu się wyluzuj. Jeśli korzystasz z jakiejś strony internetowej, na której publikujesz swoje treningi i możesz obserwować postępy swoich znajomych - być może powinieneś z tego zrezygnować, bo to cię rozprasza. Trenuj sobie po cichu i pamiętaj, że każdy z biegaczy ma inne możliwości. Jeśli twój znajomy nie ma rodziny i dlatego może pozwolić sobie na hasanie 5 razy w tygodniu, to ty - przy swojej piątce dzieci i trzech psach - nic nie poradzisz, nie zrobisz w tygodniu stu kilometrów. Najzwyczajniej w świecie - rób swoje i nie oglądaj się na innych!

Problem: "Biegam, biegam, biegam, biegam, biegam, biegam i... nic"

To bardzo silny demotywator. Ile razy zdarzyło ci się pomyśleć, że wypruwasz sobie żyły, żeby schudnąć lub wreszcie nie mieć zadyszki przy wchodzeniu na trzecie piętro, a rezultatów wciąż brak? Diagnoza: charakteryzuje cię brak cierpliwości. Dzisiejszy świat to świat szybkich efektów: wysłany e-mail trafia do adresata po ułamku sekundy, o ważnym wydarzeniu można za pomocą SMS-a powiadomić znajomego na drugim końcu Polski w niespełna minutę, na buty zamówione w Stanach nie trzeba czekać dłużej niż tydzień (no, może tylko zwrot podatku przychodzi do nas jakąś okrężną drogą...). Dziś ludzie nie chcą czekać. Na nic. Dlatego pewnie i ty nie chcesz się pogodzić z tym, że mimo regularnych treningów, mimo wypełniania planu, mimo krwi, potu i łez - wciąż nie możesz pobić swojej życiówki sprzed roku. Wiemy, to boli. Ale niestety - tak po prostu bywa.

Haruki Murakami w swojej książce "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" słusznie zwraca uwagę, że ból jest nieuchronny - to cierpienie jest kwestią wyboru.

Rozwiązanie: Daj sobie czas! Na twoje wyniki ma wpływ ogromna ilość czynników. Czasem nie wystarczy ciężki trening, taki z elementami szorowania nosem po betonie. Przyjrzyj się sobie. Spróbuj odpowiedzieć na pytania: "Czy nie trenuję za ciężko?", "Czy robię wszystko tak, jak trzeba?", "Czy nie jestem zbyt ambitny?" - ambicja bywa zgubna, nie tylko w świecie biegania. Odpuść sobie zamartwianie się, a efekty same przyjdą. Może później niż tego oczekujesz, ale dzięki temu tym bardziej będziesz się z nich cieszyć!

Dawaj z siebie, ile możesz, ale jednocześnie pamiętaj, że nie dasz z siebie więcej niż możesz.

Problem: "Bolą mnie noooogi..."

W życiu każdego początkującego biegacza nastaje taki czas, że w pewnym momencie treningu - jak ciężki by on nie był - zaczynają boleć nogi. Ten moment następuje mniej więcej po... 10 minutach biegu. Łydki ciągną, uda palą, a czasem po prostu wykrzywia się kostka albo w piersi pojawia się ból. Nie wszyscy, którzy zaczynają swoją przygodę z bieganiem, są gotowi to zaakceptować. Bieganie powinno przecież sprawiać przyjemność, powinno być odpoczynkiem od pracy i obowiązków domowych. Czy tak właśnie myślisz? Myślisz tak i nie godzisz się na ból?

Rozwiązanie: Niech boli! Jeśli i ty jesteś w tej grupie ludzi, którzy nie zgadzają się na ból podczas treningu, oznacza to, że najprawdopodobniej bieganie traktujesz jako element modnego lifestyle'u. To źle. A przynajmniej nie do końca dobrze. Jeśli trening ma dawać jakiekolwiek efekty, to musisz zaakceptować, że będzie on przynosić ból - mniejszy lub większy. Haruki Murakami w swojej książce "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" słusznie zwraca uwagę, że ból jest nieuchronny - to cierpienie jest kwestią wyboru. Podczas jednych z zawodów biegowych, w których startowałam, bardzo bolały mnie nogi. W odpowiedzi na moje narzekania usłyszałam od swojego biegowego partnera: "Zawsze będzie cię boleć. Niezależnie od tego, ile trenujesz. Po prostu z czasem - przy takim samym bólu - będziesz biec trzy razy szybciej". I to jest prawda. Ból to oznaka, że twoje mięśnie pracują. Do ciebie należy wybór, czy nazwiesz to cierpieniem.

W pewnym momencie w twojej głowie może się zrodzić myśl, że bieganie jest: a) za ciężkie, b) za trudne, c) pochłania zbyt wiele czasu, d) wszystkie odpowiedzi są poprawne.

Problem: "Bieganie jest nudne. A na treningi podwodnego hokeja na lodzie mnie nie stać..."

Myślisz sobie, że warto by było pójść pobiegać, ale trochę przeraża cię wizja kolejnego "bezsensownego" godzinnego przebierania nogami? Długie wybiegania, nawet jeśli robi się je w pięknej scenerii, potrafią nużyć. Zdarzyło ci się wrócić do domu wcześniej, niż to planowałeś, tylko dlatego, że po prostu się znudziłeś? Nic w tym dziwnego. Ciągły bieg przed siebie bywa mało ciekawym zajęciem - zarówno zdaniem obserwatora, jak i samego biegacza. Dlatego, gdy wieje nudą, warto się trochę postarać i zmienić parę rzeczy. (Być może znasz już ten tekst z sypialni, ale nie zniechęcaj się do dalszego czytania!).

Rozwiązanie: Baw się! Poradzenie sobie z problemem nudy w czasie treningu jest proste, efektywne, a czasem nawet również efektowne. Wprowadź do treningu elementy, których nie wykonujesz na co dzień. Wiesz, co to zabawa biegowa? Nie? Obce są ci owiane złą sławą skipy i wieloskoki? Spróbuj! Pobiegnij do lasu, powbiegaj na górki, powskakuj na głazy, wypróbuj różne powierzchnie (wiesz, jak się biega po kupie liści? a jak po śliskich konarach?). Takie ćwiczenia nie tylko urozmaicą twój trening, ale pozwolą ćwiczyć twoją propriocepcję i siłę biegową. Nie zwracaj wtedy uwagi na tempo - po prostu trochę się pobaw!

Problem: "Eee... Nie dam rady..."

To jest problem, na który składają się właściwie wszystkie poprzednie. To ogólne poczucie bezsensu w bieganiu i brak wiary we własne możliwości i we własne chęci. Człowiek myśli wtedy o sobie, że bez sensu jest biegać, bo i tak nie pobije swojej życiówki. Bez sensu jest trenować, bo i tak nie ukończy górskiego maratonu. Bez sensu jest się pocić, bo i tak nie pokona na dychę świetnej koleżanki. W pewnym momencie w twojej głowie może się zrodzić myśl, że bieganie jest: a) za ciężkie, b) za trudne, c) pochłania zbyt wiele czasu, d) wszystkie odpowiedzi są poprawne. To prawda, w pewnym momencie możesz nie dać rady. Być może będziesz musiał zejść z trasy maratonu na 30. kilometrze. Ale czy inni nie schodzili?

Rozwiązanie: Złap dystans! Porażka jest częścią tego sportu, jak każdego innego. Ważne, żeby umieć się z tym pogodzić. W jednej ze swoich piosenek zespół Radiohead śpiewa: "If you try the best you can The best you can is good enough"

I tego się trzymaj! Dawaj z siebie, ile możesz, ale jednocześnie pamiętaj, że nie dasz z siebie więcej niż możesz. Nie ma takiej możliwości. Kiedy masz siłę - fruń nad ziemią. Kiedy już nie dajesz rady - zejdź na bok i klaszcz innym. Twoja chwila jeszcze nadejdzie, spokojnie. Nadejdzie nie raz.

"Wszystko jest kwestią psychy"

To zdanie często powtarzają długodystansowi biegacze albo uczestnicy innych długich imprez (rajdów przygodowych, wyścigów kolarskich). To, co nas demotywuje, właściwie zawsze możemy zwalczyć psychiką. Niektórym wystarczy stanięcie przed lustrem i wytłumaczenie sobie samemu w prostych żołnierskich słowach, dlaczego warto biegać. Inni będą potrzebowali więcej czasu i bardziej intensywnej pracy nad sobą. Jednak jak ciężkim przypadkiem byś nie był, to w końcu uda ci się pozbyć wszelkich wątpliwości. A kiedy już to zrobisz, to po prostu idź pobiegać.

Tekst: Marta Szewczuk

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.