Bieganie a zawał serca

- Regularnie biegający człowiek może w dużym stopniu zabezpieczyć serce przed zawałem,  i pierwszym,  i kolejnym  - mówi kardiolog dr Robert Bujak.

Jeden z moich pacjentów, a prywatnie serdeczny kolega i sąsiad, 50-letni Wiktor (imię zmieniam na jego prośbę), prawie sześć lat temu miał zawał serca. Dopadł go w czasie urlopu na Mazurach. Trochę sam sobie winien: palił dwie paczki papierosów dziennie, mało się ruszał, miał podwyższone ciśnienie krwi i wysoki poziom cholesterolu, pracował w stałym stresie. Zawał był rozległy, stanowił bezpośrednie zagrożenie życia.

Aby zrozumieć, jak dochodzi do zawału, musimy wyobrazić sobie nasze tętnice wieńcowe, dwie rurki, które wychodzą z aorty i rozgałęziają się, by dostarczać dobrze utlenioną krew do serca. W zdrowych tętnicach krew płynie bez przeszkód. W chorych odkładają się blaszki miażdżycowe. Jeśli nagle pękną, to w tym miejscu powstanie skrzep krwi zamykający światło naczynia i część mięśnia sercowego zostanie pozbawiona dopływu utlenowanej krwi. Pacjent powinien jak najszybciej trafić do szpitala. Podajemy mu leki, a przede wszystkim wykonujemy koronarografię: wprowadzamy przez tętnicę udową sondę zakończoną balonikiem, docieramy aż do serca i rozpychamy niedrożną tętnicę. Krew płynie znowu swobodnie i zasila mięsień sercowy w tlen.

Wiktor nie miał dostępu do pracowni kardiologii inwazyjnej i był leczony jedynie farmakologicznie. Na koronarografię trafił dopiero po kilku dniach. Ale jego serce jakoś to wszystko nieźle wytrzymało.

Powiedziałem, że musi nie tylko brać lekarstwa - kilka leków kardiologicznych, które zatrzymują postęp choroby i chronią przed jej nawrotami - ale radykalnie zmienić tryb życia. Na szczęście posłuchał.

I jego życie uległo zasadniczej zmianie... na lepsze. Rzucił palenie papierosów i myślę, że nigdy już nie wróci do fatalnego nałogu. Próba wysiłkowa pokazała dobrą wydolność serca i brak cech niedokrwienia mięśnia sercowego. To znaczy, że Wiktor może uprawiać sport. Zaczął biegać. Początkowo 10-15 minut dziennie, potem 30 minut, a teraz codziennie przez godzinę (bez względu na pogodę!). Gra też w tenisa stołowego i jeździ na rowerze, ale to bieg jest główną formą aktywności.

Całkowicie zmienił dietę, zrezygnował z wieprzowiny i wołowiny na rzecz morskich ryb i pozbawionego skóry drobiu. Je dużo owoców i warzyw. Pije lampkę czerwonego wina wieczorem. Schudł o 8 kg, ma prawidłowe BMI = 22 (czyli wskaźnik szczupłości/otyłości; wylicza się go dzieląc wagę w kilogramach przez wzrost w metrach podniesiony do kwadratu). Stara się też unikać stresów. Nawet wygląda zdrowiej i młodziej. Pacjent po zawale serca zażywa zwykle cztery-pięć różnych leków. Niektóre zmniejszają tętno spoczynkowe do 60, a nawet 50 uderzeń na minutę, a także obniżają ciśnienie krwi. Im wolniejsze tętno i im niższe ciśnienie, tym mniej ''zużywa się'' serce.

U Wiktora te leki współdziałają z bieganiem, bo dzięki treningowi intensywnie używany mięsień sercowy wzmacnia się, kurczy się rzadziej, ale z większą siłą, a to oznacza niższe tętno.

U biegającego obniża się też ciśnienie krwi, podnosi poziom tzw. dobrego cholesterolu i trójglicerydów, a spada złego cholesterolu. Serce to lubi.

Bieganie w rozsądnej dawce to dobra terapia po kardiologicznym kryzysie, a także profilaktyka. Pacjenci, którzy przed zawałem nie uprawiali sportu, nie są zwykle w stanie ćwiczyć codziennie. Jeśli jednak będą to robić cztery-pięć razy w tygodniu, choćby po pół godziny, to już jest coś. Nie musi to być ciągły półgodzinny bieg. Można biegać dwa razy po 15 minut z dwiema minutami przerwy. Dzienny wydatek energetyczny w czasie takiego wysiłku powinien wynosić od 160 do 300 kcal, a tygodniowy wyraźnie przekraczać 1000 kcal.

Bieganie jest bardzo ''wydajnym'' sportem. Dla przykładu: marsz z prędkością 5 km/godz. to wydatek energetyczny 300 kcal/godz., a niezbyt szybki bieg z prędkością 10 km/godz. - aż 660 kcal.

Żadna aktywność fizyczna nie cofnie zmian miażdżycowych w organizmie, ale u osób po zawale, które systematycznie uprawiają sport, śmiertelność jest niższa o 20-25 procent. Wiktor co roku powtarza badania wysiłkowe, wyniki są wciąż dobre. Wzorowy pacjent. Wszystkim kardiologom bym takich życzył.

Opowiadał dr med. Robert Bujak, kardiolog, zastępca kierownika Kliniki Kardiologii w Szpitalu Uniwersyteckim nr 2 w Bydgoszczy Wysłuchała Anna Twardowska

Dołącz do nas na Facebooku

Copyright © Agora SA