Do wygrania "Ultramaratończyk" Deana Karnezesa
Karnazes niczym Forrest Gump (oczywiście uwzględniając pewne proporcje), któregoś dnia postanowił pobiegać. Pobiegł więc do końca drogi, a kiedy tam dotarł, pobiegł na koniec miasta i tak dalej. Kiedy musiał pójść do... no wiecie, to szedł, a co robił kiedy zgłodniał? Podążając przez kalifornijskie hrabstwo Sonoma dopadł go wilczy głód. Nie zatrzymując się zamówił z mobilnej sieciówki „Round Table” hawajską z podwójnym serem, podwójnymi oliwkami, podwójną szynką i podwójnym ananasem, a na dokładkę sernik z wiśniami. Na oczach niemal mdlejącego ze zdziwienia pizzermena, władował sernik na „placka”, zajadając się nim w trakcie długiej drogi do plaży w Santa Cruz. Do pokonania miał 240 km...
Karnazes to ultramaratończyk z krwi i kości. Podejmował się najbardziej morderczych wyzwań m.in. startował w piekielnie gorącym (przy temperaturze 50 stopni Celsjusza) kalifornijskim ultramaratonie Badwater, a także Western States Endurance Run „100 mil w jeden dzień” czy w maratonie na Biegunie Południowym. W „Ultramaratończyku” przeczytacie też, w jaki sposób Karnazes startował w biegu dookoła świata... nago i szczegóły szalonego biegu bez snu na 560 km.
To historia o byłym karierowiczu, zarabiającym grube pliki dolarów dla korporacji medycznej. Kiedy skończył 30 lat, coś się w nim zmieniło i po długiej przerwie wrócił do biegania.
Karnazes opowiada o tym, jak od początkującego amatora zaczął realizować coraz bardziej przerażające, ale jednocześnie fascynujące projekty na ultradługich dystansach. Zresztą sami o nich poczytajcie.
(fot. badwater.com)