W tym roku w połowie czerwca odbył się już XX Półmaraton Mleczny, nazywany potocznie biegiem po krowę. Żaden ze zwycięzców półmaratonu (najczęściej wygrywali Białorusini) nie zdecydował się jednak na opiekę nad podarowanym zwierzęciem. Po zakończeniu biegu krowa jest licytowana, a pieniądze z jej sprzedaży trafiają do najlepszego biegacza. Pomysłodawcą imprezy zainaugurowanej w 1992 r. jest Mirosław Lech, który rok wcześniej został wójtem gminy Korycin, gdzie sprawuje władzę do dziś. - Żywa krowa to symbol zdrowia, witalności i naszej zdrowej gminy. Poza tym to maraton mleczny. Stąd nie koń, nie wieprzek, a krowa. Ta krowa jest wolna od BSE i od podatku. Nasi rolnicy bardzo chętnie odkupują nagrodę od zwycięzcy - opowiadał "Gazecie" kilka lat temu.
Rekordowa suma, jaka padła na licytacji to 2,4 tys. zł, najczęściej najlepszy biegacz dostaje ok. 1,5 tys. zł. Również tyle wyniosła nagroda w 1999 r., gdy żywą krowę zastąpiła krowa z tektury, "na znak protestu i potrzeby wskazania na złą sytuację polskiego rolnika".
Więcej informacji o Półmaratonie Mlecznym w Korycinie.