Kryzysowy bieg z Maratonu do Aten

Moje marzenie, które miałem odkąd zacząłem biegać - wzięcie udziału w klasycznym biegu z Maratonu do Aten spełniło się, ale bieg można nazwać kryzysowym podobnie jak sytuację w Grecji...

Od marca, kiedy to zakiełkowała w mojej głowie myśl o starcie w tym maratonie wiedziałem, że Grecja - to kierunek, który może być związany z dodatkowymi emocjami podczas podróży, włącznie z pokrzyżowaniem napiętego planu wyjazdu. Plan ustalony zaklepany czy zarezerwowany na wiosnę, zakładał przylot do Aten w sobotę 12 listopada po południu, transfer metrem do miasta i odbiór pakietu startowego. Pakiety odbierać można było jedynie do godz. 20.00.

Kryzys - gospodarki greckiej

Tymczasem sytuacja gospodarcza pomiędzy marcem a listopadem 2011 stawała się coraz bardziej napięta i dramatyczna. Dynamicznie przebiegające fale demonstracji oraz strajków, przeplatane zamieszkami pod parlamentem, utwierdzały mnie w przekonaniu, że aby wystartować w biegu z Maratonu, potrzebna będzie odrobina szczęścia.

Szczęściem było to, że Grecy na tydzień przed imprezą zawiesili broń niczym na czas igrzysk. Na dwa dni przed maratonem po złożeniu dymisji przez premiera Papandreu, szefem rządu zostaje Papadimos (formuje tymczasowy rząd jedności narodowej) co powoduje, że nastroje społeczne poprawiają się. Strajki ustępują, Ateny wracają do normalności, a więc można biegać maraton.

Maraton Ateny 2010Maraton Ateny 2010 REUTERS/YANNIS BEHRAKIS Maraton Ateny 2010

Kryzys - przedstartowy

W niedzielę 13 listopada 2011 r., jeszcze przed wschodem słońca, autokary organizatora wywożą nas z uprzątniętego już placu pod parlamentem na start do Maratonu. Ta mała miejscowość, słynie w świecie jako kolebka królewskiego dystansu. Start zaplanowany jest na godz. 9.00. Autokary dojeżdżają, jest świt, zostały dwie godziny do startu. Pogoda przypomina późno jesienne maratony z polskiej szerokości geograficznej. Jest zimno, czasami pada deszcz, a porywisty wiatr od morza potęguje uczucie chłodu - oby do startu. W międzynarodowym tłumie większość stanowią europejczycy, jest też trochę biegaczy zza Atlantyku. W naszej skromnej grupie z Polski nie czujemy się wyobcowani, co chwila mijamy kogoś w biało-czerwonych barwach. Strefa startu usytuowana jest w okolicy stadionu lekkoatletycznego, na którym można przeprowadzić rozgrzewkę. Ciężarówki z depozytami o godz.8.30 zabierają nasze ubrania przedstartowe. Wiatr jest coraz mocniejszy.

Maraton - ta mała miejscowość, słynie w świecie jako kolebka królewskiego dystansu.

Kryzys - na trasie do 30 km

W końcu doczekaliśmy się. Nad naszymi głowami zaczął latać helikopter przekazujący transmisje, ceremonię startu czas rozpocząć. O godz. 9.00 ruszył pierwszy sektor, każdy następny po kolejnej pełnej minucie. Nasza grupa rusza o godz. 9.04. Emocje, mimo mojego 24. startu w maratonie, zawsze są podobne - ogromna euforia. Powoli rozkręcam się ale jakoś za wolno, za wolno moje ciało uzyskuje komfort cieplny, za wolno pokonuję kolejne kilometry, jestem jakby zmęczony. Zastanawiam się, mam w końcu dużo czasu, że może to ta różnica w czasie (w Polsce jest dopiero godz. 7.00 rano), a może to ta wczorajsza późna podróż, albo mój czwarty maraton tej jesieni... Może to za dużo?

Maraton Ateny 2010

Moje dotychczasowe doświadczenie podpowiada mi, aby ustalić tzw. tempo komfortowe. Jest to tempo, które pozwala się czuć dobrze na trasie, ponadto pozwala ukończyć maraton w przyzwoitym czasie, nie maszerując po drodze. W tym dniu wynosi ono początkowo 5:45 min/km ale na półmetku spada do 6:00. Kryzys rozgrywa się inaczej, nie klasycznie po 30-35. kilometrze ale już wcześniej, bo na półmetku. Do 30. kilometra trasa wiedzie w terenie pagórkowatym, w miasteczkach i wioskach jest trochę podbiegów. Wydaje się, że im bliżej 30. kilometra, tym wzniesienia robią się większe, dłuższe, cięższe. Pocieszeniem jest to, że po każdym podbiegu, trasa chociaż przez moment prowadzi w dół.

Po kryzysie

Krajobraz zmienia się na bardziej miejski, kibiców na trasie coraz więcej, a mnie biegnie się jakby lepiej. Na jednym z wielu rozlokowanych przy trasie bufetów podają mi żel energetyczny, i kilka łyków coca-coli. Po kilkuset krokach odzyskuję świeżość, łapię nowy rytm i zaczynam finiszować na 12 kilometrów przed metą. Biegnę coraz szybciej. Rozkręcam się z każdym kilometrem. Ostatnie kilometry pokonuję w tempie poniżej 5:00 min/km - bieg z narastającą prędkością. Niesie mnie coraz bardziej, wydłużam krok, odzyskuję wigor. Czuję się wyśmienicie, pokonałem kryzys - czuję to! Po 42. kilometrze wbiegam na nietypowy stadion lekkoatletyczny, z czarną owalną bieżnią i białymi kamiennymi marmurowymi trybunami. Podnoszę ręce do góry unosząc polską flagę, pokonuję ostatnie 195 m i kończę moje greckie kryzysowe bieganie.

Do 30. kilometra trasa wiedzie w terenie pagórkowatym, w miasteczkach i wioskach jest trochę podbiegów. Wydaje się, że im bliżej 30. kilometra, tym wzniesienia robią się większe, dłuższe, cięższe.

Dostaję w pakiecie antykryzysowym ogromną dawką optymizmu i wiary we własne możliwości. Każdy kryzys można pokonać, każdy z nich kiedyś się kończy. Druga połowa maratonu była szybsza o 2 minuty, na metę wpadłem z czasem 3:58:56.

29. Athens Classic Marathon ukończyło 6142 biegaczy wygrał Boubker Abdelkerim (MAR) z czasem 2:11:39.

Tekst: Michał Skwirut

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.