Rusz się z kanapy, dopinguj biegaczy! [FELIETON]

Można nie biegać, a brać udział w dowolnej imprezie biegowej! Bo to wydarzenie nie tylko dla tych, pokonujących dystans na własnych nogach. To także fajny pomysł dla rodzin, znajomych czy przypadkowych turystów na niedzielne przedpołudnie. Przestańmy narzekać na zamknięte ulice. Chodźmy pokibicować tak, jak to robią na największych imprezach na świecie!

Ten akapit miał być tak naprawdę drugim akapitem tego felietonu. Chciałem wytknąć nam, Polakom, tą niezwykłą zdolność do narzekania i marudzenia. No i sam się złapałem... Niewiarygodne, że chcąc napisać pozytywny, mobilizujący i inspirujący tekst, podświadomie zaczynam go od tego, co najbardziej mnie irytuje.

To niesłychane, jak my marudzimy. Jesteśmy krajem malkontentów i w obliczu wielkich imprez, uruchamiamy wewnętrznego krytyka, który dziwnym zbiegiem okoliczności znajduje dziurę w całym i zaczyna jęczeć i zrzędzić, mieszając wszystko z błotem.

Ci tak często nazywani przez nas głupimi, Amerykanie, potrafią wykrzesać z siebie ogromne dawki pozytywu w obliczu przeróżnych wydarzeń. Cieszą się z meczu baseballa ośmiolatków. Spotkają się tam ze znajomymi, zjedzą hot-doga i napiją piwa. Cieszą się gdy idą na koszykówkę, bo obejrzą kilku całkiem atletycznych gości i pokrzyczą na sędziego. Cieszą się, gdy idą na futbol amerykański, cieszą się też gdy sami idą pograć w softballa. A my? Wręcz przeciwnie. Tam zimno, to stare, tamto nie w tym kolorze, a to murawa nie jest odpowiednia, a to buty zawodników do kitu, a jak dostaliśmy World Games, to jakiś malkontent rzuca w internecie hasłem, że to sporty, których nikt nie uprawia, a znowu golf to sport dla snobów. I tak samo jest w przypadku biegania i dużych imprez, coraz częściej organizowanych w dużych miastach. Na całym świecie maraton, półmaraton, bieg kobiet, bieg na dziesięć kilometrów czy cokolwiek innego, to okazja do świętowania, dobrej zabawy.

 

Ale nie w Polsce. W Polsce trzeba zrzucić grad bluzgów i komentarzy w internecie, nie pozostawiając suchej nitki na nikim, jakkolwiek zaangażowanym w to przedsięwzięcie. I nie ważne czy jest to organizator, sponsor, biegacz, wolontariusz. Nie ma znaczenia, obrywa się każdemu. Oberwałem raz i ja, bo powiedziałem, że pomimo pewnych niedogodności, maraton (i to wcale nie jeden) jest w każdym dużym mieście potrzebny i basta.

Rozumiem, że tak duża impreza - podobnie jak Euro, Eurobasket, siatkarskie Mistrzostwa Europy - powoduje mniejsze, a często większe utrudnienia komunikacyjne. Ale miasta, władze, służby i organizatorzy, odrabiają swoje lekcje i o tym, jak będą wyglądały trasy biegów, informują dużo wcześniej.  Oczywiście, popełniają błędy. Na maratonach da się zauważyć niedociągnięcia, ale plucie na paraliż miasta z powodu maratonu, gdy o sytuacji informują wszystkie media lokalne i regionalne od wielu tygodni, to po prostu kpina.

A my, tysiące biegaczy z całej Polski, załoga Polska Biega oraz moja skromna osoba, mamy pewien bardzo prosty, ludzki, natchniony optymizmem pomysł. Jak się ogląda w telewizji np. mecze NBA, zwykle widać masy ludzi kibicujących, oddanych swojej drużynie, o pomalowanych twarzach w przedziwne wzorki i barwy. Myślicie - "fajnie, zaangażował się!".

Tak, zaangażował. Ale Ty internetowy maratończyku, Ty żono, córko i synu biegacza, Ty mamo i Ty przyjacielu - Wy też możecie się zaangażować i przy okazji dobrze się bawić! Chcielibyśmy, ba, wręcz o tym marzymy, żeby ci, którzy z różnych przyczyn nie biegają, także uczestniczyli w biegach, a nawet je współtworzyli. Chcielibyśmy, aby optymizm, który widzimy na planszach ze śmiesznymi dopingującymi tekstami, był obecnych i na naszych ulicach, podczas naszych biegów.

Zamiast siedzieć w domu, dogadajcie się w kilka osób, weźcie znajomych, załóżcie takie same koszulki i napiszcie swojemu kumplowi z dzieciństwa na kartonie nieco zmodyfikowany cytat z Foresta Gumpa - "Run Józek Run!". Bo niby dlaczego nie? Dlaczego mamy nie być kreatywni, pomysłowi, optymistyczni i nie zobaczyć później swojego zdjęcia z trzymanym przez nas transparentem ("Przystojniaku, masz super łydki! Zadzwoń...") w internecie? Dlaczego nie zorganizować zameldowań na Facebooku, FourSquare czy Twitterze i nie chwalić się, że na maratonie w Pcimiu Dolnym było więcej kibiców, niż na tym w Krakowie i Wejherowie razem wziętych? Przeciwwskazań brak.

Od Nowego Jorku, przez Boston, Barcelonę, Mediolan, Paryż, Londyn, Berlin, Moskwę i Mumbai, kibice, którzy ubarwiają biegi i świetnie się bawią, są wszędzie. U nas ten trend jeszcze nie do końca się przyjął. Jesteśmy za bardzo wstydliwi? Jakie mamy opory? Nie wiemy jakie, wiemy natomiast, że kluczowe jest tu słowo "jeszcze". Bo my nie pytamy czy kiedykolwiek to do nas przyjdzie, ale kiedy przyjdzie. A skoro to nieuniknione, to dlaczego nie teraz?!

Dla nas biegaczy Wasze kibicowanie to dodatkowa inspiracja i motywacja. To coś, co pcha nas do przodu! Jesteśmy amatorami, a jesteśmy podziwiani i czujemy się wyjątkowo, bo nagle, jak prawdziwi sportowcy, mamy fanów! Przecież każdemu z nas potrzebna jest czasami pochwała, a to niespodziewane, pozytywne wsparcie kibiców jest chyba najprzyjemniejsze.

A co z tego maja kibice? Zupełnie inaczej spędzone popołudnie, oderwanie od codziennych zajęć raz na kilka miesięcy odskocznię od zwyczajnego spaceru i przy okazji pewnie całkiem niezły ubaw.

Szczepan Radzki Twitter: @szczepanradzki

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.