Wiosenny maraton, czyli treningi w wersji hard

"Jest zima, więc musi być zimno. Takie jest odwieczne prawo natury. Czy ja... biegam? Pani kierowniczko, ja biegam cały czas". Kultowe, choć nieco zmodyfikowane, powiedzenie z "Misia" dotyczy wszystkich biegaczy, którzy zdecydowali się wiosną wystartować na 42,195 km.

Do wiosennych maratonów zostało około dwóch miesięcy. Zawodnicy trenują na coraz wyższych obrotach. Zapytałem kilku znajomych, zapalonych biegaczy, o to, jak trenują szczególnie teraz, kiedy warunki - delikatnie mówiąc - nie rozpieszczają.

Najczęściej schemat jest ten sam: pobudka, za oknem mróz, rodzina puka się w czoło, no ale wyjść trzeba. Oczywiście można też biegać wieczorem, ale w piątek zaczynają się Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Soczi. Przed nami ponad 400 godzin transmisji. Trzeba trzymać kciuki za naszych.

Wracając do zimy, to należy się z nią pogodzić, że się tak wyrażę "sorry, taki mamy klimat". Z drugiej strony gdyby nie ona, wiosenne starty, czy pobite "życiówki", by nas tak nie cieszyły. Jeśli już zapisaliśmy się do wiosennego maratonu, to znaczy, że świadomie zdecydowaliśmy się na wersję "hard". Innej drogi nie ma. Poza tym warto zimą się przemęczyć, aby już wkrótce cieszyć się z rezultatów. Dbajmy o zdrowie. Dłuższa przerwa w treningach, wymuszona jakimś wirusem, to ostatnia rzecz, o jakiej teraz myśli każdy biegacz.

Jak działać? Ważną rolę odgrywa dieta. Niech w naszym jadłospisie pojawi się więcej polskich dań, np. zupy, które doskonale rozgrzewają organizm, bigos też nie zaszkodzi. Jak radzi jeden z moich trenerów, bardzo modną kuchnię śródziemnomorską lepiej odstawić na pozostałe pory roku. Do większości posiłków starajmy się dodawać czosnek. Szczerze mówiąc, nie znam lepszego naturalnego lekarstwa.

Co więcej, pamiętajmy, aby przy minusowych temperaturach, tuż przed wyjściem na trening, posmarować twarz tłustym kremem. Postarajmy się, oczywiście w miarę możliwości, tak ułożyć naszą trasy, aby na początku biec pod wiatr, a później w drodze powrotnej, kiedy jesteśmy już spoceni, wracać do domu z wiatrem. Po powrocie najlepiej wziąć ciepły prysznic, ale też nie za długi. Jeśli wciąż czujemy się przemarznięci, dobrze jest ogrzać stopy w wodzie.

Kiedy pogoda jest naprawdę paskudna, np. nadeszła odwilż i nie wyobrażamy sobie biegania po zalanych ścieżkach lub w błocie pośniegowym, możemy wybrać się na siłownię. Oczywiście mechaniczna bieżnia nie zastąpi nam normalnego podłoża, dlatego jeśli tylko pogoda się poprawi, od razu rezygnujmy ze sztucznego komfortu. Na dłuższą metę, a szczególnie jeśli chodzi o przygotowania do maratonu, taki rodzaj treningu z pewnością nie zapewni oczekiwanych efektów.

Copyright © Agora SA