Wystartował Maraton Piasków. "Ludzie cierpią, przeraźliwie krzyczą..." [WYWIAD + RELACJE Z ETAPÓW]

Będzie ciężko, ale wierzę, że dam radę. Upał, piasek, osiem kg na plecach i kiepska regeneracja. Dziennie będę przyjmował 2,3 tys. kalorii, a spalał od 4 do 8 tys. Będzie mi brakowało białka i węglowodanów, nogi będą coraz słabsze - mówi Stefan Batory, który po raz trzeci wystartował w Marathon de Sables, ultramaratonie po marokańskiej Saharze na dystansie 250 km.

Biegowe ciekawostki, porady i newsy. Śled ź nas na Facebooku i Twitterze  @PolskaBiega

Masz pytania? Podyskutuj z nami na  FORUM!

Rozmowa ze Stefanem Batorym *

Damian Bąbol: Co zabrałeś do plecaka?

Stefan Batory*: - Na trasie wymagany jest kompas, lusterko, gwizdek, nóż, środek antyseptyczny, pompka do wysysania jadu skorpiona, latarka i śpiwór.

A jedzenie?

- Najczęściej będą to jakieś papki na ciepło  Zabrałem też pięć gorących kubków. Potrafią być zbawienne. Szczególnie po długim etapie, który się kończy w nocy i cały żołądek jest ściśnięty. Magda Dołęgowska, była redaktorka serwisu Polskabiega.pl , z którą startowałem za pierwszym razem, po 80 km etapie  bardzo się odwodniła. Do mety dobiegła około północy. Nie mogła jeść ani pić. Wszystko zwracała. Lekarze chcieli ją podłączyć pod kroplówkę, ale za to są dwie godziny kary i w efekcie spada się w klasyfikacji. Magda się nie zgodziła i stwierdziła, że spróbuje się nawodnić tradycyjnymi metodami. Wtedy pomógł m.in. gorący kubek.

Sprzęt Stefana Batorego na 29. Maraton PiaskówSprzęt Stefana Batorego na 29. Maraton Piasków Sprzęt Stefana Batorego na 29. Maraton Piasków Sprzęt Stefana Batorego na 29. Maraton Piasków

Za co jeszcze można dostać karę?

- Za śmiecenie, nieodebranie wody na biwaku lub na punkcie kontrolnym, korzystanie z zewnętrznej pomocy, czyli np. wzięcia kawałka chleba od Beduina albo kupienie od niego puszki coli. Czasami stoją z coolerami i wołają: "Myster, myster! Cola, five juro, five juro!".

Na odprawie sporządza się dwie listy. Na jednej spisuje się jedzenie, a na drugiej sprzęt. Po zakończonych etapach, zawodnicy są losowo zapraszani na kontrolę, zwłaszcza ci z czołówki. Porównywany jest wtedy cały ekwipunek do tego zadeklarowanego na starcie, z wyjątkiem jedzenia, ale nie tego pozyskanego od handlarzy (śmiech). Podobnie jest ze sprzętem. Za wyrzucenie lub oddanie innemu zawodnikowi karimaty - też jest kara.

Jak trenowałeś? Nie ma przecież planów treningowych do tak ekstremalnych biegów.

- W tygodniu robiłem trzy długie, intensywne treningi, żeby organizm przygotować do dużego zmęczenia i szybkiej regeneracji. W piątek, sobotę i niedzielę biegałem po 30-40 km, albo krócej, ale wtedy z większą intensywnością.

Dasz radę?

- Będzie ciężko, ale wierzę, że tak. Wiadomo, to nie jest typowy bieg. Upał, piasek, osiem kg na plecach i kiepska regeneracja. Dziennie będę przyjmował 2,3 tys. kalorii, a spalał od 4 do 8 tys., w zależności od długości etapu. Będzie mi brakowało białka, węglowodanów. Mikrouszkodzenia w mięśniach będą się nawarstwiały, nogi będą coraz słabsze. Cały patent polega na tym, żeby wszystko odpowiednio zbilansować. Nie mogę zacząć za szybko, ale też nie za wolno, żeby zająć dobre miejsce. Chcę skończyć w pierwszej "50".

Dwa lata temu, właśnie na pierwszym etapie, przeszarżowałeś. Jak się wtedy czułeś?

- To był 33-kilometrowy odcinek. Wyniszczający okazał się podbieg, który... złamał mi serce, odcięło mnie totalnie. Usiadłem na kamieniu i nie mogłem się ruszyć przez dobry kwadrans, wszystko bolało. To nie była klasyczna "maratonowa ściana" , tylko coś więcej. Czułem się, jakby mnie ktoś zakopał, nie mogłem się ruszyć, a do mety zostały tylko 3 km. Złapałem się kogoś, przeszedłem dziesięć metrów i znowu siadłem. Jakimś cudem doczłapałem się do namiotu, ale wtedy dopadły skurcze i drgawki. Nogi się telepały, jak po rażeniu prądem. Uspokoiłem się po sześciu godzinach. To był najgorszy moment. Chciałem wyjść z namiotu i powiedzieć "dziękuję, to nie ma sensu". Ale jakoś to przetrzymałem. Zaliczyłem kolejny etap, i następny, i tak do końca. Ostatecznie zająłem 98. miejsce.

O czym myślisz, kiedy pokonujesz kolejne kilometry po Saharze?

- To stan na pograniczu transu. Z jednej strony wiem, co robię, a z drugiej w ogóle nie myślę. To jakiś rodzaj medytacji. Organizm chyba w ten sposób reaguje i wyłącza część mózgu. Gdzieś słyszałem, że ze wszystkich organów i mięśni, właśnie mózg pobiera najwięcej energii.

Jak wyglądają przerwy między etapami?

- W szpitalu polowym czasami dochodzi do dantejskich scen. Najgorzej jest przy wycinaniu pęcherzy i polewaniu ran środkiem dezynfekcyjno-osuszającym, żeby następnego dnia można było biec dalej. Szczypie jak cholera. Ludzie cierpią, przeraźliwie krzyczą, a ich twarze wykrzywiają się z bólu. Obok jest też pokój, w którym zawodnicy leżą pod kroplówkami i się nawadniają.

Trudno zmieścić się w limitach czasowych?

- To raczej dotyczy piechurów. Ktoś kto biegnie cały czas, na pewno się zmieści. Pytanie jest, czy będzie w stanie - dzień po dniu - biec maraton. Dużo osób przez pierwsze dwa, trzy etapy idzie na limitach, a dopiero później zaczyna biec. Są też tacy, którzy od razu biegną, a po trzecim odcinku nie są już w stanie przebierać nogami. Przechodzą do marszu, ale wtedy tempo jest tak wolne, że ostatecznie odpadają. Ja planuję biec cały czas. Nastawiam się na walkę. Łatwo wtedy o błąd i przekroczenie jakichś granic.

Boisz się?

-  Tylko tego, że znowu ambicja weźmie górę i przeszarżuję albo, że gdzieś się potknę, skręcę nogę i stracę szansę na dobry wynik. W dodatku pod wpływem znacznych różnic temperatur między dniem a nocą, pękają kamienie. Są ostre, niczym noże lub siekiery. Parę osób się nadziało. Widziałem jak leżeli z poprzecinanymi więzadłami.

Po co startujesz w takim biegu? Nie szkoda ci zdrowia?

- To trochę tak, jakbyś zapytał alkoholika, dlaczego pije, skoro wie, że następnego dnia będzie miał kaca. W moim przypadku, to już jest nałóg. Jestem uzależniony od biegania. Jak nie wychodzę na trening przez kilka dni, to czuję się fatalnie. Nosi mnie, zaczynam być coraz bardziej nerwowy.

Stefan BatoryStefan Batory Stefan Batory w 2010 r. (z lewej) i po trzech latach biegania (z prawej) Stefan Batory w 2010 r. (z lewej) i po trzech latach biegania (z prawej)

Kiedy zacząłeś biegać?

- Cztery lata temu. Wcześniej nie lubiłem tego sportu, miałem traumę z lekcji wf i testów na tysiąc metrów. A do trenowania namówił mnie znajomy z pracy. Przede wszystkim chciałem schudnąć, bo kocham jedzenie. Nadal lubię zjeść szarlotkę, czy BigMaca. Od tamtej pory zszedłem z 99 do 68 kg.

Wracając do pytania, biegałem trzy miesiące. Kondycja była coraz lepsza, poruszałem się szybciej. Po tym okresie znajomy, z którym trenowałem, stwierdził, że skoro wytrwałem tyle czasu, to zapiszemy się do Maratonu Piasków. To był czerwiec, więc miałem prawie rok, żeby się do niego przygotować.

Wiedziałeś na co się porywasz?

- Nie miałem pojęcia. I całe szczęście, bo pewnie bym się nie zgodził. W międzyczasie przebiegłem Maraton Warszawski, a już cztery tygodnie później pognałem na 100 km w Kaliszu.

Ukończyłeś?

- Przed startem wyglądałem chyba na spanikowanego i jedna z zawodniczek zaproponowała pomoc. Powiedziała, że pobiegniemy razem metodą Gallowaya . Zapytałem "Gallo... co?". Polegało to na tym, że biegliśmy przez 2,5 km, a następnie szliśmy 200 metrów, i tak cały czas. Dobiegłem.

Od razu rzuciłeś się na głęboką wodę. Chyba wiesz, że raczej nie jesteś przykładem dla początkujących biegaczy.

- Wiem o tym. Nie obyło się bez delikatnych problemów zdrowotnych m.in. z kolanami i naderwanym przyczepem mięśnia. To było krótko po tym, jak zacząłem regularnie trenować. Przez kontuzję na dwa miesiące musiałem zrobić przerwę. Teraz nie mam żadnych problemów, ale wiem, że miałem dużo szczęścia. Cała mądrość treningowa polega na tym, żeby nie przesadzać. Oczywiście nie polecam nikomu tej drogi, którą poszedłem.

Na koniec zapytam, jak żona reaguje na twój start w Maratonie Piasków?

- Równie dobrze mogłaby mi zabronić jeździć samochodem lub na rowerze po Warszawie... Ryzyko wypadku, a nawet śmierci jest tutaj chyba znacznie większe.

* Stefan Batory ma 36 lat. Jest właścicielem jednej z największych aplikacji do zamawiania taksówek w Polsce i prezesem zarządu iTaxi. W Maratonie Piasków wystąpi razem z Robertem Podlesiem, Dominikiem Jagiełłą, i Hubertem Buśko w drużynie Cobi Poland Team. Pieniądze, które uzyskają od sponsorów, przekażą na rzecz dziecięcego hospicjum Promyczek z Otwocka.

Rozmawiał Damian Bąbol

Relację autorstwa Stefana Batorego z etapów tegorocznego Maratonu Piasków można śledzić poniżej oraz na stronie maraton-piaskow.cobi.pl

Czułem się słabo

1. Etap: "Był ciężko. Bardzo dużo wydm i jak zwykle słońca. Już po 15 kilometrach czułem wymęczone pośladki od podejść na olbrzymich wydmach Erg Chebbi. Ten kawałek poszedł zgodnie z założeniami, ciut powyżej dwóch godzin. Później było kilka łatwiejszych kilometrów i chyba za bardzo się sforsowałem, bo w ostatniej części, gdzie znów były wydmy, czułem się bardzo słabo i marzyłem o tym, żeby już położyć się w namiocie."

Idę do rzeźni

2. Etap: "Po wczorajszych wydmach, dzisiaj jeszcze przed startem wiedziałem, że będzie ciężko. Mięśnie czworogłowe się nie zregenerowały i przypominały o sobie przez cały etap. Słabnące mięśnie przestały też trzymać kolana i to było drugie źródło bólu. Trzecim były już tradycyjnie odciski i jak zwykle, wygram w tej konkurencji w namiocie ;). Dzisiaj było bardziej gorąco niż wczoraj i Patrick Bauer wydłużyl limit etapu o godzinę w stosunku do planowanych 10h. Ja celowalem w 5h 10? +-10? i udało się tak pobiec. Trasa była dużo szybsza niż wczoraj i gdyby nie wyższa temperatura i dłuższy dystans mógłbym powiedzieć, że łatwiejsza. Ale zmęczenie na mecie było większe niż wczoraj. Nie wiem zupełnie jak rozegrać trzeci etap. Rozsądek nakazuje pobiec spokojnie, ale będę na granicy 50. miejsca i bardzo chciałbym wystartować z elitą. Ciężko to zaplanować, bo dużo zależy od tego, jak pobiegną inni. Bardzo się też boję o te czwórki. Jak mi się nie zregenerują do długiego etapu, to będzie dramat. Teraz czuję, że robiłem za mało siły i długich wybiegań. A teraz idę do rzeźni na wycinanie pęcherzy.

Koszmarny upał

3. Etap (pisze Robert Podleś): "Jestem już po trzecim etapie, pierwsza krew, pierwsza wizyta w rzeźni (czyli u lekarzy), ale brnę do przodu i pomału odrabiam straty z pierwszego etapu. Jutro wyjdzie prawda, ponad 80 km w koszmarnym upale. Co zrobić by odrobić kolejne minuty, jak zaplanować ten bieg? To dziś mój największy problem. W zasadzie polowa niemal za nami. Trzy etapy zaliczone, ale ten jutrzejszy dystans mnie przeraża, boję się jutrzejszego wyzwania, słońca, piasku i własnych słabości."

Wykorzystaj wiosenną aurę, aby wrócić do formy po zimie! Pobierz poradnik RUSZAJ SIĘ I SCHUDNIJ!

Copyright © Agora SA