Kobiety walczą jak lwice

Jedna zmaga się z papierosami, inna z chorobami, trzecią ogarnęła niemoc, czwartej brakuje czasu, piątą irytuje wizerunek pani w średnim wieku, a szósta się nudzi przez salmonellę. O paniach z ''gazetowej'' drużyny maratońskiej Małgorzata Smolińska.

Miesiąc temu wybraliśmy drużynę ''Gazety'' - sześć odważnych kobiet i tyluż mężczyzn, które nasz trener reporter Wojciech Staszewski przygotowuje do startu w 11. Poznań Maratonie. Dziś o zmaganiach kobiet.

Jeden malutki papierosek

Jagna Hałaczek , 42 lata, nauczycielka z Łodzi. Motto: ''Rzucić palenie i na szczyt!'' - Palę od liceum. Postawiłam rodzicom ultimatum, że albo mnie zapiszą na siatkówkę, albo zacznę palić. Rodzice się nie przejęli - w domu było nas czworo, gdyby mieli brać poważnie wszystko, co mówimy, nie wyrobiliby. No i nie było komu odstawiać mnie na treningi. Wybrałam więc szlugi, zwłaszcza że najfajniejsze dziewczyny w szkole już popalały. Najwięcej paliłam na studiach, kiedy o papierosy było najtrudniej. Pani z recepcji w akademiku sprzedawała nam - potajemnie - wagony papierosów. Taki wagon, czyli 10 paczek, nie starczał nawet na tydzień. Rzuciłam na pięć lat, kiedy byłam w ciąży z Basią (dzisiaj ma 18 lat), potem karmiłam, potem, bo dziecko było obok. Do dzisiaj nie palę przy córce. Tylko raz jak Basia złamała nos i biegałyśmy w poszukiwaniu szpitala, córka sama powiedziała, że mam zapalić, bo widzi, jak się męczę. Były potem tabletki, po których robiło mi się niedobrze. Książki o uzależnieniach, docieranie do głębi problemu. Ustaliłam sama ze sobą, że palę, gdy za mam dużo pracy, gdy się boję, kiedy coś jest dla mnie za trudne. I żeby zabić bezczynność. Ten maraton jest ostatecznym impulsem do rzucenia tego świństwa. Muszę zadbać o siebie, bo jestem potrzebna Basi - ja się przekręcę, a ona zostanie sama. No i nie chcę, żeby się mnie wstydziła. Zaczynając trening w drużynie ''Gazety'', przestałam, ale wróciłam. Coś mi podszeptało, że jak mam dzień wolny od biegania, to zapalę sobie jednego malutkiego papieroska, a i tak wszystko mi do kolejnego treningu wyparuje. Ale teraz się zawzięłam. 31 lipca zapaliłam ostatni raz. Boję się, że mogę przytyć - rzucam się na jedzenie. Na szczęście dym papierosowy już mnie nie nęci, teraz już tylko drażni. Gdyby córka postawiła mi takie ultimatum jak ja moim rodzicom? Już raz przeprowadziłyśmy się z powodu jej pływania: z Kalisza do Łodzi. To chyba odpowiedź.

Tracę siły witalne

Agata Gronek , 45 lat, dekoratorka z Warszawy. Motto: ''Po odmianę losu'' - Ciągle łapię się na odpuszczaniu, skracaniu treningu. Na początku lipca byłam w Barcelonie, był straszny upał, dopadła mnie słoniowatość nóg. Odpuściłam bieganie. Potem było wesele siostrzenicy męża - skróciłam trening przed, nie zrobiłam po. A potem już zupełnie bez powodu dopadła mnie niemoc. Uszły ze mnie siły witalne, ręką i nogą ruszyć nie mogłam. Roztkliwiłam się nad sobą i przełożyłam trening z piątku na sobotę. A w sobotę jeszcze trudniej, parno i duszno. Z planowanych dwóch godzin wyszło najwyżej półtorej. Buuu... Bałam się Wojtka, ale mnie nie skarcił: ''Trening nie może być cięższy, niż człowiek jest w stanie unieść. Jak organizm mówi ''nie'', to trzeba go posłuchać''. Teraz jakoś się odbiłam. Biegam więcej. A kondycję dorabiam sobie na rowerze.

Zwalczam stateczną panią

Aleksandra Mirecka , 52 lata, chemiczka, Potasze pod Poznaniem. Motto: ''Ja wam pokażę!'' - Irytuje mnie wieczne utyskiwanie moich koleżanek w średnim wieku. Siedzą w domu i narzekają na upływający czas. Gdy rok temu ''Gazeta'' szukała par na maraton, chciałam zgłosić się z synem Michałem (27 lat), ale sprowadził mnie do parteru. A potem zobaczyłam, jak 48-latka Bożena Knorps-Sobiechowska frunie jak na skrzydłach do mety. W tym roku postanowiłam biec za wszelką cenę. Michał na początku był sceptyczny, ale jak teraz widzi, że mama biega dwie godziny po lesie i nie pada trupem, kręci już tylko głową. Powiedział nawet, że jeśli ja przebiegnę maraton, to on też spróbuje za rok. Z każdym podbiegiem i interwałem na treningu obalam mit, że pani w moim wieku ma być stateczna, nieszalona i nieruchawa.

Wszystko boli

Małgorzata Kazubowska , 42 lata, lekarka z Białych Błot pod Bydgoszczą. Motto: ''Wrócić do formy sprzed ciąży.'' - W końcu wytrzymałam dwie godziny treningu, jak trener przykazał. Ale potem się posypałam. Nawalił staw skokowy, pasek od pulsometru otarł mi brzuch do krwi, odezwały się żylaki. Koleżanki lekarki i rehabilitantki reperują mi kostkę: krioterapia, jonoforeza, laser. Na żylaki robię sobie sama zastrzyki. Era Hioba się skończyła, biegam dalej. Waga stoi w miejscu, ale mąż mówi, że zmniejszam się w oczach.

Wyścig z czasem

Ewelina Wolszczak , 26 lat, w naszej ''Gazecie Praca'', zajmuje się kontaktami zagranicznymi, maluje obrazy. Warszawa. Motto: ''Dam radę dolecieć w kosmos.'' - Najpierw martwiłam się, że ja tego maratonu nie przebiegnę. Teraz jestem pewna, że do mety dobiegnę, ale w jakim czasie. O lepszy czas w maratonie codziennie ścigam się z czasem. Zmieniłam plan treningowy - biegam bez dnia przerwy. Wojtek Staszewski jeszcze o tym nie wie, na pewno da mi popalić, że za dużo tego dobrego. Na szczęście mój chłopak Maciek - kiedyś leniwiec! - rozruszał się i biegamy razem, przynajmniej możemy pogadać. Po pracy pędzę na angielski albo na astanga joga (zwykła joga jest za dla mnie spokojna, ale po pierwszych zajęciach astanga myślałam, że umrę!). A po nocach maluję obrazy na zamówienie, w modzie są Żydzi. Musiałam zamknąć swoją WWW, bo napływały wciąż zlecenia, a ja się nie wyrabiam. Ale doszłam do takiej wprawy, że olej 30 cm x 40 cm maluję w cztery godziny. Maciek kupił motocykl i czasem muszę z nim pojechać na wycieczkę. I jak to wszystko upchać w ciągu jednej doby?

Kasia z niczym nie walczy...

Katarzyna Gudaniec , 22 lata, studentka z Koszalina. Motto: ''Od wypadku do maratonu''... Nie walczy z nikim i niczym... chyba że z bezczynnością. - Pracuję jako ratownik na plaży w Gąskach (Zachodniopomorskie). Ale w morzu jest salmonella, więc moja praca polega tylko na pilnowaniu, by nikt nie wchodził do wody. Niby mam luz, ale wolałabym, żeby na plaży było prawdziwe życie. Przed pracą udaje mi się potrenować, ostatnio 2 godziny 40 minut! W weekend byłam z rodzicami na mistrzostwach Polski w Aquatlonie w Gdyni. Pływanie (1 km) mi wyszło, ale na 5 km biegu spuchłam. Za to mamie poszło świetnie - była pierwsza w kategorii weteranek!

Więcej na blogu pocomaraton.blox.pl - tam też czytaj o facetach z naszej drużyny.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.