Stary człowiek i biega

Najstarszy w tegorocznej ''Gazetowej drużynie'' na 11. Poznań Maraton jest Piotr Kacejko, pan profesor w krótkich spodniach, który nienawidzi ludzi zdziadziałych (o tym dalej). Zapytaliśmy też najmłodszą w drużynie Kasię Gudaniec, co myśli o bieganiu na starość i o starości w ogóle.

Do poznańskiego startu jeszcze pięć tygodni Marcin Wróbel ukończył ekstremalny półmaraton po Pustyni Siedleckiej, Małgosia Kazubowska rzuciła słodycze, Jagna Hałaczek wciąż nie pali, wuefista Adam Skrobuk czeka na wyrok ortopedy, bo boli go biodro, Mariusz Grzesik wystartował w półmaratonie w Pile, a Ola Mirecka próbuje pogodzić treningi z targami przemysłu zbrojeniowego...

Studenci mówią o mnie ''dresiarz''

Piotr Kacejko z Lublina 55 lat, kierownik Katedry Sieci Elektrycznych i Zabezpieczeń na Politechnice Lubelskiej Motto: 4.14 będzie super

Zanim rok akademicki rozpocznie się na dobre, przychodzę na uczelnię w krótkich spodniach, z plecakiem. Koledzy patrzą krytycznie, jeden profesor spytał nawet, czy jestem pewien, że to właściwy strój. Mógłbym przyjść i z koszem wiklinowym na głowie, i też byłoby dobrze! W zimie przybiegałem na biegówkach, a potem siup! w garnitur. Ponoć studenci nazywają mnie ''dresiarz''.

Zacząłem biegać w 1986 r. Mój ulubiony - i przez długi czas jedyny - dystans to 2,2 km. Skąd to wiem? Miałem wtedy malucha i co chwilę kradli mi części, a to koło, a to reflektor. Wynająłem więc garaż, dokładnie 2,2 km od domu. Spacer w te i we wte trwał za długo, więc biegałem.

Potem zaczęły mnie lizać dolegliwości: nadciśnienie, choroba wieńcowa, hipercholesterolemia, przerost prostaty, zwyrodnienie kręgosłupa. Na operacje byłem za zdrowy, dostawałem małe dawki leków. Pomyślałem, że zacznę więcej biegać, jeśli się pogorszy, to znak, że czas umierać. A jeśli się poczuje lepiej, to j

Jeszcze pożyję. W mojej rodzinie jest jakoś dużo chorób i czułem się na nie skazany. Bieganie pozwoliło mi opanować dolegliwości, a przede wszystkim strach przed nimi. Przestałem się tak przejmować. Skoro biegam, nie jest źle.

Zrobiłem doktorat, habilitację, dostałem tytuł profesorski i zostałem kierownikiem katedry. Odchowałem trzy córki. Gosia i Dorota napatrzyły się na latającego ojca, to też trenują. Było dobrze, ale niestety zacząłem czytać artykuły o bieganiu, głównie redaktora Piotra Pacewicza. Skończył się luz, zaczęła orka. Naczytałem się o wynikach i startach, i - cholera - zacząłem mierzyć tempo. Okazało się, że jestem strasznie wolny, więc systematycznie podkręcałem prędkość.

Włączyło mi się maratońskie marzenie. We wrześniu 2009 zrobiłem 20 km w 2 godziny. Pomyślałem z dumą: ''No to mogę''. Poznań 2009 przebiegłem w 4.24. Miałem się trzymać pacemakera na 4:15, czyli takiego faceta oznaczonego balonikiem, który wyznacza tempo, ale poczułem się taki mocny, że po 10 km mu uciekłem. Odbiło się później czkawką. Teraz mnie już tak nie poniesie, będę grzeczny. Ma być 4.14.

Nie rozdrabniam się - w półmaratonach nie startuję. Stresik startowy nie jest mi potrzebny. Konstrukcja moich mięśni i ścięgien raczej do tej orki się nie nadaje. Jestem też ciut za ciężki, 177 cm i 76,5 kg, ale od początku sezonu zjechałem o ponad 4 kilo. Jak waga po treningu jest znacząco niższa, hopla! rzucam się na słodycze. Nie mogę się oprzeć. Na szczęście dla moich tętnic, mieszkam z samymi kobietami. Śmietana zakazana, smażone z rzadka. Przynajmniej mnie nie kusi.

Zanim się rozbiegam często kuśtykam, po dwugodzinnym treningu bolą mnie nogi. Ale skoro jest zabawa, to się bawmy! I biegam dalej. Wczoraj w deszczu, aż ludzie kręcili głową. Czuję efekty drylu, który narzuca trener-reporter Staszewski, te jego podbiegi i interwały.Tempo 6 min/km jest w moim zasięgu. Bieganie starszym przystoi. Mimo, że rypie nogi, rypie stawy, jest niefizjologiczne. Ale są na świecie głupsze hobby. Fajnie też, że tylu jest starszych kijkarzy. Ostatnio zobaczyłem dwie starsze panie, które nad podziw szybko ''nordicwalkingowały'' i rzuciłem ''A gdzie zgubiłyście narty?''

Starość to pojęcie względne. Mi kojarzy się z dziadzieniem, wiek nie ma tu znaczenia. A zdziadziałych nienawidzę. Lubię młodych duchem. Na sierpniowej wyprawie w Alpach byłem najstarszy, tak samo rok wcześniej na rajdzie rowerowym w Chorwacji, gdzie pojechałem z córką. Czuję się zabawnie, że jestem najstarszy, ale dobrze mi z tym.

Nie odradzałbym biegania nawet najstarszemu. A młodszych to nawet przymuszam. Od 14 lat na dzień-dwa przed Wigilią serwuję pracownikom Katedry obowiązkowe bieganie. Nie mają wyboru! A potem na piwo. Mówią, że ich katuję. Ja? Przecież to tylko raz w roku.

Katarzyna Gudaniec z Koszalina 22 lata, studentka filologii angielskiej i turystyki Motto: Od wypadku do maratonu

Ojej, ciężko określić, kto to jest starszy człowiek. Główna cecha: zrzędzi i marudzi. A do tego za nic w świecie nie można go do niczego przekonać. Ma swoje zdanie i już.

Fizycznie to widać, że ktoś stary. Zaczyna się jakoś po czterdziestce. Moi rodzice: 50 i 47 lat to już starsze pokolenie. Ale oni oboje uczą w-fu, są przynajmniej sprawni.

Nie mogę patrzeć, jak jakaś babcia siedzi w domu i tylko książki czyta. A powinna wyjść do ludzi, poruszać się. Ma dużo czasu, nie pracuje. Emerytura to super czas. Nie trzeba od razu biegać, choć wydaje mi się, że wiek w bieganiu nie przeszkadza. Jak ktoś nie lubi się tak męczyć, może iść na spacer, z kijkami lub bez, psa kupić, żeby było z kim wychodzić. A jako triatlonistka polecam basen - nie obciąża stawów, idealny dla starszych.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.