"Maratonek" w Udine

Bieg z psami to tylko jedna z wielu atrakcji. Niecały kilometr po ulicach, w samym centrum. To tak jakby biegać po warszawskiej Starówce. Zabawa jest przednia. Ścigają się i pudle, i setery. I kundelki i owczarki. Grubi i chudzi. I dzieci. I policjanci. Niektórzy chyba nigdy przedtem nie trenowali.

Teraz z powagą biegną  obok, wyrywających się do przodu, pupili. A niektórzy - z pieskami na rękach. Całe Udine się bawi. Szkoda , że nie ma takiego biegu w Warszawie. A może warto zorganizować? To fantastyczna promocja dla szkółek treserskich.

To w sobotę. A niedzielę 21 km  Maratonina di Udine (dosłownie: "maratonek"). Teraz już nigdy nie mówię "półmaraton". Tylko "maratonek". Równolegle do biegu głównego ścigają się amatorzy 7 kilometrów. Wśród nich i Paula. Dobrze, że ze mną przyjechała. Jest doskonałym kierowcą,  a zmiana pomiędzy Udine i Warszawą się przydaje. Biegamy jako jedyni z Polski.

Do zwiedzania mamy całe Friulli (Wenecja Friulijska). To podobno najbogatsza część Włoch. Graniczy z Austrią i Słowenią. Rozległe wzgórza winnic. Podziwiamy zabytki i mariny Grado. Freski Tiepolo w katedrze. Rzymskie mozaiki i port w Alquilei. Trafiamy przypadkiem na wystawę Eschera, w centrum Udine. I jego eksperymenty z perspektywą znowu śmieszą i zastanawiają. Przecież ta woda płynie do góry! A schody nigdy się nie kończą! Zostawiamy ślad w księdze gości. Wpis po polsku.

Tu rosną inne szczepy winogron. Testuję pignolo i schioppetino. Porównuję z refosco. Tych win nie spotyka się w Polsce często. W rodzinie Stroppolatini (gospodarstwo agroturystyczne, produkcja wina) opowiadają mi prawdziwą historię tokaju. Otóż to wcale nie są węgierskie winogrona. I wcale nie węgierskie wino. Przez wieleset lat nad brzegami rzeki, we frulijskiej dolince Tocai hodowano winorośl. I piękna włoska szlachcianka z tej doliny wyszła za mąż za węgierskiego arystokratę. Zabrała w posagu sadzonki winorośli. I - według legendy - tak się narodził węgierski tokaj. Dziś tocai z Friulli, tokay z Alzacji i tokaj węgierski to różne wina.

Mój wynik w "maratonku" to 2:07:34. Naprawdę amatorski i daleki od rekordu życiowego. Wszystko przez zwiedzanie i przez te nowe wina. A i tak wygrali Kenijczycy. Ciekawe jakby pobiegli z psami i po testowaniu win.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.