Zobacz galerię zdjęć z testu Coopera z Zielonej Góry, Warszawy i Kielc

Znajdziecie tutaj pierwszą galerię zdjęć - z Zielonej Góry, Warszawy i Kielc. Przeczytacie też rozmowy z uczestnikami testu Coopera w tych miastach, m.in. z prof. Stanisławem Adamczakiem, rektorem Politechniki Świętokrzyskiej, który w sobotę przebiegł 1750 metrów w 12 minut.

ZIELONA GÓRA

Coś mówi mi, że mogło być lepiej 53-letni Waldemar Macias za regularne bieganie wziął się w lutym. W niespełna pięć miesięcy zaliczył już dwa półmaratony oraz 24-godzinną sztafetę w Rawiczu. Biegał też wcześniej. Tyle że przez wiele lat bez żadnego planu i strasznie nieregularnie, co któryś weekend. A biegał, bo od studenckich czasów długi dystans kojarzył się z czymś, co daje odprężenie. - Pozwala zmagazynować energię, po prostu pomaga - dopowiada. Jesienią chce się porwać na pierwszy w życiu maraton: - Taki mam plan, ale co z tego wyjdzie... To już zupełnie inna sprawa. Pracuje w firmie, która serwisuje komputery dla dużego zakładu energetycznego. Kilka razy w roku porzuca Zieloną Górę i rusza w... góry. Schodził już Tatry Słowackie, a gdy Słowacja dołączyła do strefy Euro, odkrywa góry Ukrainy. Na test Coopera wybrał się z ciekawości, by sprawdzić, jak regularne treningi przekładają się na formę. - Coś mówi mi, że tą forma mogłoby być lepiej. Wynik miałem niby OK, lecz sam usatysfakcjonowany nie jestem - orzekł po teście. Zabrał też syna, 22-letniego Kamila, studenta Uniwersytetu Zielonogórskiego i słuchacza Medycznego Studium Zawodowego. Kamil należał do najszybszych w swojej turze. - Czasami z doskoku biegam z tatą. Ale kilka razy w tygodniu, to nie! Brakuje mi czasu - wytłumaczył Macias junior. Waldemar i Kamil przebiegli w 12 minut łącznie 5 450 m. Syn wyprzedził ojca o blisko 300 m, ale z tabel dla testu wyszło, że obaj w swoich kategoriach wiekowych należą do ludzi o bardzo dobrej wydolności. W sobotę Zielonej Górze do Testu Coopera, rozłożonego na 12 biegów po bieżni uniwersyteckiego stadionu, przystąpiło 170 osób.

Atom

WARSZAWA

Grupa uczniów z ZS Gończyce przyjechała na test Coopera do Warszawy na AWF : - Byliśmy organizatorami akcji Polska Biega w Gończycach, a teraz chcieliśmy to kontynuować. Opiekun grupy też się sprawdził, bo nigdy nie biegał tego Testu chociaż jest biegaczem już piąty rok. Cieszymy się z udziału w Tescie Coopera. Biegaliśmy 18-osobową grupą przy pięknej pogodzie. Doskonała organizacja i pomoc przesympatycznych wolontariuszek sprawiła, że chętnie tu znów przyjedziemy. Wszyscy osiągnęliśmy bardzo dobre wyniki. Oby organizatorom takich akcji nie zabrakło zapału do kontynuowania wspaniałego przedsięwzięcia. Serdecznie pozdrawia grupa z Gończyc"

Ireneusz Kalbarczyk

Piotr Pacewicz z grupą uczestników testu Coopera w Warszawie

KIELCE

232 osoby przyszły w sobotę na stadion lekkoatletyczny w Kielcach, by sprawdzić swą kondycję w ogólnopolskim teście Coopera. Najlepsi pokonywali ponad 3000 metrów, choć wielu dawał się we znaki silny wiatr, na przeciwległej prostej wiało mocno w twarz. Większość uczestników była zadowolona ze swej próby, wielu mówiło, że chętnie spróbuje sprawdzić się raz jeszcze. W grupie studentów Wszechnicy Świętokrzyskiej biegł Mariusz Jurasik, piłkarz ręczny Vive Targi Kielce, reprezentant Polski - pokonał 2500 m. Od rana do startu namawiał prof. Stanisław Adamczak, rektor Politechniki Świętokrzyskiej, której Centrum Sportu organizowało sobotnią imprezę. Na inaugurację sam dał przykład zapraszając do startu świętokrzyskie VIP-y. Długo po biegu paradował na stadionie w dresie AZS Warszawa, w którym startował jako student Politechniki Warszawskiej pod koniec lat 60.

Piotr Rozpara: Jaki dystans Pan przebiegł? prof. Stanisław Adamczak, rektor Politechniki Świętokrzyskiej: 1750 metrów. Doskonały wynik. - Chyba tak, choć tabele testu Coopera nie przewidują wieku powyżej 60 lat [prof. Adamczak ma 63 lata - red.]. Ale patrząc na najwyższą kategorię, 50+, mój wynik jest "średni". Dla mojego rocznika byłby pewnie trochę lepszy. Wyzwał Pan dziś na pojedynek świętokrzyskie VIP-y. Jak im poszło? - Zaprosiłem ich, żeby się spróbowali. I chyba poszło całkiem nieźle. Dziś cały czas biegłem, nie musiałem zwalniać do marszu. Najważniejsze było jednak, żeby tu przyjść i wziąć udział w takiej imprezie. Biega Pan na co dzień? - Nie, nie biegam regularnie. Kiedyś biegałem wyczynowo, teraz tylko okazjonalnie. Dlatego spytałem. Pana rekord Sandomierza w biegu na 400 metrów z 1966 roku nie jest pobity do dziś! - O, tak. Uprawiałem wtedy lekką atletykę, ale na studiach przerwałem treningi. Pamięta Pan ten wynik? - Oczywiście, 50,7 s. Jakim cudem jest rekordem Sandomierza już blisko pół wieku? - I to osiągnięty na nawierzchni żużlowej, a nie tartanowej, na których teraz się biega. Gdyby ja wtedy biegł na tartanie, choć pierwsze takie powstawały dopiero kilka lat później, pewnie wynik byłby jeszcze lepszy. Tymczasem pierwszy raz na nawierzchni tartanowej biegałem... dziś. Problem pewnie polega też na tym, że młodzi ludzie już tak nie garną się do sportu. Młodzież ma za szybki dostęp do komputera. Dawanie dzieciom tę możliwość już od najmłodszych lat, to poważny błąd. Zarówno wychowawczy, jak i w kontekście dbania o rozwój fizyczny i umysłowy. Boję się, że taka polityka doprowadzi do tego, że młodzież nie będzie garnąć się do biegania, nie będzie korzystać z praw przyrody. Ale dziś na stadionie lekkoatletycznym w Kielcach jest jednak trochę młodzieży. - Ale jak na 200-tysięczne miasto, to kropla w morzu. Tu powinien być stadion pełny młodzieży, która będzie biegać od rana do wieczora. Tymczasem więcej tu hobbistów, pasjonatów biegania. Brakuje mi sportu masowego. Chęci biegania powinny mieć całe klasy, z nauczycielami, dyrekcją szkoły. Czyli po pierwsze - rodzice za szybko dający dzieciom komputery, a po drugie - pedagodzy nie zachęcający do takiego aktywnego wypoczynku? W tym Pan widzi problemy? - Pod tym względem cała polityka oświatowa idzie w złym kierunku. Rozmawiając z młodymi ludźmi widać, że sekcje sportowe w szkołach nie działają tak, jak powinny, brakuje szkolnych klubów sportowych. Wybudowanie i urządzenie samych Orlików nie załatwia problemów. Chodzi o stworzenie systemu, zarażenie ludzi sportem. A tego nie ma. Rozmawiał Piotr Rozpara

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.