Kto jest lepszym biegaczem - człowiek czy koń?

Ponad 35 kilometrów, przełajowa, wymagająca trasa, wiodąca pod górę i w dół, z widokiem na malownicze krajobrazy Walii. Na niej rozgrywa się co roku wyścig, który budzi wiele emocji, daje ogromną satysfakcję swoim uczestnikom, oparty na niezwykłej rywalizacji. Kto okaże się wytrzymalszy, szybszy, kto wygra? Człowiek czy koń?

32 lata temu, w jednym z walijskich pubów, nad kuflem piwa sprzeczali się dwaj mężczyźni. Jeden z nich z uporem maniaka twierdził, że jeśli tylko weźmie się pod uwagę naprawdę długi dystans i trudny teren - możliwości człowieka będą na równi z jakimkolwiek koniem. Bo im dłuższy dystans tym lepsi jesteśmy, tym większe mamy możliwości. Przysłuchujący się tej burzliwej dyskusji :ord Gordon Green - właściciel tawerny, stwierdził, że nie ma co sobie strzępić języka, tylko trzeba sprawdzić, zobaczyć na własne oczy. Wyścig miał być rozegrany wśród publiczności, która będzie pilnować, żeby nikt nie oszukiwał. Tym sposobem, w 1980 roku został rozegrany pierwszy wyścig Man vs Horse Marathon, a dystansem, na którym miał rywalizować człowiek i zwierzę obrano 22 mile, czyli około 35,5 km. Trasa była krótsza od tradycyjnego maratonu, za to zdecydowanie bardziej wymagająca, obfitująca w podbiegi i zbiegi. Za pierwszym razem triumf odniosło zwierzę. W drugiej edycji biegu wzięła udział pierwsza kobieta - Ann King.

Trasę jeszcze bardziej utrudniono w roku 1982 (wszak im trudniej, tym większe miały być szanse człowieka). Z roku na rok przewaga koni malała, nawet do kilku sekund. Walijczyk, który zarzekał się w 1980 roku w tawernie, że człowiek i koń mają różne szanse, musiał cierpliwie poczekać na potwierdzenie swoich słów aż do roku 2004. Wówczas - pierwszym, który przeciął linię mety był Huw Lobb (2:05:19). W nagrodę dostał 25 tysięcy funtów! W tej edycji startowało aż 500 biegaczy i 40 koni.

Nagroda z roku na rok rosła o 1.000 funtów i czekała na następnego człowieka, który pokona zwierzę. Stało się to trzy lata później. Florian Holzinger wypracował sobie piorunującą przewagę 11 minut nad pierwszym koniem, chociaż osiągnął sporo słabszy czas niż Lobb (2:20:30).

Widok biegacza wpadającego na metę przed potężnym zwierzęciem tak bardzo utożsamianym z bieganiem robi niesamowite wrażenie. Nie należy jednak zapominać o tym, że każdy z koni startujących w wyścigu ma na sobie całkiem spory plecak, w postaci kierującego nim jeźdźca...

 

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.