Mo Farah, wybitny długodystansowiec, podwójny złoty medalista Igrzysk Olimpijskich w Londynie, napisał książkę o sobie.
"Siła Ambicji" to nie jest książka o treningu, diecie i regeneracji. To typowa autobiografia. Mo opisuje swoją historię, od urodzenia w Somalii do Mistrzostw Świata w Moskwie. Więc jeżeli szukacie tam informacji, jak trenować, co zrobić, żeby biegać jak Farah, to się zawiedziecie. No może nie tak do końca, bo moim zdaniem z tej książki dowiecie się dużo ciekawszych rzeczy , których trudno znaleźć gdziekolwiek indziej.
Według mnie najciekawsze co można wyczytać w tej autobiografii, to skąd się bierze tajemnica sukcesu kenijskich biegaczy . Ten temat podejmowały już dziesiątki dziennikarzy sportowych i pisarzy. Moim zdaniem najprostsze odpowiedzi są przeważnie najbardziej trafne. I właśnie Mo pokazuje, na czym w największym stopniu polega ich wielkość. Bo sam Farah wcale nie był takim mistrzem, dopóki nie zaczął mieszkać i trenować właśnie z nimi. Więcej nie zdradzę.
Dowiecie się, czym się różni trening w Etiopii od tego w Kenii. Czym się różnią sami biegacze i jakie mają relacje z innymi zawodnikami. Jednym słowem Kenijczycy to fajne chłopaki i coraz chętniej wybrałbym się do Kenii, żeby spędzić z nimi trochę czasu i poczuć atmosferę treningu, która tam panuje. Zobaczycie ile trzeba poświęcić, żeby wygrać tyle, ile wygrał Farah. Wydaje Wam się, że wystarczy ciężko trenować? Mieć talent? Dobrego trenera? Nie do końca. Bieganie na takim poziomie to wyzwanie tylko dla ludzi, którzy są w stanie w 100% się poświęcić temu co robią. W 100%, nie w 99% :)
Osobiście zawsze mnie ciekawiło, co czuje zawodnik na ostatniej prostej podczas Igrzysk Olimpijskich. Już wiem, co czuł Mo Farah . Dla takiej chwili warto żyć. Z drugiej strony, nawet nie potrafię sobie wyobrazić bólu, o którym pisze mówiąc, że dawał już z siebie absolutnie wszystko. A dodatkowo jeszcze niósł go cały stadion.
Dowiecie się również jak wygląda trening pod okiem Salazara . Farah myślał, że trenował ciężko. Aż zaczął robić sesje szybkościowe pod okiem Alberto.
No i dużo śmiesznych sytuacji , bo Farah to zabawny gość. Np. dowiecie się, że z powodu umowy sponsorskiej, musiał na terenie kampusu Nike w Oregonie kilka razy trenować w pełnym stroju adidasa. Ludzie do niego podchodzili i mówili "Człowieku, co Ty do jasnej cholery wyprawiasz?" :)
Takich ciekawostek jest wiele więcej i jak ktoś interesuje się bieganiem, to na pewno mu się spodoba ta książka. A jak ktoś jeszcze lubi autobiografie (tak, jak ja) to na pewno będzie strzałem w dziesiątkę.
Ale kilka rzeczy znalazło się tam niepotrzebnie. Kilka razy Farah pisze o jakiś epizodach z życia, ale takich zupełnie bez sensu. Np. mówi, że byli urwisami i opisuje, jak kogoś trafili kamieniem. Żeby każde dziecko było takim łobuzem... Moim zdaniem te fragmenty są mało potrzebne, bo raczej mało interesujące. Natomiast chętnie bym przeczytał coś bardziej osobistego . Tutaj jednak Farah za bardzo się nie ujawnia. Z książki wynika, że wszystkich uwielbia i zawsze jest wesoły. Jednak szanuję, że chroni prywatność.
No i na koniec dwa fragmenty, które utkwiły mi w pamięci po przeczytaniu tej książki:
I tutaj chciałem zaznaczyć, że Farah (i ogólnie zawodowi biegacze) zupełnie inaczej pojmują "strefę braku komfortu". To nie jest zwyczajne uczucie zmęczenia podczas biegu.
I drugi fragment, odnośnie mojego ulubionego tematu. Tzw. talentu:
Autor recenzji:
Bartosz Olszewski - w 2010 r. postanowił, że zajmie się poważnie bieganiem. Więc biega i zgłębia wszystkie tematy z bieganiem związane - trening, odżywianie, regeneracja, sprzęt biegowy, imprezy sportowe. Zgłębia i dzieli się tym na blogu WarszawskiBiegacz.pl . Polecamy!
Mo Farah wygrywa swój drugi złoty medal olimpijski (fot. dailymail.co.uk) Mo Farah wygrywa swój drugi złoty medal olimpijski (fot. dailymail.co.uk)