Runmageddon, Hunt Run, Tough Guy - ekstremalne wyścigi, czyli piekło dla biegaczy [WIDEO]

Nowa odmiana fizycznego zmęczenia, gdzie siniaki, krew, odrapane dłonie i kolana są normą, przyciąga coraz więcej ludzi. To znak, że klasyczne biegi uliczne wkrótce staną się passé?

NARODOWY SPIS BIEGACZY 2014. KLIKNIJ I SPISZ SIĘ! KAŻDY BIEGACZ SIĘ LICZY!

"Polowanie na biegaczy!", "Zmierz się z własnymi słabościami, weź udział w morderczej trasie!", "Człowiek wśród żywiołów!" - takimi hasłami organizatorzy największych biegów z przeszkodami w Polsce przyciągają tysiące uczestników. Ekstremalne wyścigi, których ukończenie wymaga m.in. taplania się w błocie, wspinania po linie, czołgania pod drutem kolczastym czy... uciekania przed czyhającym w zaroślach paintballowym snajperem to największe hity z tysięcy zawodów organizowanych w każdy weekend.

Bieganie to za mało?

Przykładem na to, w jakim tempie rosną w siłę sporty ekstremalne, niech będzie Hunt Run , który został rozegrany pod koniec czerwca w Bałtowie w województwie świętokrzyskim. W drugiej edycji wystartowało ponad 400 osób. Rok temu... 43. Za rok na dystansach 5 i 10 km ma wystartować 2 tys.

Hunt Run - Polowanie na biegaczy 2014Hunt Run - Polowanie na biegaczy 2014 Piotr Barejka, piotrbarejka.blogspot.com Fot. Piotr Barejka, piotrbarejka.blogspot.com / Huntr Run - Polowanie na biegaczy 2014

Organizatorem biegu o wymownym haśle "Polowanie na biegaczy" jest Adam "Strąk Man" Sułowski , triatlonista i weganin, który we wrześniu wystartuje w piekielnie trudnym, trwającym trzy dni UltraManie w Walii (10 km pływania, 420 km jazdy na rowerze i 84 km biegania). - Ludzie, którzy złapali biegowego bakcyla, coraz częściej uciekają w stronę ultrabiegów, triatlonów i właśnie takich ekstremalnych przygód jak Hunt Run - uważa Sułowski . - To ciekawy odłam biegów, szczególnie dla osób, które niedawno zaczęły przebierać nogami albo nigdy w życiu nie biegały, np. dla tzw. kanapowców czy nawet wysportowanych crossfiterów, uważających, że zwykłe bieganie jest po prostu nudne. I trochę racji mają. Uliczne bieganie przecież nie jest aż tak bardzo ekscytujące, w przeciwieństwie do przedzierania się w buszu.

Czytaj też: Hunt Run - Polowanie na biegaczy. "O k...! Buta zgubiłem"

 

Potencjalne obrażenia: otarcia, stłuczenia, odciski

Kto nie wystartował w Hunt Runie , a jeszcze w lipcu chciałby przeżyć hardkorową przygodę, ma jeszcze szansę. W dniach 19-20 lipca na warszawskim Torze Służewiec zaplanowano drugą edycję Runmageddonu . Pierwsza została rozegrana w kwietniu. Wystartowało ponad 600 osób. Teraz organizatorzy spodziewają się ponad 1200 zawodników! - Notujemy niesamowite zainteresowanie udziałem w naszym biegu wśród kobiet. W tej chwili na liście startowej zapisanych jest ponad 400 kobiet. To zaprzeczenie pewnemu stereotypowi, że płeć żeńska raczej nie pasuje do takich biegów, gdzie jest ciężko, brudno i trudno przez długi czas domyć paznokcie. Mogłoby się wydawać, że to zabawa raczej dla mężczyzn, w których buzuje testosteron - zauważa Marcin Dulnik , rzecznik prasowy Runmageddonu .

Fot. BikeLife.pl / Runmageddon 2014

- Biegam od roku. Maraton jest fajnym wyzwaniem, wymagającym dużego wysiłku, ale różni się znacznie od startu w zawodach z przeszkodami. Takie ekstremalne wyzwanie jak Runmageddon jest idealne dla osób, którym zwykłe bieganie zaczyna się nudzić. Tak było ze mną. Potrzebowałam dodatkowej dawki adrenaliny, czegoś innego i niebanalnego. Chciałam dowiedzieć się, gdzie jest moja granica wytrzymałości, co może mnie złamać, pokonać. Dalej będę startować w takich wyścigach. To uzależnia - mówi Kaja Dylewska , zwyciężczyni Hunt Runu i Runmageddonu , instruktorka fitnessu oraz trenerka indoor cyclingu.

Najbliższa edycja Runmageddonu zapowiadana jest jako "Rekrut" na dystansie 6 km z 25 przeszkodami ustawionymi maksymalnie co 200 m. Do pokonania będzie m.in. "Komandos". Oto jego opis i instrukcja obsługi z oficjalnej strony biegu: "Mur, przy nim lina - chyba wiesz, co robić. Potencjalne obrażenia: obtarcia, stłuczenia, odciski ".

Podobno bieg ma być przystosowany dla osób, które dopiero zaczynają przygodę w ekstremalnych zawodach. - Ale jakby ktoś miał wątpliwości, to już w tej wersji będzie piekło - zapewnia Dulnik . - My tylko spełniamy życzenia uczestników, którzy proszą nas o coraz trudniejsze trasy.

Czytaj też: Igrzyska wody i ognia, czyli jak przebiegłem morderczy Runmageddon

 

Wersja ekstremalna, czyli podpisz wyrok śmierci

Jednym z najcięższych wyścigów tego typu na świecie jest angielski Tough Guy rozgrywany na farmie w Perton w hrabstwie Staffordshire. Imprezę organizuje Billy Wilson , były członek Gwardii Królewskiej, który trenował żołnierzy armii brytyjskiej. W 1981 roku Wilson przebrany za konia wziął udział w pierwszym londyńskim maratonie, żeby zebrać pieniądze na swoją fundację, która zajmuje się ratowaniem zwierząt. Sześć lat później doszło do pierwszego wyścigu, a 15-kilometrowa trasa została uznana za najbardziej ekstremalną na świecie. Co roku mniej więcej jedna trzecia zawodników nie przekracza mety. Na uczestników czekają m.in. lodowata woda, zwisające kable pod wysokim napięciem, ściany ognia i druty kolczaste.

Fot. Jon Super (AP Photo/Jon Super)

- Na dzień dobry po przybyciu na miejsce widzisz przed sobą szubienicę z wypisanymi informacjami. Prymitywne warunki na każdym kroku. Ale to nie koniec. Wszyscy uczestnicy przed startem podpisują "death warrant", czyli... wyrok śmierci. Jeśli zawodnik złamie kręgosłup w trakcie zeskoku z wysokiej przeszkody albo umrze na hipotermię, organizator nie ponosi za to żadnych konsekwencji. Jakby tego było mało, praktycznie przed każdą przeszkodą jest postawiony znak z napisem: "Wchodzisz na własne ryzyko " - opowiada Jerzy Górski , triatlonista i organizator biegów, m.in. corocznego Crossu Straceńców w Głogowie, który startował w zimowym Tough Guy . - Nigdy nie zapomnę pierwszego startu w Anglii, gdzie startowałem z kolegą. Na mecie zamiast medalu dostaliśmy jakiś sznureczek z wisiorem o kształcie konia, byliśmy cali upierdzieleni, telepaliśmy się zimna. Czy dali coś ciepłego? A w życiu! Ale właśnie o to chodziło, żeby się upodlić, znaczy fizycznie sponiewierać.

Zobacz: Człowiek w ogniu. Tough Guy, czyli najtrudniejszy wyścig świata [ZDJĘCIA]

 

Sposób na kontrolowaną dzikość [ROZMOWA]

Paweł Jeleniewski: Ból potrafi być przyjemny?

dr Piotr Cichocki*: Jeśli rozmawiamy o sporcie, można powiedzieć, że ból może być przyjemny, kiedy ludzie się na niego świadomie decydują. Ból może być traktowany jako obrzęd przejścia. Ból pozwala też przekroczyć pewną granicę, wejść na wyższy poziom, rozwinąć się poprzez pokonanie wewnętrznych barier.

Czym innym jest ból, który odczuwał pracownik fizyczny 200 lat temu, a czym innym ból odczuwany podczas biegu. Ważna jest tu kwestia wyboru. Jeśli mogę wybrać, dużo łatwiej zaakceptować mi to odczucie.

Człowiek współczesny raczej stroni od sytuacji nieprzyjemnych i ucieka w wygodę. Na biegach survivalowych takich jak Hunt Run czy Runmaggedon ludzie jednak decydują się na brud, zimno, dyskomfort.

- Właśnie, decydują się. Nikt nikogo do niczego nie zmusza.

Ważna jest też różnica między czasem wolnym i pracą. Praca to coś, co na co dzień strukturyzuje nasze działania. Drugą rzeczą jest czas wolny, który jest obszarem do stworzenia samego siebie, obszarem poszukiwań, definiowania siebie. Uprawianie amatorskiego sportu jest doskonałym przykładem na taką konstrukcję tożsamości

Wydaje mi się, że to fizyczne i symboliczne ubrudzenie, o którym pan wspomniał, jest też deklaracją, że to co się robi, traktuje się poważnie. Jest to część życia, która jest czymś więcej niż hobby i wymaga poświęceń. Im większe jest poświęcenie, tym większą przyjemność to przynosi.

Fot. DARREN STAPLES / REUTERS

Mary Douglas, słynna antropolog mówiła, że brud to jest coś, co jest nie na miejscu i konotuje się negatywnie. Jednak w przypadku takich biegów, brud niesie ze sobą pozytywne skojarzenia

- Być może dlatego, że brud ten w znaczący sposób wyznacza właśnie granicę pomiędzy tym, co biegacze robią na co dzień, a tym czym zajmują się podczas biegu, czyli spoceniem, ubrudzeniem, zakrwawieniem, zmęczeniem? To podkreślenie że ludzie ci funkcjonują w dwóch różnych sferach - życia codziennego i w przypadku amatorów lub pół zawodowców - tego, co bardziej odświętne.

Poza tym biegacze zazwyczaj to przedstawiciele klasy średniej i wyższej klasy średniej i w nie zajmują się na co dzień pracą fizyczną. Pomijając tutaj aspekty kulturowe, chociaż nie da się aspektów kulturowych oderwać od fizyczności, proszę zwrócić uwagę, że nie tylko bieganie, ale uprawianie sportu jest dla wielu główną fizyczną aktywnością. Ciało poprzez zmiany sposobów pracy zostało pozbawione potrzebnego mu wysiłku.

Wybrzmiała tutaj trochę kategoria natury. Czy w takich biegach zauważalna jest opozycja kultura, natura?

- Od czasów Cladue'a Levi-Straussa minęło dużo czasu i obecnie antropologowie tacy jak np. Tim Ingold pokazują, że kultura i natura są nierozłączne. Zatem nie mamy do czynienia z przestrzeniami czysto naturalnymi, czy czysto kulturowymi. To co rozumiemy jako naturę i to jak ją odczuwamy jest w dużym stopniu konstruowane kulturowo. Ludzkie ciała czy krajobrazy z kolei nie da się zredukować tylko i wyłącznie do kulturowego, są uwarunkowane procesami biologicznymi, chemicznymi. Mamy więc bardzo płynną granicę między tymi dwiema kategoriami.

W kontekście biegów istotne jest to, w jakich one odbywają się przestrzeniach. Zazwyczaj są to krajobrazy i przestrzenie kojarzące się z dzikością, naturą. Jest to wytworzone społecznie odczuwanie natury nie tylko w sensie konstruowania krajobrazu jako czegoś odbieranego wizualnie, ale również natury w sensie doświadczenia bycia w tej przestrzeni. Można to postrzegać jako bardzo silny element bycia i obcowania z naturą poprzez kontakt z wodą, błotem, bagnem, brudem, potem.

 

Antropologowie zwracają uwagę na fakt, że sposób bycia współczesnego człowieka to w dużej mierze poszukiwanie silnego doświadczenia, a nie tylko intelektualno-duchowej refleksji. Biegi survivalowe świetnie się w to wpisują. Ruch cielesny jest skondesowanym doświadczeniem, jednocześnie wewnętrznym i zewnętrznym i dlatego są one tak kuszące.

Dużo osób, które startują w tych biegach, to osoby na co dzień pracujące w korporacji, której struktura opiera się na rywalizacji. Rywalizacja to słowo bardzo istotne i często pojawiające się w naszych czasach. Czy ta potrzeba rywalizacji jest naszą cechą pierwotną?

- No cóż, to skomplikowane pytanie, zatem będzie i skomplikowana odpowiedź. Rywalizacja współczesnego człowieka korporacyjnego jest czymś innym niż rywalizacja ludzi z przeszłości, również ludzi pierwotnych. Nie możemy zapominać, że "ja" współczesnego człowieka jest w dużej mierze konstruowane przez rynek i rywalizacja, o której mówimy, przede wszystkim wiąże się rywalizacją rynkową. Próby ukazywania tego w biologicznym kontekście, kiedy na przykład mówimy o miejskim prawie dżungli są tylko próbą naturalizacji tej sytuacji, która w dużej mierze opiera się na nierówności i nieodłącznym konflikcie.

Na nieco innych wartościach opiera się rywalizacja sportowa, może poza skomercjalizowanym sportem pełnym inwestorów, sponsorów i profesjonalnych zawodników. Takie profesjonalne rozgrywki pewnie rzeczywiście można go porównać do rywalizacji w korporacji.

Natomiast dla tych osób, które biorą udział w tego typu zawodach, rywalizacja, opiera się na prostszych zasadach - albo dobiegniesz, albo nie dobiegniesz. Poradzisz sobie lub nie. Rywalizacja ta często nie dotyczy konkurowania pomiędzy zawodnikami a rywalizacji z samym sobą. Prostota tych zasad z jednej strony, a z drugiej strony to, że wielu ludzi traktuje to jako wewnętrzne doświadczenie, pokazuje różnicę między rywalizacją korporacyjną a biegiem survivalowym.

- Pojawia się tutaj też aspekt pomocy. Uczestnicy pomagają sobie na trasie czy w przypadku kontuzji i dla wielu bywa to bardziej istotne niż miejsce w rankingu. Opowiadali mi o tym znajomi, którzy biorą udział w podobnych wydarzeniach, kiedy zaintrygowany pytałem ich o to, co odczuwają, jak przeżywają te starty.

Jeden z uczestników Hunt Run zgubił butaJeden z uczestników Hunt Run zgubił buta Piotr Barejka Fot. Piotr Barejka

Ostatnio startowałem w Hunt Runie. Odniosłem wrażenie, że gdyby bieg potrwał jeszcze kilka godzin, to powróciłby u mnie pierwotne instynkty. Przedzierając się przez bagno, miałem wrażenie, że zaraz chwycę za naostrzony kij i pójdę polować na sarnę. Czy takie uczucia to jest coś, co czeka na ujawnienie, czy raczej jest to forma akceptacji zasad gry, trochę jak w teatrze?

- Po raz kolejny nie doszukiwałbym się tutaj jednoznacznej opozycji między naturą a kulturą. Nie mamy dostępu do tego, co odczuwali ludzie pierwotni, ale możemy to sobie wyobrażać i inscenizować właśnie przez doświadczanie skonstruowanej przez nas natury. Taka wyobraźnia wcale nie do końca musi być sztuczna. Trudno negować tak silne emocje, jak uczucie stopienia się z naturą czy poczucie bardzo silnego instynktu łowcy.

To co pan mówi, w dużym stopniu przynależy do duchowości współczesnego człowieka, ale jednak wskazuje na to, że człowiek, który od poniedziałku do piątku wbija się w białą koszulę i pracuje od 8 do 16, wymaga częściej lub rzadziej pewnego przekroczenia, odwrócenia codzienności o 180 stopni.

I taki bieg to kontrolowany sposób na realizację takiej potrzeby?

- Mało mamy w życiu doświadczeń w życiu poza kontrolą. Być może jest to taka kontrolowana dzikość, która nie pozwoli nam do końca porzucić kultury i społeczeństwa, ale za to jest istotną częścią życia, która nie wychodzi poza ramy bezpieczeństwa i konwencji.

*dr Piotr Cichocki (Instytut Etnologii i Antropologii Kultury UW) - antropolog internetu, producent muzyczny i zapalony rowerzysta.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.