Justyna Kowalczyk: Dla kogo się skończyła, dla tego skończyła. Mam jeszcze trochę startów, a wkrótce potem zaczynam przygotowania na śniegu do następnego sezonu. Dla mnie zima trwa cały rok. Teraz jestem w okresie roztrenowania. Biegam na nogach, tak to nazwijmy, chodzę na siłownię. Tu, gdzie jestem, nie ma śniegu, fakt. Biegam sobie po płaskim, po pagórkach. Półtorej, dwie godziny najwyżej, to nie jest żaden trening wyczynowy. Można by powiedzieć - dla przyjemności (śmiech).
- Co pan powie?! Zupełnie nie. W okresie przygotowawczym bieganie jest najważniejszym, jak mówi trener, filarem. Od czerwca do października to dla mnie czas największego wysiłku. Naprawdę duże obciążenia. Nawet do siedmiu godzin treningu dziennie, z tego trzy, cztery, a czasem nawet pięć godzin biegania po górach. To oczywiście nie są treningi biegackie z interwałami, szybkimi podbiegami itp., czasem trenujemy taką naszą wersję nordic walking, tzw. imitację skakaną, naśladując krok narciarski w technice dowolnej.
- Proszę pana, ja mam 60 startów w zimie! Chyba wystarczy? Poza tym mój trener jest przeciwnikiem dwóch sezonów startowych.
- Steira niepotrzebnie się rozdwoiła, mogłaby mieć większe sukcesy, gdyby się zdecydowała na jedną dyscyplinę. Może nawet na bieganie na nogach? Jest wytrzymała, szczuplutka. Ale Steira to wyjątek wśród biegaczek. Oczywiście jakby się tak poważnie wziąć za drugą dyscyplinę, to też byłyby wyniki. Niektóre łyżwiarki szybkie są np. dobrymi kolarkami. Wydolność organizmu zawsze da efekty, ale jeśli chcesz w czymś być najlepszy, to musisz się skupić na jednym. Biegania na nartach i na nogach nie da się porównać, poza tym że i tu, i tu organizm pracuje jak szalony. Na nartach co najmniej połowa wyniku zależy od ramion, więc górę mamy rozbudowaną. U biegaczy i biegaczek długodystansowych po ziemi to najchudsza część ciała, bo najmniej używana.
- Tak, sezon prawie się skończył. Siedem miesięcy bez przerwy! Miło było przyjechać do domu, trzy miesiące tu nie byłam. Jestem zmęczona, przede wszystkim psychicznie.
- Z moją budową ciała? Na pewno nie. Ale krótsze biegi, kto wie? Gdy wchodziłam w sport, biegałam na 800 i 1500 m. Życiówki? Nie pamiętam, to się wtedy tak nie liczyło, ale wypatrzyli mnie właśnie dlatego, że szybko biegałam.
- Nie, jest całkiem przeciętna.
- Jestem ze wsi. Jak tylko jestem w Polsce, spędzam czas z rodziną w Kasinie Wielkiej. Dzieci na wsi odbierają inne wychowanie niż w miastach, mamy trochę inne poglądy na życie. Wiemy, że aby coś osiągnąć, trzeba się bardziej postarać.
- Ależ skąd. Ja zawsze namawiam wszystkich do ruchu, aktywności, sportu. Także kobiety, które są podobnie wytrzymałe i silne jak mężczyźni. Powtarzam, że sport ma same zalety, zaczynając od trywialnych, że wspomaga zdrowie, zapewnia zgrabną sylwetkę. Daje też szansę wyżycia się ludziom, którzy siedzą non stop przed ekranem w pracy i w domu. Ogólnie sport hartuje, uodparnia, uczy pokory. Może sport amatorski uczy tej pokory nawet bardziej? Przydaje się to w życiu, gdy trzeba zabiegać o ważne rzeczy. Ale pomaga też żyć spokojniej, z dystansem.
Rozmawiał Piotr Pacewicz