"Dogonić Kenijczyków" [RECENZJA]

Wyobraź sobie, że jesteś miłośnikiem piłki nożnej i masz szanse przez pół roku pomieszkać z gwiazdami Manchesteru, Barcelony i Realu Madryt. Jeść z nimi, wypoczywać, trenować, podglądać ich zwyczaje, rozmawiać ze szkoleniowcami, których widzi się tylko w telewizji. Adharanand Finn właśnie to zrobił. Przeniósł się wraz z rodziną do Kenii, by podglądać mistrzów maratonu i poszukiwać świętego Graala szybkiego biegania.

Autor jest redaktorem największego biegowego magazynu - Runner's World. Finn jest białym powolnym biegaczem-amatorem, który kiedyś brał się za bary ze szkolnymi rekordami, ale porzucił swoje hobby, zatapiając w codziennym życiu cywilizowanego Anglika. Poszedł na studia, założył rodzinę. W międzyczasie przytył parę kilo i stracił formę.

Mężczyzna przed kryzysem

Gdy go poznajemy, odnosimy wrażenie że doszedł do momentu gdy czuje że czas zmienić coś w swoim życiu, bo kryzys wieku średniego zbliża się do niego niczym ciężka deszczowa chmura.

Chęć poznania tajemnicy kenijskich biegaczy wraca w książce niczym refren. Finn zaczyna od wizyty u czarnych maratończyków przyjeżdżających do Londynu. Natychmiast zderza się z ich skupieniem, opanowaniem, skromnością i obojętnością. Gdy później dociera do Iten - biegowej stolicy świata - rzuca się w oczy obraz mistrzów - małomównych, skupionych na treningu lub na wypoczynku pomiędzy kolejnymi sesjami. Podobnie wygląda rozmowa z legendarnym trenerem Colmem O'Connellem, który jest wyraźnie zmęczony odpowiadaniem po raz kolejny na naiwne pytania ludzi zachodu.

W Afryce autor dobitnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest pierwszym ani nawet dwudziestym pierwszym dziennikarzem próbującym posiąść sekrety najszybszych. Odwiedza obozy, w których od kilku sezonów szkolą się europejscy biegacze (oczywiście nie za darmo), poznaje Toby Tansera - autora "More Fire" - jednej z najlepszych książek o kenijskich mistrzach. W tekście przewija się jeszcze kilka nazwisk tych, którzy zawitali do Iten zanim Finn o tym w ogóle pomyślał. Ale autor nic sobie z tego nie robi. Wprasza się do domu najszybszej współczesnej maratonki - Mary Keitany, plotkuje z Geoffrey'em Mutai - zwycięzcą maratonu w Londynie i Bostonie. W ciągu 4 miesięcy pobytu zatapia się w środowisku i zdobywa sympatię mieszkańców Iten. Jest niepoprawny, momentami niezdarny, ale nigdy bezczelny.

Mięso

Najciekawsze fragmenty to te, gdy widzimy więcej krwi i kości Kenijczyków, a nie tylko brąz ich posągów. Finn zakłada team składający się z biegaczy przeciętnych - z maratońskich "emerytów" i zwykłych amatorów próbujących wkupić się do elity. Iten Town Harriers są niepoprawni niczym Parszywa Dwunastka. Gdy czytamy o rozwoju teamu, dowiadujemy się, że Kenijczycy lubią ubarwiać swoje biografie, są zgrabnymi kombinatorami i nie zawsze zachowują się rozsądnie. Świetnie jest pokazana postać Godfreya Kiproticha (1:01:01 w półmaratonie), człowieka bardzo serdecznego, pomocnego, ale równocześnie znikającego co jakiś czas w niewyjaśnionych okolicznościach i wracającego z niezbyt wiarygodnym tłumaczeniem.

Opowieść zamyka się w ramce, którą stanowi Lewa Marathon - bardzo efektowna impreza rozgrywana w rezerwacie 230 km na północ od Nairobi. Narracja zaczyna się porankiem przed biegiem, by potem przeskoczyć do czasu sprzed wyjazdu i dalej już liniowo stopniować napięcie do startu. Z czasem Finn nabiera sprawności, gubi kilogramy, przechodzi sporą przemianę. Czy gigantyczną? Nie. Nie większą niż gdyby trafił w ręce porządnego angielskiego trenera i przez pół roku podporządkował swoje życie bieganiu.

Co z sekretami?

Książka w podtytule ma: "Sekrety najszybszych ludzi na świecie", warto więc rozliczyć z tego autora.

Jeśli ktoś szukał "magicznej pastylki", którą połknie wraz z książką - zawiedzie się. Finn, podobnie jak wielu innych rzetelnych autorów pokazuje mozaikę najróżniejszych, nieraz sprzecznych czynników, które połączone ze sobą stanowią o wyjątkowych zdolnościach kenijskich plemion. W "Dogonić Kenijczyków" najzgrabniej jest pokazana ich mentalność - skupienie na treningu, zaangażowanie, optymizm. Przyjaciele Finna nie przejmują się porażkami, a w bieganiu widzą najlepszą drogę do zmiany ich życia na lepsze.

Słabiej wyglądają te sekrety pod względem naukowym czy treningowym. Brakuje rzeczowych rozmów z trenerami, czy najszybszymi zawodnikami. A przecież byli na wyciągnięcie ręki! Jak można siedzieć na kanapie u biegaczki, która odstawia wszystkie konkurentki na kilka minut i nie zapytać jak trenuje? Jak się żywi!? Jak wyglądał jej ostatni tydzień?

Co zrozumieją laicy?

Finn pisze prosto. Nie wprowadza skomplikowanego biegowego żargonu. Stroni od liczb, które w rozmowach biegaczy stanowią dominantę. Nie-biegacz przeczyta dosyć ciekawą opowieść o odmiennej kulturze ludzi żyjących wolniej, spokojniej. Zastanowi się nad relacjami w rodzinie, którą ojciec - pasjonat ciągnie na drugi koniec świata. Zobaczy Afrykę bez wyświechtanych opisów safari czy przerażających historii o głodzie i mordach na cywilach. Pogodną i inspirującą.

Równocześnie spostrzeże pewną bezradność badacza, który bez odpowiedniej wiedzy i cierpliwości próbuje w kilka miesięcy posiąść wiedzę, którą inni zgłębiają przez dziesiątki lat.

Po odłożeniu

"Dogonić Kenijczyków" to ryzykowny sequel "Urodzonych Biegaczy" Chrisa McDougalla, którzy zdominowali listy biegowych bestsellerów na kilka lat. Pojawia się tu podobny wątek truchtacza-dziennikarza, który rzucony na koniec świata zgłębia tajniki sztuki szybkiego przemieszczania.

McDougall jednak lepiej "odrabiał lekcje" - przytaczał masę dygresji, anegdot. Samemu nie będąc wybitnym zawodnikiem, potrafił przenieść ciężar książki na inne postaci, które rysował bardzo wyraziście. Ponadto potrafił rzucić wiele haczyków kierując czytelnika do kolejnych źródeł. Tego w kenijskiej historii zabrakło.

Adharanand Finn to bardziej blogger owijający opowieść wokół siebie. Ale mimo wszystko potrafi zainspirować czytelnika i zmusić go by po zakończonym rozdziale założył buty i ruszył na 20 km wybieganie.

embed

Dogonić Kenijczyków. Sekrety najszybszych ludzi na św...

    0 opinii

    Copyright © Agora SA