Courmayeur-Champex-Chamonix. Zabawa zaczyna się na sam koniec...

Niemal 100 kilometrów po górach, wśród majestatycznych szczytów, z widokiem na potężne alpejskie lodowce. Tradycyjnie, co roku "w cieniu" zmagań biegaczy mierzących się z dystansem 170 kilometrów dookoła masywu Mont Blanc, pozostaje wyścig rozgrywany na połowie tej pięknej trasy - CCC. Jest w praktyce "dwa razy krótszy" niż UTMB (ostatnie 70 kilometrów boli zdecydowanie bardziej niż pierwsze 100), ale doskonale oddaje jego klimat. To małe UTMB dla tych, którzy jeszcze nie mają punktów kwalifikujących na długą trasę, albo tych, którzy się nie dostali z losowania, albo... po prostu takich, których ściganie na dystansie dłuższym niż 100 km nie bawi. Przeczytajcie opowieść o tegorocznym CCC.

Ile schudłaś po biegu?

Magda Ostrowska-Dołęgowska: Nic. Ani grama. Na początku zawsze ważysz trochę więcej, bo organizm gromadzi wodę. Po trzech dniach ona schodzi i już wiesz, czy coś się zmieniło.

Brałaś już udział w biegach na 100 km. Czym CCC się różnił od wcześniejszych?

Tak, przede wszystkim przewyższeniem, które tutaj wynosiło ponad 5100 m. Poza tym w czasie biegu została zmieniona trasa. Choć przez większość dnia była ładna pogoda, to wieczorem zaczęło lać. Deszcz padał poziomo. Z tego właśnie powodu zmieniono trasę. Pierwotnie dystans do pokonania wynosił 96 km i 5500 m przewyższenia pozytywnego. Ostatecznie było trochę mniej, bo 93 km z przewyższeniem 5100 m.

Jak zmiana trasy wpłynęła na Ciebie?

Dowiedziałam się o niej, gdy wybiegałam z Champex, które jest na ok. 55. km.  Wszystko miałam rozrysowane na profilu biegowym, a tu się okazało, że blisko połowa trasy ulega zmianie. A ja nie lubię zmian, bo to mnie stresuje. Nie wiem, czego mogę się spodziewać. Sądziłam jednak, że skoro zostało mi ok. 43 km, to ten dystans - tylko maraton - jestem w stanie zrobić w siedem godzin.

Co pokrzyżowało Ci plany? Dotarcie na metę zajęło Ci jednak więcej czasu...

Zmiana trasy miała spowodować, że będzie łatwiej - sądziłam. Do Martigny biegło mi się super, jednak nagle okazało się, że jestem w innym miejscu, niż sądziłam być, biegnę po lesie, w dół zamiast iść pod solidną górę. Cały czas zmienia się podłoże, raz kamienie, raz korzenie, ciągle góra - dół. W takim terenie nie można było nabrać rytmu. Bieg był urywany właściwie bez przerwy.

Miałaś jakąś rywalkę na trasie? Kogoś z kim się ścigałaś?

W pewnym momencie prześcignęła mnie Francuzka. Ja jednak złapałam drugi oddech i ją wyprzedziłam. To zawsze podbudowuje. Jednak ona "uwiesiła się" na mnie i biegła tuż za mną. Strasznie rzęziła, miałam wrażenie, że ledwo oddycha. I to strasznie mnie dołowało. Wolałam, żeby biegła przede mną. Starałam się ją przepuścić, ale cały czas się trzymała w takiej samej odległości. W końcu  mnie prześcignęła, ale potem zostawiłam ją na punkcie żywieniowym.

Z zapisu Twojego biegu wynika, że najdłuższa przerwa, jaką sobie zrobiłaś, wyniosła zaledwie 6 minut...

Naszym atutem - Krzyśka i moim - jest to, że nie siadamy, nie urządzamy sobie długich odpoczynków. Bo wiemy, że dzięki temu możemy dużo zyskać. Nawet wtedy, gdy miałam przed sobą przełęcz Forclaz, 1000 m różnicy wysokości na podbiegu, starałam się mimo deszczu nie zatrzymywać, nie wyciągać ciuchów i czołówki, mimo że już robiło się ciemno. Nie chciałam, żeby mnie ktoś prześcignął, bo to mnie zazwyczaj osłabia. Jak ktoś cię wyprzedzi, to potem trudno taką osobę dogonić, wyprzedzić. A zdałam sobie sprawę, jak dużo mam jeszcze przed sobą.

Jednak nie wierzę, że nie dopadł Cię kryzys...

W Triencie złapałam drugi oddech, wiedziałam, że jestem blisko zamknięcia kolejnego "etapu". Że zostało mi 25 km, że czuję się dobrze i dam radę. Niestety niebawem zaczęły się problemy z jedzeniem, które w żaden sposób nie chciało wchodzić. Bałam się, że to mnie osłabi. Ale na pocieszenie spotkałam na trasie Michała Sojkę z TNF, który mi powiedział, że już nie będzie trudności, że reszta trasy technicznie jest łatwa, że głównie będę biegła po asfalcie... Tymczasem okazało się, że mam kolejne podejście. Jest ciemno, próbuję biec, ale jest za stromo. Staram się utrzymać tempo, na darmo. Kilka osób mnie "łyknęło". W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem tutaj sama, nikogo przede mną ani za mną nie ma. Że w sumie powinnam się bać. Ale jestem tak zmęczona, jest mi tak źle, że nie mam siły się bać. Martwiałam się, bo słyszałam z oddali nadchodzącą burzę, a ja naprawdę boję się burzy. Gdy pokonałam kolejne podejście, cały czas w ulewnym deszczu, to zdałam sobie sprawę, że mam krótki rękawek i jestem w cienkiej koszulce. Na zbiegu bardzo wiało, wychłodziłam się.  A jak długo się wychładzasz, to tracisz dużo energii. Postanowiłam się przebrać, ale taka prosta czynność okazała się niezwykle trudna. Zgrabiałymi palcami musiałam wydobyć ciuchy, wszystko w biegu. Jakoś dałam radę. Jednak przepięcie numeru startowego, który był przytwierdzony do mokrej koszulki agrafkami, graniczyło z cudem. W końcu numer startowy wylądował w moich zębach i tak goniłam tych, którzy mnie wyprzedzili.

Magda Ostrowska-Dołegowska na chwilę przed startem w biegu CCC (96 km, 5600 m przewyższenia pozytywnego)Magda Ostrowska-Dołegowska na chwilę przed startem w biegu CCC (96 km, 5600 m przewyższenia pozytywnego) Fot. Katarzyna Trębacka Magda Ostrowska-Dołęgowska i Piotr Gruszkowski na starcie. Fot. Katarzyna Trębacka

Jednak to ostatnie 7 km okazało się dla Ciebie najtrudniejsze...

W kolejnym punkcie żywieniowym już wiedziałam, że nie mogę jeść, wypiłam tylko colę z gwinta. Gdy dobiegłam do Vallorcine, usłyszałam, że do końca trasy jest już blisko. I wiara w to "blisko" mnie zgubiła w pewnym sensie. Bo miało być blisko, a niestety okazało się daleko. Plus kolejne podejście na przełęcz, na dodatek trasa wiodła koło drogi, po której jeżdżą samochody - masz świadomość, że obok jest gładki asfalt, tak kuszący w tej chwili, a Ty drzesz po krzakach, kamieniach i błocie. Jakoś minęłam tę przełęcz, zbiegam do Argentiere, które miało być przedmieściami Chamonix. I tam się dowiedziałam, że czeka mnie jeszcze 7 km, częściowo pod górę. A miały być 4 km w dół. Było ciemno, deszcz, na trasie kamienie, a ja ledwo podnosiłam nogi. W końcu zobaczyłam, że jest znak: Chamonix - 1,40 h. Godzina czterdzieści?! To mnie załamało kompletnie... Bolał mnie potwornie brzuch, było mi okropnie niedobrze. Wiedziałam, że muszę zwymiotować, inaczej nie przestanę się męczyć. Miałam już siłę tylko, żeby iść. Jak truchtałam, od razu robiło mi się niedobrze. W pewnym momencie dostałam kolejny cios. Myślałam, że to już prawie koniec, że widzę światła Chamonix... Wtedy okazało się, że jeszcze przed mną 4 km. Gdy w końcu dobiegłam, chciało mi się płakać ze szczęścia, że kończy się ta siedmiokilometrowa mordęga.

Cieszyłaś się z sukcesu?

Cieszyłam się, że 1800 osób bierze udział w tym biegu, a ja jestem 211... Jednak chyba nie miałam siły na nic, z radością włącznie. Na mecie nikt bliski na mnie nie czekał, bo z końcówki biegu nie byłam w stanie zgrabiałymi rękoma wybrać numeru do kolegi, który czekał na znak. Krzysiek już biegł wtedy swoje 170 km. Przebrałam się więc w namiocie, zjadłam coś tam, okryłam się folią NRC i wtedy dopiero zadzwoniłam. Przyszli po mnie dwaj koledzy - Piotrki i "zdrapali" mnie z mety.  Trzęsąc się poszłam do pokoju. Prysznic sprawiał mi ból, czułam się zmasakrowana. A potem wreszcie zwymiotowałam. Myślałam sobie - niech Ci nigdy nie przyjdzie do głowy startować na więcej niż 100 kilometrów! Jednak, gdy obudziłam się następnego dnia, miałam znowu głowę pełną pomysłów.

Czyli?

Nieśmiało myślę o UTMB, czyli 170 km. Marzy mi się Trans Gran Canaria. Może powinnam poprawić wynik w CCC? Bo mimo że ucieszyłam się, że jestem 11. kobietą w tym wyścigu, że obiegałam taką masę ludzi, byłam druga wśród Polaków na mecie - przede mną przebiegł jedynie Tomek Klisz, nie jestem do końca zadowolona z efektu końcowego. Nagle poczułam, że mój sukces zmalał, że powinnam była lepiej przebiec zwłaszcza te ostatnie 7 km. I w porównaniu z Krzyśkiem....

Nie wierzę, że to mówisz...

Jakieś 5 minut przede mną na metę przybiegła dziewczyna. Gdybym kilka kilometrów wcześniej o tym wiedziała, że ona biegnie tuż przede mną, wierzę, że to ja pierwsza wbiegłabym na metę. I w ogóle - na starcie byłam za daleko. Na początku miałam masę ludzi do wyprzedzenia. Na pierwszym punkcie byłam na ponad 900 pozycji! A dziewczyny, które skończyły przede mną już wtedy były na przedzie.

***

The North Face Ultra-Trail du Mont-Blanc zostało zorganizowane po raz pierwszy w 2003 roku przez grupkę przyjaciół zafascynowanych biegami górskimi i malowniczą okolicą Mont Blanc. Wyznaczona przez nich 166-kilometrowa trasa pokrywa się ze słynnym szlakiem GR TMB i przebiega przez terytoria trzech krajów Francji, Włoch i Szwajcarii. Zawodnicy mają do pokonania dziesięć przełęczy położonych na wysokości ponad 2000 m. n.p.m., co w sumie daje 9600 metrów różnicy wysokości na podejściach. Między innymi z tego powodu (ogromnej różnicy wzniesień) Ultra-Trail du Mont-Blanc stał się jedną z najsłynniejszych imprez biegowych na świecie. Przyciąga zarówno profesjonalnych zawodników, jak i amatorów, którzy chcą zmierzyć się z wymagającą górską trasą i swoimi własnymi ograniczeniami. Mimo że start w jednym z czterech odbywających się w ramach imprezy biegów wymaga od uczestników przygotowania i treningów oraz wcześniejszego zdobycia odpowiedniej liczby punktów kwalifikacyjnych, liczba zgłoszonych z roku na rok rośnie. By pobiec w TNF UTMB trzeba "zaliczyć" wcześniej inne biegi górskie.

Magda Ostrowska-Dołegowska na chwilę przed startem w biegu CCC (96 km, 5600 m przewyższenia pozytywnego) Fot. Piotr Dymus. Magda Ostrowska-Dołęgowska "zdrapuje" z mety UTMB Krzyśka Dołęgowskiego.

Wyniki Polaków w tegorocznym CCC:

- Tomasz Klisz - 15:03:06 - Magdalena Ostrowska-Dołęgowska - 15:26:40 - Robert Zugaj - 15:57:29 - Adam Kielar - 17:18:11 - Witold Pawłowski - 17:38:16 - Piotr Gruszkowski - 21:27:33 - Bartek Jasiński - 23:14:17 Biegi kwalifikacyjne w Polsce (w 2011 roku):

- Kierat - 100 km, 3 pkt. - Sudecka Setka - 100 km, 2 pkt. - Bieg Rżeźnika - 76 km, 2 pkt. - Bieg Rzeźnika hard core - 100 km, 3 pkt. - Maraton Gór Stołowych - 42 km, 1 pkt. - Bieg 7 Dolin - 100 km, 3 pkt.

Warto dodać, że zwycięzcy nie dostają żadnych nagród, nie licząc pamiątkowej kamizelki, na której jest wyhaftowany napis: "Finisher" plus nazwa biegu, który zawodnik ukończył. I tak zawodnicy mogą zdobyć kamizelki w: - UTMB: 166 km (zmieniona trasa miała 170 km), limit czasu 46 h, 2300 zawodników. Najsłynniejszy wyścig. Ukończenie go, jest marzeniem wielu biegaczy na całym świecie. Wymagane 5 punktów kwalifikacyjnych zdobytych w 2009 lub 2010 roku. - CCC: 98 km (zmieniona trasa miała 93 km), limit czasu 25 h, 1800 zawodników. Traktowane przez wielu jak test przed startem w UTMB. Wymagany przynajmniej 1 punkt kwalifikacyjny zdobyty w 2009 lub 2010 roku. - TDS: 110 km, limit czasu 31 h, 1100 zawodników. Wymagane 2 punkty zdobyte w jednym lub dwóch biegach w 2009 lub 2010 roku. - PTL: 300 km, limit czasu 138 h, 80 drużyn 2-3 osobowych. Brak klasyfikacji. Drużyna musi wspólnie pokonać całą trasę. Brak oznaczeń trasy (mapy 1:25000).

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.