Z psem na biegowej ścieżce

Widok szczęśliwego psiego pyska stał się bezcenny dla Grześka, Asi, Bartka i innych, którzy odkryli radość treningów ze swoimi pupilami. Podobno biegać można z każdym psem - chociaż nie wszędzie. Na większości biegów czworonożni biegacze nie są mile widziani. Przeczytajcie historie kilku biegowych duetów - człowiek i pies.

Biegać można z każdym psem. Przekonał się o tym Grzegorz Piekarczyk, student prawa z Krakowa, kiedy do jego domu trafił Szaman, pitbul. - Na początku sądziłem, że rozniesie mi mieszkanie, tyle miał energii. Postanowiłem jakoś tę jego aktywność spożytkować. Zaczęliśmy biegać, pięć kilometrów dziennie, to go wyciszało - wspomina. Grzegorz zawsze uprawiał sport, ale wcześniej regularnie nie biegał. Bieganie z psemBieganie z psem Grzegorz Piekarczyk Także to, że wystartował w maratonie, to zasługa Szamana. - Teraz pięć kilometrów treningu to dla mnie za mało. Biegam więcej, ale już bez psa - mówi Grzegorz. Szaman jest uczulony na pyłki, więc wiosną i latem muszą ograniczać treningi w terenie. - Któregoś roku zauważyłem na jego łapach dziwne wypryski. Poszliśmy do weterynarza i skończyło się na przyjmowaniu sterydów. Dlatego teraz uważamy. Poza tym Szaman ma już osiem lat i jego energia osłabła - wyjaśnia Grzegorz.

Duet z Krakowa chciał kiedyś wystartować razem w Biegu Trzech Kopców. Organizatorzy nie zgodzili się. Tłumaczyli, że pies może przeszkadzać innym biegaczom. - Szaman to pieszczoch, ale w społeczeństwie pokutuje mit, że pitbul jest niebezpieczny. To nieprawda - podkreśla Grzegorz. - Mój pies został kiedyś zaatakowany podczas treningu na bulwarach wiślanych przez doga niemieckiego. Pies był bez kagańca, na dodatek właścicielka nie trzymała go na smyczy. Szamanowi po tej napaści zostaną blizny do końca życia. Nie wiem, dlaczego ludziom się wydaje, że ich pies nie jest groźny dla innych. Szaman jest ułożony, nie atakuje ludzi ani innych zwierząt, mimo to zawsze trzymam go na smyczy.

Nie dla psa półmaraton

Joanna Szeler nigdy nie sądziła, że będzie biegała z psami. Jest alergiczką - spotkanie z psem czy kotem kończyło się dla niej zawsze laniem z nosa, czasem wysypką. Okazało się jednak, że nie na wszystkie zwierzaki jest uczulona, po spotkaniu z husky znajomych nie miała żadnych kłopotów. Rok temu wzięła ze schroniska Arikę, oczywiście rasy husky. Suczka była jednak jakaś niemrawa, dużo spała. - Wydało mi się to dziwne. Te psy są przecież bardzo aktywne. Lekarze mówili, że taki jej charakter i nie mam co się przejmować, ale w końcu trafiłam do weterynarza, który zdiagnozował niedoczynność tarczycy. Arika dostaje hormony i charakter jej się zmienił - mówi. Ponieważ husky to psy stadne, Asia postanowiła poszukać towarzysza dla Ariki. Miesiąc temu wzięła do domu Hasanę. Biega z obiema, trzymając je na jednej uprzęży. Reagują na polecenia: prosto, prawa, lewa, biegnij. Na bieganie po asfalcie Asia zaopatrzyła psy w specjalne buty. Zimą takie "obuwie" przydaje się jeszcze bardziej - chroni psie łapy przed leżącą na ulicach solą.

W kwietniu wszystkie trzy pobiegły w półmaratonie w Puszczy Kampinoskiej. Psy szalały ze szczęścia. - Pływały, tarzały się w błocie. Umorusane i szczęśliwe wróciły do domu. Razem pokonałyśmy prawie 22 kilometry - chwali swoje podopieczne Asia. Niestety, już w Półmaratonie Warszawskim nie mogły startować. Właścicielka usłyszała, że psy mogą przeszkadzać innym zawodnikom. - Nie rozumiem tego: są grzeczne, ale w wielu biegach wciąż niemile widziane - przyznaje. - Teraz i tak dajemy sobie spokój, bo jest za ciepło na bieganie. Sezon ponownie zacznie się we wrześniu.

Asia wspomina, jak uczyła Arikę komend. Za wykonane polecenia nagradzała ją wołowiną. - Zdarzało się, że wszystkie psy z parku podbiegały, żeby dostać smaczny kąsek, a ona nie. Taki uparciuch. Ale za to bardzo inteligentny. Potrafi sama przygotować sobie jedzenie. W domu mojej mamy otworzyła kiedyś szafkę: zjadła jajka i bochenek chleba, zamknęła drzwiczki i pewnie nie wpadłybyśmy, kto nam podjadł kolację, gdyby nie resztki skorupek na podłodze i... jej rozwolnienie - śmieje się Asia.

Zakochana w Bartku i bieganiu

Nela to wyżeł weimarski. Niestrudzony biegowy druh Bartka Larwińskiego, współwłaściciela sklepu Guru Sport w Warszawie. Najczęściej można ich spotkać latających po Mazowieckim Parku Krajobrazowym. Na uniwersytecie Bartek trenował piłkę ręczną. Po studiach szukał dla siebie czegoś nowego. Za bieganiem nie przepadał, bo dość się nabiegał, gdy grał jeszcze w szczypiorniaka. W końcu jednak przemógł niechęć i tak go to nowe hobby wciągnęło, że szybko postawił sobie za cel udział w maratonie. W pierwszym pobiegł kilka lat temu. Nela pojawiła się w jego życiu pięć lat temu. Spacery z psem szybko stały się okazją do treningów. - Biegaliśmy po 10-15 kilometrów. Nela zaczęła mieć problemy ze stawami. Poszedłem do weterynarza, a ten poradził, by poczekać z biegami, aż pies będzie starszy. Trochę zlekceważyłem to zalecenie, ale Nela na tym na szczęście nie ucierpiała - mówi Bartek.

Dzisiaj, kiedy on wstaje o szóstej rano, Nela jeszcze śpi, ale kiedy tylko Bartek zaczyna wkładać koszulkę, ona już stoi obok, wpatrując się w niego maślanymi oczami. - Nie wiem, skąd wie, że to ciuchy do biegania. Ma chyba jakiś dodatkowy zmysł - śmieje się Larwiński. Kiedy nie może jej zabrać, bo ma w planie dłuższą trasę, Nela piszczy i się obraża. W lesie pies biega bez smyczy. Ma frajdę, bo może pognać za lisem czy zającem. - Lubi mieć mnie w zasięgu wzroku. A ponieważ czasem mnie wyprzedza, a potem wraca, robi więcej kilometrów niż ja. Po takim spacerze jest bardzo zmęczona. Gdy nastały majowe upały, nie biegaliśmy więcej niż osiem kilometrów dziennie. Mimo że wychodziliśmy rano, Nela była wyczerpana, zawsze z wywieszonym jęzorem - mówi Bartek.

Gdy Larwiński przesiada się na rower, jest jeszcze trudniej. Kiedyś po 40-kilometrowej trasie po prostu padła. - Myślałem, że ugryzł ją kleszcz i dostała jakiegoś porażenia. Leżała z wyciągniętymi łapami, nie mogła się podnieść, nie zginała łap w stawach. Okazało się, że miała zakwasy. Po prostu zajechałem biedaczynę - wspomina Bartek. Larwiński stara się nie biegać z Nelą po asfalcie - ścierają się jej opuszki łap i pazury. Las jest zdecydowanie lepszym terenem do biegów z psem.

Kilka razy wystartowali razem w biegach górskich w Falenicy. Nela szybko stała się ulubienicą publiczności. - Startowała ostro, biegła, jakby licząc zawodników, a potem wracała do mnie. Ale zdarzało się, że inni mieli pretensje o udział psa w zawodach. Twierdzili, że plącze się pod nogami i utrudnia wyprzedzanie mnie - mówi Bartek.

Lepiej nie pytać

Filip Bojko nie wyobraża sobie biegania bez psa. Choć przyznaje, że przestał już pytać, czy Etoś może brać udział w maratonach i półmaratonach. - Zawsze, kiedy próbowałem załatwiać to formalnie, kończyło się odmową. Więc teraz stawiam się po prostu na starcie razem z Eto. Skoro w regulaminie nie ma zakazu, to znaczy, że jest to dozwolone - mówi. Filip mieszka teraz w Toronto. - Za granicą zwierzęta nie mogą uczestniczyć w dużych biegach. Jest to ściśle zdefiniowane. A osoby biegające z dziećmi w wózkach mają specjalnie wyznaczony tor. W Polsce takich obostrzeń nie ma i tak naprawdę wszystko zależy od dobrej woli organizatora i innych biegaczy. Zdarzyło mi się, że ktoś niemal siłą chciał nas wyeliminować z biegu, na szczęście są to rzadkie sytuacje. Pies raczej wzbudza sympatię, szczególnie Etoś, to bardzo sympatyczny gość, wystarczy spojrzeć na jego pysk - mówi Filip. Bojko biegał z Etosiem w Toruniu, Łodzi, a także w Półmaratonie Warszawskim. Ustawiał się na końcu, żeby nie przeszkadzać innym. - Znajomi otaczali nas szpalerem, więc na początku psa nie było widać, a potem już nikt nam nie przeszkadzał. I to chyba jest sposób na start z ukochanym pupilem - podpowiada.

6. Półmaraton Warszawski - Filip i Eto6. Półmaraton Warszawski - Filip i Eto fotomaraton.pl Filip Bojko i Eto, fot. fotomaraton.pl

Co z tym psem?

- Nie widzę problemu, żeby ktoś startował z psem, o ile nie stwarza zagrożenia dla innych uczestników - mówi organizator biegów Paweł Jach z Wrocławia. - Sam też zresztą trenuję ze swoim owczarkiem szkockim i wiem, że to dla niego wielka przyjemność. Poza tym mój syn Maciek, z którym biegam w wózku, uwielbia tego psa - dodaje. Drugiego czerwca Paweł organizuje kolejny Bieg dla Maćka (bieg charytatywny, podczas którego zbierane są pieniądze na rehabilitację niepełnosprawnego Maćka Jacha). Nie będzie dyskwalifikował zawodników z psami. - Wszystko zależy od człowieka. To on zna swojego psa, wie, jak reaguje na ludzi, na inne zwierzęta, jak zachowuje się w tłumie. Biorąc udział w biegu ze swoim pupilem, trzeba wziąć pełną odpowiedzialność za zwierzaka - dodaje.

Tekst: Anna Twardowska

Tarnów zaprasza psy do biegu

19 maja, o godz. 10 w Tarnowie w ramach akcji Polska Biega będzie można wystartować ze swoimi pupilami. Wojciech Obrzut, koordynator biegu i lekarz weterynarii, zapowiada, że każdy pies zostanie przebadany przed startem, zoopsycholog sprawdzi jego predyspozycje psychiczne, które zdecydują o zakwalifikowaniu do zawodów. Psy podobnie jak ludzie mogą też liczyć na opiekę medyczną podczas zawodów. Przed biegiem przewidziano rozgrzewkę, mogą w niej wziąć udział nie tylko właściciele psów, ale też innych zwierząt. - Pod warunkiem że np. chomik zechce machać łapkami i będzie, tak jak jego właściciel, czynnym uczestnikiem gimnastyki - żartuje Obrzut.

Przeczytaj również: Człowiek i pies - dobrana para biegaczy

Dołącz do nas na Facebooku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.