FaceBieganie. Nie publikujesz - nie biegasz

Człowiek wstaje rano, je sobie spokojnie śniadanie, odpala Facebooka i bach. Jakby mu ktoś w mordę dał po prostu. Niezależnie w jakim nastroju by się obudził, co by na to śniadanie zjadł, teraz to już tylko wyrzuty sumienia. Dlaczego? Dlatego, że Rafał wstał dużo wcześniej, przebiegł 6,46 km, zajęło mu to niecałe 52 min. i spalił 525 kcal. Marta podobnie, ale zrobiła jeszcze po drodze sześć zdjęć i wrzuciła na Instagrama. I jak tu spokojnie przeżuwać?

Zindywidualizowane plany treningowe. Pobierz za darmo! [KLIKNIJ]

W 2002 roku byłem na wymianie w Australii. Weekendowe powroty z imprez wyglądały dość przewidywalnie. Po drodze do naszego akademika mijaliśmy uśmiechniętych, porannych joggerów. Wtedy nie byli dla mnie jeszcze wyrzutem sumienia. Wtedy to było kuriozum. 11 lat temu w pobliżu mojego mieszkania w Warszawie prawie nikt nie biegał. A już na pewno nie pisał o tym na Gronie. Sam trenowałem coś od zawsze, ale nie przychodziło mi do głowy żeby gdzieś o tym opowiadać. Miałem walkman Sony sport. Nie wysyłał zdjęć do Instagrama, nie synchronizował się z Endomondo i nie uaktualniał mojego statusu na nieistniejącym Facebooku. Był natomiast żółty i z autorewersem. Dzisiaj patrząc na swojego wall'a zaczynam się łamać. Może powinienem coś jednak napisać:

Franek przebiegł dwa kilometry i obszczekał go pies sąsiada. Na śniadanie je kromkę z szynką i serem.

Coraz więcej Polaków uprawia sport, to nie ulega wątpliwości. W dużych miastach siłownie rosną jak grzyby po deszczu, a wieczorem i rano parki zapełniają się biegaczami tak, że nawet wyprowadzacze psów muszą przejść do defensywy.

Rozmowa z Dorotą Olko, socjologiem sportu z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Franek Przeradzki: Dlaczego tak wiele osób dzieli się swoimi osiągnięciami biegowymi czy innymi formami aktywności sportowej na portalach społecznościowych?

Dorota Olko: Określone praktyki sportowe to element stylu życia. Tworzą nasz obraz siebie, zarówno to, jak sami siebie postrzegamy, jak i to jak widzą nas inni. Wysportowane ciało to jak gdyby materialne odbicie tożsamości - określonych cech, które są kulturowo wysoko cenione. Drogi samochód określonej firmy i złoty zegarek wystarczą już tylko w niektórych kręgach. W innych byłyby zupełnie nie na miejscu.

Z kolei portale społecznościowe i wszystkie powiązane z nimi aplikacje sportowe tworzą funkcjonalną przestrzeń do ekspresji siebie, demonstrowania takiego właśnie stylu życia, takiego "ja".

Tymczasem w sieci:

Karolina ma siniaczki po rurce. Mogę je obejrzeć na Instagramie

FP: Czy trenowanie jest już tylko na pokaz?

DO: Oczywiście że nie, ale, zwłaszcza dla klasy średniej, to sposób podkreślenia swojego statusu, wyznawanych wartości i życiowych aspiracji.

FP: Powiedz jaki sport uprawiasz, a powiem Ci kim jesteś?

DO: W pewnym sensie tak. To zjawisko jest bardzo ciekawe w ujęciu podziałów klasowych. Kilka lat temu w badaniach, które dr Maciej Gdula i dr Przemysław Sadura robili ze studentami, wychodziło, że bieganie i ogólniej, wszelkie indywidualne sporty to domena klasy wyższej, która traktuje to jako nieskrępowaną niczym przyjemność.

Jak udowadniał wiele lat temu francuski socjolog Pierre'a Bourdieu, klasa średnia stopniowo przejmuje wszelkie praktyki klasy wyższej. Przykład takiego właśnie zjawiska obserwujemy obecnie w strefie sportu. Skutek wielu jednostkowych decyzji i zachowań jest taki, że bieganie się po prostu upowszechnia.

Ponadto, klasa średnia ma bardziej instrumentalny stosunek do sportu, czy ogólniej, praktyk kulturowych. Chce stać się "fit", schudnąć, lepiej wyglądać. Ludzie liczą te przebiegnięte kilometry w aplikacjach i rywalizują ze znajomymi.

Tymczasem na Facebooku:

Rafał zjadł białka i idzie szlifować sześciopak w Calypso. I żeby nie było wątpliwości, Rafał jest bardzo utalentowanym młodym doktorantem, który na co dzień chodzi w koszuli i eleganckich butach.

FP: Niedawno mój znajomy postanowił zwrócić karnet na siłownię: - Czy mogę spytać czemu zdecydował się Pan zrezygnować z naszych usług? - spytała zatroskana i wysportowana kasjerka. - Nie chce mi się ćwiczyć - odpowiedział uczciwie Staś. Na tę szczerość kasjerka przygotowana nie była.

DO: W pewnym wymiarze sport przestaje być tylko przyjemnością, relaksem, a praca nad sobą staje się obowiązkiem. Te wszystkie trasy, przebiegnięte kilometry to swego rodzaju zapis, dowód wykonanej pracy. Podobnie jak obecność na siłowni, na której widzą nas inni. Według badań socjologicznych samodyscyplina jest wysoko waloryzowana przez nową klasę średnią, trzeba zatem udowodnić, że nie mamy z nią problemu. Udowadniamy nie tylko ludziom dookoła nas, ale również samemu sobie. Traktowanie tego zjawiska jako zwykłego popisywania się jest bardzo płytkim spojrzeniem. To raczej komunikowanie "taki jestem" a nie "taki fajny jestem".

Tymczasem na Facebooku:

Piotrka strasznie zmoczyło jak robił dzisiaj rundkę po parku. Piotrek biega cały rok, niezależnie od warunków. Myślę że life feed z kamera jego smartphona pokazujący jak biegnie to kwestia maksymalnie kilku lat.

DO: Oczywiście do uprawiania sportu dochodzi jeszcze wątek zdrowia, ale kulturoznawcy zwracają uwagę, że spada ono na drugi plan. Społeczeństwa zachodnie podobną zmianę przeszły co najmniej kilka-kilkanaście lat przed nami, także podążamy przetartą już ścieżką. Cała praca nad ciałem to część pracy nad "ja", wpisująca się w proces indywidualizacji. Ponowoczesność każe traktować tożsamość jako coś plastycznego, nad czym cały czas powinno się pracować. Sport i praca nad ciałem to raczej środek do wyższego celu, lepszego życia osobistego i zawodowego. Chodzi zarówno o uprawianie go, jak i informowanie o tym otoczenia.

FP: Dziękuję za rozmowę. Chyba nie będę pisał o tej kromce z szynką i serem jednak.

DO: Tak pewnie będzie lepiej, chyba żeby na śniadanie była soczewica, albo coś mniej oczywistego. Też powinnam już iść. Przed wieczornym teatrem muszę jeszcze poćwiczyć.

Tekst: Franek Przeradzki

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.