Tomasz Lis o biegowych utrudnieniach: "Wkurzają mnie narzekania na korki. W Nowym Jorku jest gorzej!"

Każdemu zawodnikowi, niezależnie od poziomu wytrenowania, przydaje się doping. Szczególnie pomocny jest biegaczom, którzy do mety maratonu docierają po ponad pięciogodzinnej męczarni. To prawdziwi zwycięzcy - mówi Tomasz Lis, prezenter i biegacz, który ukończył już 14 maratonów.

Biegowe ciekawostki, porady i newsy. Śled ź nas na Facebooku i Twitterze  @PolskaBiega

Wykorzystaj wiosenną aurę, aby wrócić do formy po zimie! Pobierz poradnik RUSZAJ SIĘ I SCHUDNIJ!

Rozmowa z Tomaszem Lisem, dziennikarzem telewizyjnym, maratończykiem

Damian Bąbol: Podczas biegów w większych miastach znajdują się malkontenci, którzy narzekają na korki w stolicy.

Tomasz Lis: Marzę, żeby moda na kibicowanie maratończykom w Polsce rosła w takim tempie, co popularność biegania. Nie ukrywam, że te utyskiwania mieszkańców Warszawy na zamknięte ulice w czasie biegu trochę mnie irytują. Przecież w Nowym Jorku, Berlinie, Paryżu czy Londynie maraton oznacza jeszcze większe utrudnienia niż w naszej stolicy, ale tam nikt na to nie narzeka.

W dodatku trasa Orlen Warsaw Marathon była i tak mocno ograniczona, aby te utrudnienia jak najbardziej zminimalizować. Chciałbym, żeby kiedyś stołeczny maraton przebiegał przez wszystkie historyczne miejsca, czyli w okolicach Starówki, Pomnika Bohaterów Getta Warszawskiego, Pomnika Warszawskiego i tak dalej. Z pewnością można by to było fajnie połączyć. Wprawdzie wiązałoby się to z jeszcze większymi korkami, ale efekt byłby doskonały. Tak jest np. w Nowym Jorku, gdzie biegnie się przez wszystkie dzielnice.

I dwa miliony kibiców...

- Dzięki nim przeżyłem najwspanialszym moment od kiedy startuje w maratonach. Na 26. km, zbiegając z Qeensbridge w pierwszą aleję na Manhattanie, tłum biegaczy był już mocno rozrzedzony - miałem wrażenie, że szpaler ściśniętych kibiców z obu stron dopinguje tylko mnie. Stworzyli nieprawdopodobny hałas, poczułem dreszcze i miałem łzy w oczach. Później sprawdziłem międzyczasy i okazało się, że to był mój najszybciej pokonany odcinek.

Pan też kibicuje?

- Zdarza mi się. Kiedy nie startuję, staram się wspierać znajomych oraz innych biegaczy. Wiem po sobie, że jeśli się usłyszy ryk swojego imienia, to dostaje się motywacyjnego kopa. Każdemu zawodnikowi, niezależnie od poziomu wytrenowania, przydaje się taki doping. Szczególnie pomocny jest biegaczom, którzy do mety maratonu docierają po ponad pięciogodzinnej męczarni. Dla mnie są takimi samymi, a nawet większymi bohaterami jak zwycięzcy, którzy osiągają czasy poniżej 2 godzin i 10 minut.

Kiedy moda na kibicowanie biegaczom będzie u nas taka jak na Zachodzie?

- To przyjdzie naturalnie wraz z powszechnością sportu w naszym kraju. Nie zapomnę zimowych Igrzysk Olimpijskich w Lillehamer w 1992 r. Na trasach biegowych było widać dziesiątki, jak nie setki tysięcy kibiców, którzy gorąco wspierali zawodników. To było właśnie coś naturalnego, bo większość Skandynawów uprawia sport.

Nie chcę nikogo na siłę przekonywać do biegania maratonów, ale w ogóle do ruszania się. Wtedy jest nieporównywalnie łatwiej wejść w skórę sportowca i w naturalny sposób widzi i czuje się więcej. To się tyczy też najmłodszych. Im mniej dzieci będzie miało fikcyjne zwolnienia z lekcji w-f, tym więcej będzie biegaczy oraz dopingujących. Nie chciałbym też popadać w malkontenctwo. Biegam od sześciu lat i widzę, że ta sportowa eksplozja w narodzie jest nieprawdopodobna.

Mi kibice najbardziej pomagają w pokonywaniu kryzysów. Kiedy brakuje sił, ale słyszę "dawaj Damian, już blisko!", zawsze szybciej zakręcę nogami. Pan tak samo?

- W maratonie w Genewie przeżyłem największy kryzys. Ostatnia prosta prowadziła wzdłuż Jeziora Genewskiego. Siedemset metrów przed metą byłem ledwo żywy. Wmawiałem sobie: "Jezus, Maria, nie dam rady". Nie mogłeś iść, ledwo człapałem. Mało tego, mój hotel znajdował się kilkadziesiąt metrów obok. Przeszła mi nawet myśl: "Chrzanię tę metę, skręcam!". Wtedy pomogli kibice. Zobaczyli jak się męczę i zaczęli wykrzykiwać imię z numeru startowego. Wołali: "Thoma, Thoma! Dalej, dalej, jeszcze trochę! Dasz radę!". Dzięki nim, jakimś cudem, wykrzesałem resztkę sił.

ZOBACZ: TAK SIĘ KIBICUJE NA ŚWIECIE

Warszawa jest jedynym miastem oprócz Seulu, gdzie rozgrywane są dwa duże maratony...

- ... i można sobie wyobrazić co by było, gdyby obie imprezy połączyły siły. Pewnie już teraz moglibyśmy mówić o jednym z największych europejskich biegów. Tym bardziej, że jeśli chodzi o organizację, to nie mamy żadnych powodów do wstydu, a nawet jest zdecydowanie lepiej niż zagranicą. Szefowie jednego z najszybszych maratonów na świecie z Rotterdamu powinni przyjechać do Warszawy i zobaczyć, jak to się robi na najwyższym poziomie. Kiedy dorobimy się biegu na 15-18 tys. osób, to jestem pewien, że będziemy mieć napływ masy zawodników z zagranicy.

Niedługo startuje pan w maratonie w Bostonie, gdzie rok temu doszło do zamachów bombowych. Nie obawia się pan, że znowu dojdzie do podobnych zdarzeń?

- Nie, bo uważnie obserwuję światowy terroryzm nigdy nie doszło do zamachu w tym samym miejscu. Tym bardziej że w tym roku w Bostonie środki bezpieczeństwa są nadzwyczajne. Od kiedy się zarejestrowałem, otrzymałem chyba z dziesięć mejli zatytułowanych "Special baggage policy", gdzie było mnóstwo bardzo szczegółowych wytycznych. Jestem przekonany, że w tym roku to będzie najbezpieczniejszy maraton. Wiadomo, że będzie szczególny. Na pewno każdy zawodnik będzie pamiętał o ofiarach ubiegłorocznego dramatu.

Ile maratonów już pan przebiegł?

- Czternaście. Kiedyś startowałem nawet cztery razy w roku, teraz nieco rzadziej. W tym roku planuję przebiec dwa, a może trzy maratony. W czerwcu ze znajomym Tomkiem Smokowskim z Canal+ chcemy wyjechać na maraton do Troms, na samej północy Norwegii. Bieg wystartuje o godz. 19 i nazywa się "Midnight Sun Marathon", czyli maraton nocy polarnej. Będzie ciekawie, szczególnie, że uwielbiam biegać o późnej porze.

Jaka życiówka?

- 3 godziny i 17 minut w Hamburgu wiosną ubiegłego roku. Z rozpędu jesienią we Frankfurcie planowałem złamać 3:10, harowałem jak wół, ale nic z tego. Było załamanie pogody, lało, wiało 30 km/h, ciśnienie było bardzo niskie, a do tego miałem ciężki kryzys.

Rozmawiał Damian Bąbol

Zobacz wideo

ZOBACZ: PRZEDSTARTOWE PORADY DLA MARATOŃCZYKÓW

Masz pytania? Podyskutuj z nami na FORUM!

Copyright © Agora SA