Bartosz Olszewski, zwycięzca Wings for Life World Run. "Gość, który może najdłużej w Polsce" [WYWIAD]

Przebiegł 73 km i wygrał polską edycję Wings for Life World Run w Poznaniu, niezwykłego biegu, w którym metę wyznaczał samochód goniący zawodników. To szósty wynik na świecie. Przez prawie pięć godzin gnał w tempie poniżej 4 minut na kilometr. Poznajcie Bartka Olszewskiego, biegacza-amatora, autora bloga Warszawskibiegacz.pl. Z życiówką w maratonie na poziomie 2:25:16.

Biegowe ciekawostki, porady i newsy. Śled ź nas na Facebooku i Twitterze @PolskaBiega

Damian Bąbol: Na Facebooku czy Instagramie ktoś wrzucił "selfie" z tobą i podpisał "To gość, który może najdłużej w Polsce"...

Bartosz Olszewski: (śmiech) To mój kolega z pracy! Niezły jajcarz, udało mu się.

Skąd ty się chłopie wziąłeś w tym biegowym świecie?

- Od dziecka byłem aktywny i uprawiałem jakiś sport. Długo grałem w koszykówkę, ale drużyna mi się rozpadła. To zacząłem biegać. Ciągnęło mnie do rywalizacji, chciałem poprawiać wyniki, bić rekordy. Pierwszy maraton przebiegłem w 3 godziny i 20 minut. Z marszu, bez większych przygotowań.

Genialny wynik jak na debiutanta.

- Niby tak, ale... prześcignęły mnie setki osób, lepsi ode mnie okazali się emeryci. Powiedziałem sobie, że skoro facet po sześćdziesiątce potrafi złamać trzy godziny, to znaczy, że mogę biegać szybciej. A dalej to już poszło samo, bieganie wciągało mnie coraz bardziej.

Kiedy zaczynałeś regularnie przebierać nogami, nie miałeś postury maratończyka, tak jak teraz. Z wyglądu bardziej przypominałeś amerykańskiego sprintera Tysona Gaya.

- Lubiłem trenować z ciężarami. To prawda, że na niektórych fotkach wyglądam jak osiłek z siłowni. Poza tym mam naturalne predyspozycje do przyrostu masy mięśniowej. Niestety, w bieganiu to za bardzo nie pomaga, więc muszę się pilnować.

Po zwycięstwie w Wings for Life World Run internet oszalał na twoim punkcie. Setki "lajków", komentarzy, gratulacji...

- Dzieje się (śmiech). Ale podchodzę do tego spokojnie i robię swoje. Sodówka mi nie grozi. Mam jeszcze wiele celów. Cieszę się z tego zwycięstwa, ale to nie jest szczyt moich możliwości, a tym bardziej ambicji. Skupiam się jednak na maratonie. To najtrudniejszy dystans, w który trzeba włożyć najwięcej wysiłku.

Bartosz OlszewskiBartosz Olszewski www.facebook.com/warszawskibiegacz www.facebook.com/warszawskibiegacz

Miałeś gorsze momenty na trasie?

- Nie przeżyłem żadnego strasznego kryzysu. Najgorsze było odwodnienie. Było tak gorąco, że choć piłem regularnie, to po 50 km. byłem potwornie odwodniony. Żołądek zaczął gorzej pracować. Próbowałem wzmacniać się żelami energetycznymi, ale czułem, że organizm chyba tego już nie przyswajał. Od 60. km było już bardzo ciężko, zacząłem zwalniać, ale i tak dałem z siebie maksimum.

Mój biegowy trener powiedział, że każde zawody, które wykraczają poza 42,195 km, to patologia dla organizmu.

- Powiem tak - gorzej się czułem po kwietniowym maratonie w Lipsku, gdzie ustanowiłem rekord życiowy 2:25:16. Zresztą zawsze po maratonie coś się dzieje - a to biodro boli, a to krwiak na łydce. W Poznaniu po Wings for Life World Run, przez pół godziny byłem lekko zamroczony, mięśnie bolały, ale na drugi dzień wcale nie czułem się fatalnie. Dwa dni po biegu wyszedłem już potruchtać. Chyba jakoś strasznie nie wyeksploatowałem organizmu.

Lubisz biegać?

- Dla ludzi, którzy biegają tylko dla przyjemności, trzy razy w tygodniu, każdy trening może sprawiać olbrzymią radość. Dla mnie to coś znacznie więcej. Ja trenuję 9-10 razy w tygodniu, więc czasami ten trening bywa bolesny. Ale kocham rywalizację, atmosferę zawodów. Mam też kryzysy, wtedy nic mi się kompletnie nie chce, ale szybko sobie z tym radzę.

O której wstajesz?

- O 5-5.30. Czasami biegam przed pracą na siłowni, a na drugi trening wychodzę wieczorem. W weekendy staram się też biegać dwa razy dziennie.

I kiedy budzik dzwoni o 5., od razu zrywasz się na równe nogi?

- Staram się o tym nie myśleć za dużo. Zakładam buty i wychodzę.

Od dwóch lat prowadzisz bloga Warszawskibiegacz.pl. Skąd ta nazwa?

- Jestem z Warszawy, czuję się związany z tym miastem. Myślałem o prostej nazwie, ale nie chciałem powtarzać popularnych nazw blogów, jakich pełno w internecie. Wymyśliłem więc Warszawskibiegacz.pl ze względu na przywiązanie do miejsca, z którego pochodzę i gdzie trenuję.

Bartosz Olszewski, autor bloga warszawskibiegacz.plBartosz Olszewski, autor bloga warszawskibiegacz.pl www.facebook.com/warszawskibiegacz www.facebook.com/warszawskibiegacz

Na blogu określasz siebie biegacz-amator. Niezły mi amator - z życiówką 2:25:16 w maratonie...

- Pracuję, nie mam trenera, opieki fizjologów czy fizjoterapeutów. Pełne amatorstwo. Nie mam wielkich profitów z biegania, wręcz dokładam do interesu. Nie można tego nazwać zawodowstwem w żaden sposób. W ogóle ciężko teraz określić, kto jest zawodowcem, a kto amatorem. Chyba tylko Henryka Szosta [rekordzistę Polski w maratonie] można zaliczyć do tej grupy. I koniec. Poza tym niektórzy amatorzy trenują nawet ciężej. Pewnie gdybym zsumował liczbę treningów i wybieganych kilometrów, okazałoby się, że trenuję podobnie jak reprezentanci kraju.

Chyba lubisz prowokować dyskusje pod swoimi postami.

- Powstało wiele blogów o bieganiu, które nie wzbudzają żadnych emocji i nie zachęcają dyskusji. W efekcie ludzie się nudzą. Staram się zachęcać do komentowania, wymieniania opinii. Poza tym za blogiem musi stać osoba, która coś reprezentuje.

Sporo kontrowersji wywołał twój tekst "Wcale nie jesteś zwycięzcą". Wielu biegaczy-amatorów, którzy biegają wolniej od ciebie, poczuło się urażonych. Wywnioskowali, że nie doceniasz ich wysiłku.

- Niestety, część osób nie zrozumiało, o co mi chodziło. W pierwszym zdaniu podkreśliłem, że nie kieruję tego tekstu do początkujących biegaczy, którzy traktują tę aktywność jako czystą przyjemność. Adresowałem go do bardziej zaawansowanych zawodników. Napisałem ten post, bo zauważyłem, że rośnie jakiś dziwny trend. Niektóre osoby zakładają sobie konkretny cel, trenują pół roku, dla przykładu próbują złamać trzy godziny w maratonie. Piszą na blogach i serwisach społecznościowych, że są gotowi do tego wyzwania. Ostatecznie nie realizują pierwotnego założenia, dobiegają do mety później, ale na Facebooku piszą w stylu "Nie udało się, ale była walka. Mimo bólu, odcisków dałem radę i się nie poddałem".

Może po prostu lubimy jak się nas publicznie głaszcze.

- Dla mnie to słabe. Albo walczymy o jakiś wynik, albo nie. Trzeba umieć przyznać się do porażki. Inaczej trudno o sukces. Nie mówię o tym, że jak komuś się nie uda, żeby się załamał i spuścił głowę, ale nie ogłaszajmy się superbohaterami, skoro coś nam jednak nie wyszło.

A co powiesz osobom - z wyraźną nadwagą - którzy zapisują się do maratonów? Widziałem wiele takich na Orlen Warsaw Marathon. Później walczą z tym dystansem i cierpią niemiłosiernie, z wykrzywioną sylwetką i mętnym wzrokiem docierają do mety po sześciu godzinach albo nie mieszczą się w czasie. Nazwałbyś ich zwycięzcami czy raczej szaleńcami?

- Jeżeli ktoś w ten sposób spełnił swoje marzenie, coś sobie udowodnił, to nie czuję się odpowiednią osobą, żeby to oceniać. Nie polecam jednak porywania się ten dystans, żeby za wszelką cenę gdzieś się tym pochwalić. OK., można ukończyć maraton w sześć godzin, ale pytanie jaki jest tego sens? Dziwię się trochę, że ludzie tak pchają się na ten maraton. Zakładają sobie za punkt honoru, że muszą go przebiec. Skupmy się na krótszych dystansach, zrzućmy trochę kilogramów i trochę inaczej wkręćmy się w ten sport. Niestety, niektórzy rzucają się na głęboką wodę, a później cierpią. Widać to po pladze kontuzji, które się wysypują.

Co jakiś czas piszesz o fenomenalnych czarnoskórych biegaczach. Któryś z Kenijczyków lub Etiopczyków złamie barierę dwóch godzin w maratonie?

- Uważam, że nie dożyję takiego wyczynu. Chyba, że dojdzie do jakiegoś niesamowitego przełomu, czyli ktoś coś wynajdzie, ale nie mówię o środkach dopingujących. Od rekordu świata 2:02:57, do kosmicznego wyniku, czyli 1:59:59 jest przepaść. Najpierw ktoś musiałby pobić o ponad 30 sekund rekord świata na 10 km, który wydaje się wyśrubowany do granic możliwości. Od dziesięciu lat nikt nie jest w stanie tego dokonać [26:17 - Kenenisy Bakele z Etiopii].

Kolejne rekordy Afrykanów to głównie zasługa ich genów, czy strasznej harówki, jaką wykonują na treningach?

- Zdecydowanie ciężka harówka. Polecam książkę "Siła ambicji" Mo Faraha. Nawet on, multimedalista olimpijski, który biega na niesamowitym poziomie, przebywając z biegaczami z Kenii z początku nie mógł się odnaleźć, bo oni tylko jedli, biegali lub spali. O godz. 20 nie mógł włączyć telewizji lub konsoli, bo od innych słyszał "No co ty Mo, idziemy spać". Następnego dnia to samo. Rano pobudka, trening, jedzenie, trening, jedzenie i spanie.

Biegacze z Afryki rzeczywiście mają też dobre predyspozycje: budowę ciała, smukłe nogi. Ale wielu białych zawodników wygląda podobnie, choćby Henryk Szost. Główną rolę odgrywa ogromna determinacja.

Barrtosz Olszewski po kwietniowym maratonie w LipskuBarrtosz Olszewski po kwietniowym maratonie w Lipsku www.facebook.com/warszawskibiegacz www.facebook.com/warszawskibiegacz

Materiały partnerów

zobacz wybrane produkty

Naprawdę uważasz, że biegaczom z Europy jej brakuje? Henryk Szost opowiadał mi, że kiedy wracał z treningów na obozie przed Orlen Warsaw Marathon, to czuł się, jakby go ktoś pobił.

- Afrykańscy zawodnicy nie kalkulują. Nie mają też wyboru. Renato Canova, jeden z najlepszych biegowych trenerów, twierdzi, że jeśli dzień po zawodach Kenijczykowi kazać przebiec 20 km w tempie 3 min/km, to spróbowałby wykonać zadanie, ale po 15 km, by zemdlał. Z kolei biegacz z Europy zacząłby od tempa 3:15 min/km, bo wiedziałby, że szybciej nie da rady. Jest wielu znakomitych białych biegaczy, jeszcze raz podam przykład Henia Szosta, którzy rywalizują z zawodnikami z Afryki. Moim zdaniem to pokazuje, że się da i, że nie jesteśmy z góry na skazanej pozycji.

Ty też prowadzisz zajęcia biegowe, choć z wykształcenia nie jesteś trenerem. Nikt ci nigdy nie zarzucił, że nie powinieneś tego robić?

- Nie. Spotykam się z pozytywnymi opiniami. Moje wyniki chyba najlepiej potwierdzają, że nie jestem przypadkowym gościem, który radzi jak trenować. Czytam mnóstwo książek, stale się dokształcam. To nie jest tak, że wymyślam jakieś dziwne rzeczy.

Praca, treningi, prowadzenie bloga. Nie masz chyba zbyt wiele wolnego czasu. Odpalasz czasem PlayStation?

- No właśnie brakuje mi czasu na konsolę i ulubione gry: GTA, Assassin Creed i Call of Duty. To mnie chyba nieco odróżnia od zawodowca - bieganie jest ważne w moim życiu, ale nie jest na pierwszym miejscu. Nie wyobrażam siebie, żebym całkowicie poświęcił się bieganiu. Lubię czerpać z życia przyjemności.

Dlatego po biegach zamawiasz lody w rozmiarze XXL, wpadasz do Mc'Donalds'a, a na śniadanie bardzo często pałaszujesz słoik Nutelli?

- Wszystko jest dla ludzi. Dieta jest dla mnie ważna, ale nie zbzikowałem na jej punkcie. Kilka tygodni przed maratonem rzeczywiście bardziej zwracam uwagę na to, co jem. Z kolei po biegu Wings for Life World Run w Poznaniu jadłem same pączki, drożdżówki i lody. W poniedziałek zjadłem chyba cztery czekolady na kolację, z czego jedna ważyła 300 gramów (śmiech). Dieta jest niezwykle istotna, ale w bieganiu nie odgrywa największej roli. To nie jest tak, że jak ktoś się dobrze odżywia, to przebiegnie maraton w trzy godziny, a temu, kto co jakiś czas wpada do Mc'Donalds'a, zajmie to cztery.

Alkohol?

- Lubię napić się piwa, jeszcze bardziej wina. Ale wyłącznie okazyjnie. Nie chcę się źle czuć, kiedy wiem, że w planie mam mocny trening.

Najbliższy cel?

- Zbliżenie się do wyniku 2:20 w maratonie. Daję sobie na to trzy-cztery lata. Jak to osiągnę, to już nie będę przesuwał dalej tej granicy.

A potem?

- Może triatlon? Uwielbiam zabawki, więc jak przechodzę obok tych wypasionych rowerów, to mnie ciągnie, żeby je wypróbować. Gorzej z pływaniem, bo na razie tylko "żabka" wchodzi w grę. Konieczne będą zajęcia z trenerem. To jednak melodia przyszłości.

A może turystyka maratońska?

- Oj, na pewno. Jak skończę ze ściganiem się na czas, to obiecałem sobie, że zapisuje się na wszystkie imprezy z cyklu World Marathon Majors [w Nowym Jorku, Bostonie, Chicago, Tokio, Berlinie i Londynie]. To chyba marzenie każdego maratończyka.

Rozmawiał Damian Bąbol

Śledź autora na: twitterze oraz  instagramie

O wybitnych biegaczach, właściwym odżywianiu i sile, jaką daje nam bieganie, przeczytaj w książkach >>

Materiały partnerów

zobacz wybrane produkty

Copyright © Agora SA