Maratończyk w sutannie: Obawiałem się reakcji ludzi. Nie chciałem wyjść na "ufoludka" [WYWIAD]

Nie bał się ksiądz złośliwych docinków? - Pewnie, że się bałem. Ale już jestem trochę zaprawiony w bojach. Ewangelizowałem w wielu miejscach i niespecjalnie mnie rusza, jak ktoś krzyknie za mną "Pedofil!", "Zboczeniec!" czy "Czarna mafia!". Bardziej obawiałem się, że będę postrzegany jako "ufoludek". Wiadomo, że w maratonach startuje wiele osób w różnych przebraniach. Na szczęście, odbiór był bardzo pozytywny - mówi Adam Pawłowski, ksiądz-maratończyk.

Damian Bąbol: Gdzieś przeczytałem, że bieganie to diabelstwo, bo w niedziele odciąga od Kościoła.

Ks. Adam Pawłowski: Eee... bzdura. Wszystko zależy od naszej wiary. Jeśli ktoś ma ją w sercu, to niezależnie od tego, czy biega czy nie, znajdzie czas na przyjście do kościoła.

Bieganie ma w sobie coś niesamowitego. Jest związane z naszym życiem. Przemieszczamy się z jednego punktu do drugiego, podejmujemy nowe wyzwania, cieszymy się z ich realizowania. Pokonujemy kilometry, poprawiamy rekordy życiowe, ale również zmieniamy siebie, odreagowujemy stres. Mnóstwo korzyści.

Dlaczego ksiądz zdecydował się biegać maratony w sutannie?

- Nie tylko ja. Na maratonie w Łodzi można spotkać księdza Michała Misiaka, który biega w sutannie z napisem na plecach "Wyspowiadaj się, WYGRASZ życie wieczne". Wiele osób korzysta wtedy z tego sakramentu właśnie podczas biegu. Od kiedy zacząłem startować w maratonach w sutannie, również udzieliłem paru spowiedzi biegaczom. Jestem zwolennikiem różnej formy ewangelizacji. Słowo Boże głoszę na Mszy świętej, katechizuję w liceum ogólnokształcącym, jeżdżę na koncerty Woodstockowe lub Sunrise w Koszalinie. A podczas maratonów spowiadam.

Ksiądz Adam Pawłowski przed maratonem udziela błogosławieństwa biegaczomKsiądz Adam Pawłowski przed maratonem udziela błogosławieństwa biegaczom Ksiądz Adam Pawłowski przed maratonem udziela błogosławieństwa biegaczom (facebook.com/druzynajezusarun) Ksiądz Adam Pawłowski przed maratonem udziela błogosławieństwa biegaczom (Facebook.com/druzynajezusarun)

Co ludzie mówią na widok biegającego księdza?

- Słyszałem różne opinie. Niektórzy uważają, że bieganie w sutannie to nadużycie. Na szczęście już wiele razy przekonałem się, że obrałem słuszną drogę.

Podczas maratonu w Poznaniu w 2012 r.?

- Między innymi. Trzy lata temu na trasie maratonu udzieliłem ostatniego sakramentu biegaczowi, który zasłabł na trasie.

Jak to wyglądało?

- Można powiedzieć, że nabiegłem na tę sytuację. Ratownicy mnie zawołali. Pomodliłem się nad tym człowiekiem, udzieliłem rozgrzeszenia i pobiegłem dalej. Później w okolicach 20. kilometra dowiedziałem się, że zmarł.

Miał ksiądz chęć kontynuować bieg?

- To było dla mnie bardzo trudne doświadczenie. W swojej posłudze kapłańskiej byłem już jednak kapelanem w dwóch szpitalach: miejskim i psychiatrycznym w Kościanie pod Poznaniem. Miałem więc częsty kontakt z osobami chorymi i cierpiącymi. Towarzyszyłem przy umieraniu, modliłem się przy kremacjach i odprawiając pogrzeby. Niezwykle pomocna w takich sytuacja jest wiara, którą daje Chrystus, że śmierć nie jest końcem życia.

Później porozmawiałem z siostrą tego mężczyzny. Zostawił żonę i dwójkę dzieci. Dowiedziałem się, że był bardzo wierzący. Sakrament, jakiego mu udzieliłem, przed śmiercią, był bardzo ważny dla jego rodziny.

Dlaczego zmarł?

- Ukryta wada serca. Naprawdę długo rozmyślałem o tym, co się stało. Co ciekawe, nie trenowałem jakoś mocno do tego maratonu. Wystartowałem bardzo powoli, trzymałem się w końcówce stawki. Kto wie, gdybym był lepiej przygotowany i nastawił się na lepszy czas, to pewnie ominęłaby mnie ta sytuacja. Po tamtym biegu zrozumiałem również, co jest dla mnie najważniejsze w tym sporcie. Nie czasy, nie wyniki czy medale, ale właśnie ewangelizacja. Później, w trakcie biegu udzieliłem jeszcze spowiedzi jednemu biegaczowi.

Kiedy ksiądz zaczął biegać?

- Już jako małe dziecko bardzo szybko zacząłem chodzić i biegać. Trudno było mnie upilnować. Byłem ruchliwy do tego stopnia, że mi się nóżki powykrzywiały. Miałem krzywicę i musiałem dostawać zastrzyki. To bieganie praktycznie przewijało mi się przez całe życie. Pochodzę z Poznania, gdzie liczy się głównie piłka nożna, która mnie też pochłonęła. Często więc grałem z chłopakami na podwórku. Chodziłem też do klasy pływackiej. Później trenowałem w Lechu i Olimpii piłkę nożną, ale nie byłem tak dobry, więc przerzuciłem się na koszykówkę. Na studiach w seminarium duchowym też coś się trenowało. Później już jako ksiądz robiłem doktorat na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza. Co prawda, częściej trzeba było siedzieć nad książkami i prowadzić zajęcia ze studentami, ale wtedy właśnie postawiłem na bieganie. To była świetna forma odreagowania, odskocznia od pracy intelektualnej i duszpasterskiej.

Ksiądz Jacek PawłowskiKsiądz Jacek Pawłowski facebook.com/wspolnotaswjacka Facebook.com/wspolnotaswjacka

A skąd pomysł na maraton?

- Kiedyś pewien znajomy maratończyk zapytał mnie, czy nie chciałbym pobiec na 42,195 km. Odpowiedziałem, że raczej nie widzę siebie w tak długim biegu, ale usłyszałem, że to w głównej mierze kwestia psychiki. Długo o tym myślałem i pewnego dnia zabrałem do plecaka wodę, trochę jedzenia i zacząłem biegać z jednej miejscowości do drugiej w spokojnym tempie. Policzyłem, że przebiegłem półmaraton. Nie byłem nawet za bardzo zmęczony. Czas też był całkiem dobry, a na drugi dzień nie miałem zakwasów. Stwierdziłem więc, że ten maraton faktycznie nie jest taki straszny. Przez rok przygotowywałem się do tego dystansu: chodziłem na siłownię, pływalnię i trzy razy w tygodniu biegałem. W debiucie osiągnąłem czas 4 godziny i 54 minuty. W następnej edycji było lepiej o prawie dziesięć minut. A następnym razem stawiłem się na starcie w sutannie.

Nie bał się ksiądz złośliwych docinków?

- Pewnie, że się bałem. Ale już jestem trochę zaprawiony w bojach. Ewangelizowałem w wielu miejscach i niespecjalnie mnie rusza, jak ktoś krzyknie za mną "Pedofil!", "Zboczeniec!" czy "Czarna mafia". Bardziej obawiałem się, że będę postrzegany jako "ufoludek". Wiadomo, że w maratonach startuje wiele osób w różnych przebraniach, ale na szczęście odbiór był bardzo pozytywny.

W kolejnych edycjach, po nieszczęsnym maratonie w 2012 r. stałem się trochę bardziej rozpoznawalny. Rok później przez cztery godziny biegu rozmawiałem z jednym zawodnikiem. Później mi powiedział, że to był jego najfajniejszy maraton, bo jeszcze nigdy nie miał okazji tak długo rozmawiać z księdzem.

 

Jak ksiądz trenuje?

- Najprościej, czyli metodą Gallowaya: cztery minuty biegnę, minutę idę i tak na zmianę. Bardzo skuteczny trening. Polecam wszystkim początkującym.

Kiedy ksiądz znajduje czas na treningi? W tygodniu praca w liceum, weekendy - wiadomo - pracujące.

- No właśnie ciężko z tym wolnym czasem. Bo przecież są jeszcze rekolekcje, kolędy, odwiedzanie wiernych. Znam wielu księży-maratończyków, którzy osiągają dobre czasy i są ode mnie lepiej zorganizowani, trenują znacznie częściej. Ale ja ciągle jestem aktywny. Jestem przewodnikiem pielgrzymkowym, chodzę na pieszo do Częstochowy - w 13 dni pokonuję 380 km. Gram ze studentami w siatkówkę, z ministrantami w piłkę nożną. Oczywiście wiem, że to wszystko nie zastąpi regularnych wybiegań, które w treningu do maratonu odgrywają kluczową rolę, ale na brak ruchu nie narzekam.

Ksiądz Adam Pawłowski na trasie 14. Poznań MaratonuKsiądz Adam Pawłowski na trasie 14. Poznań Maratonu facebook.com/wspolnotaswjacka Ksiądz Adam Pawłowski na trasie 14. Poznań Maratonu facebook.com/wspolnotaswjacka

Jest ksiądz biegowym gadżeciarzem?

- To znaczy?

Biega ksiądz z wypasionym Garminem na ręku, czy raczej tanim zegarkiem?

- Aha. Na sto procent nie zaliczam się do gadżeciarzy. Nie mam żadnego zegarka biegowego. Najczęściej biegam z komórką w ręku.

A buty? Bardziej te z Lidla za 66 zł, czy markowe za kilkaset złotych?

- Tylko najlepsze (śmiech ). Nie wiem, czy powinienem się do tego przyznać, ale ostatnio wydałem na buty do biegania 600 zł. Nie chcę być źle zrozumiany, że jestem księdzem, który szasta pieniędzmi, ale po prostu mam dużą wagę. Podczas ostatniego biegu, w którym startowałem, ważyłem ponad 100 kg, więc w pierwszej kolejności stawiam na porządną amortyzację. Jak będę chudszy, to przeniosę się na buty minimalistyczne, ale na razie się na to nie zanosi.

Wygodnie biega się w sutannie?

- Bez problemu (śmiech ). Zanim wystartowałem w maratonie, przebiegłem indywidualnie w sutannie półmaraton. Zauważyłem, że sutanna jest za długa o pięć centymetrów. Z pomocą przyszła krawcowa, która skróciła materiał i przyszyła na stałe koloratkę, żeby nie wypadła. Nie było żadnych obtarć. Mam dwa rodzaje sutann. Zwykłą i pielgrzymkową bez podszewek. Biegam w tej drugiej i świetnie się sprawdza. W ogóle mało brakowało, a miałbym profesjonalną, oddychającą sutannę od ASICSa.

?

- Zadzwoniłem do dyrektora tej marki i zapytałem, czy firma nie chciałaby mi uszyć sutanny z oddychającego materiału. Tłumaczyłem, że startuję w wielu imprezach, biegam maratony itd. Jak skończyłem mówić, nastała dłuższa cisza w słuchawce. Po chwili dyrektor odpowiedział, że ma wielkiego "banana" na twarzy. Pewnie po raz pierwszy słyszał taką nietypową ofertę. Okazało się, że nie ma problemu, żebym otrzymał cztery metry czarnego materiału. Niestety, z mojej strony zabrakło determinacji, że dopiąć ten projekt. Cóż, tak to już ze mną jest. Szybko tyję, szybko chudnę i z planów wyszły nici. Ale niewykluczone, że do tematu kiedyś wrócimy.

Partner - materiał

zobacz wybrane produkty

Copyright © Agora SA