#Unhappyrunners. Biegamy na pokaz? [FELIETON]

Smartfon, facebook, wall, selfie, hasztagi, aplikacje, endomondo, playlista, wideo motywacyjne. Aha, jeszcze bieganie. Tylko że dopiero tu, na samym końcu.

WSZELKIE PODOBIEŃSTWO DO PRAWDZIWYCH POSTACI I ZDARZEŃ NIE JEST PRZYPADKOWE. TO ZLEPEK WŁASNYCH HISTORII, ALE TEŻ USŁYSZANYCH, ZAUWAŻONYCH, PRZECZYTANYCH I UŁOŻONYCH W CAŁOŚĆ.

6.30. Pobudka. Po pięciu drzemkach chwyta smartfona. Ciężko mu wstać, mruży oczy i scrolluje palcem po ekranie. Sprawdza Facebooka. 20 powiadomień, pełno lajków, komentarzy. Instagram też "krzyczy" serduszkami. Post z rozłożoną koszulką, spodenkami, skarpetkami, butami, tubkami z żelami, plastrami, izotonikiem i numerem startowym, który wrzucił wieczorem, robi furorę na jego wallu.

"Dasz radę! Trzymamy kciuki! ", "Wygrasz to! ", "Pociśnij ile fabryka dała! Jesteśmy z Tobą ", "Musi się udać! " - nastraja się każdym przeczytanym komentarzem, siedząc na sedesie.

7.15. Śniadanie. Obowiązkowa owsianka z bananem i do tego bułka z kremem czekoladowym. Promienie słońca przedostają się przez kuchenne okno, doskonale podkreślając piękno i apetyczność posiłku. W pośpiechu wraca do toalety, gdzie zostawił smartfona. Cyk, cyk, cyk! Jeszcze chwila na wybranie filtra. Dodaje opis: "My favourite food. Uwielbiam! Jest moc, jest energia, czas to zrobić! ". Nie zapomina jeszcze o topowych hasztagach: #foodporn, #yummy, #instafood. I puszcza do sieci.

8.30. Na miejsce startu jedzie autobusem. Słuchawki na uszach, głowa do dołu. Scrolluje. Po wysłuchaniu dwóch ulubionych kawałków, odpala aplikację YouTube. Wpisuje hasło " Best Motivational Video". W międzyczasie lajkuje zdjęcia znajomych z piątkowego melanżu.

Zgarbiony od wlepiania się w mały ekran, nie zauważa, że skręcił w inną ulicę. Z powodu maratonu niektóre autobusy zostały pokierowaną inną trasą. Motywujące hasła wygłaszane przez Coacha Jae zagłuszają też głos Tomasza Knapika, informującego o następnym przystanku. Kiedy orientuje się, że przejeżdża przez inną dzielnicę, zrywa się z siedziska, przepycha obok stojących starszych osób i ze strachem w oczach pędzi do kierowcy, żądając wyjaśnień. Po chwili wszystko staje się jasne. Do startu zostało niecałe 40 minut.

Maratończyk w sutannie: Czy jestem gadżeciarzem? Biegam bez zegarka. Ale buty... [WYWIAD]

9.40. Łapie taksówkę. - Na maraton, jak najszybciej! - prawie wykrzykuje. Zasuwają najkrótszą z możliwych tras, ale główna ulica już zamknięta. Policja jest nieugięta, każe zawracać. - Co robimy? - pyta kierowca, któremu po chwili na gałce od zmiany biegów lądują dwie dychy i słyszy trzask drzwi.

10.15 Najlepsi maratończycy już na 5. kilometrze. On też gna, ale żeby zdążyć do swojej strefy startowej, ustawionej na 4 godziny i 30 minut. Dociera w ostatniej chwili. Porządnie zgrzany i zmachany wyjmuje z plecaka smartfona i robi selfie na tle tłumu zawodników. Podpis: "Staaaaaart! Jest git! ". Chwilę później uśmiech znika mu z twarzy. Zabrakło czasu na wrzucenie fotki na instagrama.

Na domiar złego aplikacja endomondo akurat zacina się w najgorszym momencie. Próbuje ją ponownie włączyć, naciskając w specjalne etui na ramieniu. Skupiony na elektronicznym problemie z impetem uderza nosem o tył głowy biegacza z naprzeciwka. - Ostrożnie! Zostaw synu tę zabawkę i skup się na biegu! - doniosłym głosem radzi mu biegacz z sześćdziesiątką na karku.

Zamroczony po chwili wraca do siebie.

10.30. W biegu zakłada słuchawki. Przyciska play na smartfonie i włącza wyselekcjonowaną playlistę, którą starannie dobierał przez ostatnie dwa tygodnie.

Przez nieoczekiwaną przebieżkę przedstartową poważny kryzys przychodzi już na pierwszych kilometrach. Parzące słońce też nie pomaga. W ciemnych okularach słonecznych dobiega do pierwszego punktu odżywczego. Łapczywie bierze kilka łyków wody i gna dalej. Czuje się trochę lepiej. Zauważa punkt kibicowski z cheerleaderkami. Zatrzymuje się i robi fotkę z atrakcyjnymi dziewczynami. - Ale będę miał fejm - myśli sobie.

Czego NIE potrzebujesz do biegania

Przełączając opcję z aparatu na apkę z playlistą, nie zauważa rozwidlenia i komunikatu na środku drogi: "Maraton: na lewo - 10 km: na prawo ". Nagle dołącza do grupy biegaczy z innymi kolorami na numerach startowych. Za nim biegnie specjalny zawodnik z przywieszonymi balonikami i hasłem: "Biegnę na 60 minut ".

11.15. Coś dziwnego zaczyna się dziać po minięciu 9. kilometra. Większość biegaczy przyspiesza. Nie chce zostać w tyle, więc też dodaje gazu. - Ale o co kaman? Przed nami jeszcze ponad 30 kilometrów. Ludzie, zwolnijcie! - myśli sobie.

Żarty się kończą, kiedy wyprzedza go grupa biegaczy na czele z pacemakerem na 60 minut. On sam - z pełnym zapasem żelów energetycznych i izotoników, wbiega na ostatnią prostą, prowadzącą do hali widowiskowo-sportowej, w której zlokalizowano efektowną metę maratonu i biegu na 10 km.

Zdejmując słuchawki, słyszy gorący aplauz kibiców i spikera witającego finiszerów biegu na "dychę". - Ukryta kamera, nowa edycja "Mamy cię!". Co jest grane? - po cichu powtarza to sobie kilka razy. W lekkim szoku odbiera medal i gratulacje za całkiem niezł czas. Chwilę potem dociera do niego fakt, że pomylił trasę.

11.55 Ukradkiem, w obawie przed spotkaniem znajomych z Facebooka, oczekujących na informacje jak mu poszł w maratonie, kieruje się w stronę domu. Odczekuje jeszcze trzy godziny. "Zrobiłem to! Były kryzysy, cierpiałem, ale dobiegłem! Who is the best? " wrzuca posta na Fejsa.

Reakcja jest błyskawiczna: "You!!!!!! " "Brawo, jesteś zwycięzcą! ", "Gratulacje, jesteś debeściak! ". Zgarnia 200 lajków.

AUTOR: DAMIAN BĄBOL

#Unhappyrunners, czyli otwórzmy oczy

Smartfon, facebook, wall, selfie, hasztagi, aplikacja, endomodo, playlista, wideo motywacyjne. Aha, jeszcze bieganie. Tylko dlaczego dopiero tu, na samym końcu?

6.30. Pobudka. Po pięciu drzemkach chwyta smartfona. Ciężko mu wstać, mruży oczy i "scrolluje" (po polsku: przewija palcem po ekranie). Sprawdza Facebooka. 20 powiadomień, pełno lajków, komentarzy. Instagram też "krzyczy" serduszkami. Post (zdjęcie) z rozłożoną koszulką, spodenkami, skarpetkami, butami, tubkami z żelami, plastrami, izotonikiem i numerem startowym, który wrzucił wieczorem, robi furorę na jego "wallu", czyli ścianie. Znaczy profilu.

"Dasz radę! Trzymamy kciuki!", "Wygrasz to!", "Pociśnij ile fabryka dała! Jesteśmy z Tobą", "Musi się udać!" - nastraja się każdym przeczytanym komentarzem, siedząc na sedesie.

7.15 . Śniadanie. Obowiązkowa owsianka z bananem i do tego bułka z kremem czekoladowym. Promienie słońca przedostają się przez kuchenne okno, doskonale podkreślając piękno i apetyczność posiłku. W pośpiechu wraca do toalety, gdzie zostawił smartfona. Cyk, cyk, cyk! Przez chwilę wybiera efektowny filtr. Dodaje opis: "My favourite food. Uwielbiam! Jest moc, jest energia, czas to zrobić!". Nie zapomina jeszcze o topowych hasztagach: #foodporn, #yummy, #instafood. I puszcza do sieci.

8.30 . Na miejsce startu jedzie autobusem. Słuchawki na uszach, głowa do dołu. "Scrolluje". Po wysłuchaniu dwóch ulubionych kawałków, odpala aplikację YouTube. Wpisuje hasło "Best Motivational Video". W międzyczasie "lajkuje" zdjęcia znajomych z piątkowego melanżu.

Zgarbiony od wlepiania się w mały ekran, nie zauważa, że autobus skręcił w inną ulicę. Motywujące hasła wygłaszane przez Coacha Jae zagłuszają też głos Tomasza Knapika, informującego o następnym przystanku. Kiedy orientuje się, że przejeżdża przez inną dzielnicę, zrywa się z siedziska, przepycha obok stojących starszych osób i ze strachem w oczach pędzi do kierowcy, żądając wyjaśnień. Po chwili wszystko się wyjaśnia, ale do startu zostało niecałe 40 minut.

9.40 . Łapie taksówkę. - Na maraton, jak najszybciej! - prawie wykrzykuje. Gnają najkrótszą z możliwych tras, ale główna ulica już zamknięta. Policja nieugięta, każe zawracać. - Co robimy? - pyta kierowca, któremu po chwili na gałce od zmiany biegów lądują dwie dychy i słyszy trzask drzwi.

10.15 Najlepsi maratończycy już na 5. kilometrze. On też gna, ale żeby zdążyć do swojej strefy startowej, ustawionej na 4 godziny i 30 minut. Dociera w ostatniej chwili. Porządnie zgrzany i zmachany wyjmuje z plecaka smartfona i robi "selfie" na tle tłumu zawodników. Podpis: "Staaaaaart! J Jest git!". Chwilę później uśmiech znika mu z twarzy. Zabrakło czasu na wrzucenie fotki na instagrama. Na dodatek aplikacja endomondo akurat w tym momencie musiała się zaciąć. Próbuje ją włączyć jeszcze raz, naciskając w specjalne etui na ramieniu. Skupiony na elektronicznym problemie z impetem uderza nosem o tył głowy biegacza z naprzeciwka. - Ostrożnie! Zostaw synu tę zabawkę i skup się na biegu! - doniosłym głosem radzi mu biegacz z sześćdziesiątką na karku.

10.30 Zamroczony po chwili wraca do siebie. W biegu zakłada słuchawki. Przyciska "play" na smartfonie i włącza wyselekcjonowaną "playlistę", którą starannie dobierał przez ostatnie dwa tygodnie.

Przez nieoczekiwaną przebieżkę przedstartową pierwszy kryzys przychodzi już na pierwszych kilometrach. Parzące słońce też nie pomaga. W ciemnych okularach słonecznych dobiega do pierwszego punktu odżywczego. Łapczywie bierze kilka łyków wody i gna dalej. Czuje się trochę lepiej. Zauważa punkt kibicowski z cheerleaderkami. Zatrzymuje się i robi fotkę z atrakcyjnymi dziewczynami. - Ale będę miał fejm - myśli sobie.

Przełączając opcję z aparatu na "apkę" z "playlistą", nie zauważa rozwidlenia i komunikatu na środku drogi: "Maraton: na lewo - 10 km: na prawo". Nagle dołącza do grupy biegaczy z innymi kolorami na numerach startowych. Za nim biegnie specjalny zawodnik z przywieszonymi balonikami i hasłem: "Biegnę na 60 minut".

11.15 Coś dziwnego zaczyna się dziać po minięciu 9. kilometra. Większość biegaczy przyspiesza. Nie chce zostać w tyle, więc też dodaje gazu. - Ale o co kaman? Przed nami jeszcze ponad 30 kilometrów. Ludzie, zwolnijcie! - myśli sobie.

Żarty się kończą, kiedy wyprzedza go grupa biegaczy na czele z pacemakerem na 60 minut. On sam wbiega na ostatnią prostą, prowadzącą do hali widowiskowo-sportowej, w której zlokalizowano efektowną metę maratonu i biegu na 10 km.

Z pełnym zapasem żelów energetycznych i izotoników, zdejmując słuchawki, słyszy gorący aplauz kibiców i spikera witającego finiszerów biegu na "dyszkę". - Ukryta kamera, nowa edycja "Mamy cię!". Co jest grane? - po cichu powtarza to sobie kilka razy. W szoku odbiera medal i gratulacje za dobry czas. Chwilę potem dociera do niego fakt, że pomylił trasę.

Ukradkiem, w obawie przed spotkaniem znajomych z FB, oczekujących na informacje jak mu poszło, kieruje się w stronę domu. Odczekuje trzy godziny. "Zrobiłem to! Były kryzysy, cierpiałem, ale dobiegłem! Who is the best?" wrzuca na Fejsa.

Reakcja jest błyskawiczna: "You!!!!!!" "Brawo, jesteś zwycięzcą!", Gratulacje, jesteś debeściak!". 200 lajków.

WSZELKIE PODOBIEŃSTWO DO PRAWDZIWYCH POSTACI I ZDARZEŃ NIE JEST PRZYPADKOWE. TO ZLEPEK HISTORII USŁYSZANYCH, ZAUWAŻONYCH, PRZECZYTANYCH, UŁOŻONĄ W CAŁOŚĆ.

Damian Bąbol

Partner - materiał

zobacz wybrane produkty

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.