Historie biegaczy. Sportowy pamiętnik "od Czepiaka do maratonki"

Część pierwsza

Losy Czepiaka do 2009 r.

Czepiak urodził się prawie 30 lat temu, z wagą urodzeniową 4kg, jego mama nigdy nie uprawiała sportu, mimo to zawsze była szczupłą kobietą, dopiero będąc w ciąży z Czepiakiem przytyła i nigdy już nie wróciła do dawnej wagi. Tata Czepiaka od dziecka lubił sport, reprezentował uczelnię w piłce ręcznej, po studiach i rozpoczęciu pracy jego aktywność spadła do zera, a on sam zachorował na cukrzycę insulinozależną.

Mając 4 lata Czepiak ważył 18 kg. To o tyle istotne, że był to ostatni raz, gdy jego waga była prawidłowa. W opinii rodziny Czepiak był tzw. niejadkiem, należało rozpocząć proces dokarmiania odbywający się na zasadzie: patrz dziecię, tam samolot leci (w tym czasie zainteresowany Czepiak zjadł kęs), i tak do opróżnienia talerza. Proces tuczenia odbywał się nader skutecznie, łatwo się domyślić, że mając 5 lat Czepiak był już tzw. dużym dzieckiem, czyli miał lekką nadwagę. W przedszkolu Czepiak był większy od kolegów i koleżanek, czuł się inny, gorszy, wstydził się swojej odmienności. Cóż, pewnie nie wszystkie dzieci jadły, tak jak on, trzy obiady dziennie: w przedszkolu, po nim z babcią i po powrocie rodziców z pracy. Nie wiadomo kiedy Czepiak polubił jeść.

W szkole podstawowej nic znacząco się nie zmieniło, nadal był inny, większy, miał trudności z nawiązywaniem kontaktów, nie miał specjalnie przyjaciół. Odkrył dwie fajne prawdy: jedzeniem można zagłuszyć samotność i problemy, najlepiej nadają się do tego pizza, zapiekanki, chipsy (czyli produkty słone) i zaraz po tym baton, czekoladka, lody, często jadł kilka takich "cykli". Druga "prawda" brzmiała: na wf lepiej mieć zwolnienie. Największy koszmar: jakiś dłuższy bieg, 20 czy 25 okrążeń wokół boiska, konieczny do zaliczenia przedmiotu. Nie, sprint nie był lepszy, ale wtedy przynajmniej upokorzenie z podskakującym biustem i spojrzeniami chłopców trwa krócej.

(Na zdjęciu: Czepiak czyli Ewa w 7. klasie podstawówki)

Pozytyw z podstawówki - w trzeciej klasie przestałam słodzić herbatę, ale na minus - przestałam też jeść śniadania, zawsze byłam po nich senna (stąd kilkukrotne badania w kierunku cukrzycy).

Gdzie byli rodzice? Pracowali, poza krótkim epizodem okołoprzedszkolnym, nie pamiętam wspólnego jedzenia posiłków, spacerów, bycia razem. Wspólne spędzanie czasu: pamiętam okazjonalne wycieczki rowerowe i zakup rolek, ale dość szybko znudziły mi się. Podczas dorastania nie chudłam, raczej powoli, ale systematycznie tyłam, terapia zajadania problemów trwała dalej. Ba, chodziłam na specyficzne wagary, nie po to by pić piwo na ławce w parku (to też, czasami), ale by kupić zestaw słodko-słony (jak wyżej) oraz jakąś głupią gazetę dla kobiet. Czytać, oglądać szczupłe i nierealne, zajadać, spać. Pełnia szczęścia.

Inaczej niż w podstawówce, miałam kilku przyjaciół, na imprezy chodziłam rzadko, choć paradoksalnie bardzo lubiłam tańczyć, ale i tak wstyd musiałam pokonać najpierw alkoholem. Na co dzień, żeby czuć się choć trochę lepsza niż inni (w sensie sportowym) rozciągałam się, na zawołanie potrafiłam zrobić szpagat.

W wyniku prywatyzacji rodzice dostali ekstra pieniądze, kupili dom pod miastem. To był ich główny punkt uwagi, pochłaniający masę czasu i... kolejnych pieniędzy. Dla mnie oznaczał po prostu utrudniony transport, a co za tym idzie dodatkowe problemy ze zwykłym spotkaniem się po szkole ze znajomymi, czy późnym powrotem z imprez (do wyboru ostatni autobus o 22 lub pierwszy o 5 rano). Kurs prawa jazdy nie wchodził w grę, wszystkie pieniądze szły w budowę domu.

Poczucie samotności i wyobcowania pogłębiło się na studiach. Niepowodzenie w dostaniu się na studia dzienne, brak bliskiej mi dwójki znajomych, którzy rozjechali się po Polsce, brak bliskości, miłości, poczucia bycia akceptowanym. Tym razem metoda zajadania problemów okazała się średnio skuteczna, trafiłam do psychiatry ze stanami depresyjnymi i lękowymi, leki przeciwdepresyjne nie pomogły, jedynymi skutecznymi, dającymi wrażenie ukojenia i spokoju, były nasenne. I jedzenie. (Problemy, które miałam, nadawały się do terapii u psychologa, ewentualnie z dodatkiem leków, a nie samych leków).

W trakcie moich studiów tata miał coraz większe problemy z utrzymaniem cukrzycy w ryzach, problemy naczyniowe, krążeniowe bardzo przybrały na sile. Cukrzyca spowodowała masę powikłań: zmiany w siatkówce, zaćmę, chorobę niedokrwienna serca, nadciśnienie, zespół stopy cukrzycowej. Pierwsza amputacja małego palca u stopy, potem pozostałych w wyniku martwicy, rany nigdy nie zagoiły się. Pierwszy zawał (nomen omen po wizycie u kardiologa) - na szczęście byłam w domu i umiałam przeprowadzić reanimację, pogotowie, szpital. Nie chcę opisywać ciągu dalszego, skutków niedotlenienia. Stan taty poprawił się na tyle, że możliwa była operacja, w trakcie której miał mieć wszczepiony kardiowerter (defibrylator serca), zmarł w jej trakcie.

Czepiakowi udało się przenieść na studia dzienne, ale po śmierci taty zawalił rok. Nie, nie z jego powodu, raczej tego, że nie umiał poradzić sobie w dużym mieście, był sam, nie wiedział, jak się uczyć. Ale przede wszystkim bał się zawieść mamę, w obawie przed tym, że nie zda egzaminu, wolał do niego nie podejść.

Potem Czepiak zaliczył próbę samobójczą (pt. mamo, zwróć na mnie uwagę), kolejne leki, ale też psycholog. Ten ostatni pomógł mi najwięcej, ale pojawił się nowy-stary problem: mama. W skrócie: ta relacja nigdy nie była do końca ''czysta'', nie czułam się kochana; stosując się do zaleceń psychologa i chcąc żyć po swojemu, działałam ''wbrew'' niej (tak to czuję). Dla mnie te zmiany, otwartość na ludzi, była trudna sama w sobie, mama raczej podcinała mi skrzydła, a ja coraz bardziej bałam się próbować, bałam się porażki. Chcąc ją zadowolić, zasłużyć na miłość, poświęcałam siebie i swoje wybory. Nie skończyłam studiów, zrezygnowałam ze znajomych, bo nie podobali się mamie, jeszcze bardziej uciekałam od ludzi i zamknęłam się w sobie. Praktycznie rok spędziłam w domu, ale uspokoiłam się, wreszcie przestałam obgryzać paznokcie (nawyk trwający od dzieciństwa).

Podsumowując: mając 28 lat Czepiak miał 160 cm wzrostu, 85 kg wagi, nie mieścił się w damską rozmiarówkę dżinsów, a zwykły rozmiar ubrań to 48 (średnio). Czepiak miał dużo ubrań, po poprawnym ostanikowaniu (czyli zmianie rozmiaru stanika z niewiadomego, byle piersi się zmieściły, na taki co podtrzymuje, zbiera i unosi, czyli z małym obwodem i daleką literką w alfabecie - zasługa lobby biuściastych i ichniej akcji, dość znanej w sieci), poczuł się atrakcyjnie, odzyskał talię. Nie uprawiał sportu, jadł dwa razy dziennie, wieczorem i przed spaniem, często w nocy był w stanie opróżnić pół lodówki (najczęściej gdy miał problem), nie jadał śniadań (bo po nich chciało mu się bardziej spać).

Miał ciśnienie w granicach 140/100. Od października-listopada do mniej więcej kwietnia-maja miewał zapalenie zatok i oskrzeli (zespół zatokowo-oskrzelowy), niewiadomego pochodzenia, które przechodziło po kuracji trzema antybiotykami i masą innych leków, i tak od jakiś 8 lat co sezon. Miał beznadziejną odporność. Miał problemy z żołądkiem, brał ranigasty i wszelkie pantoprazole (lata śniadań pt. kawa + papieros na pusty żołądek). Miał też bóle stawów, w wieku 22 lat rtg wykazało zmiany zwyrodnieniowe w kolanach. Co miesiąc umierał przed miesiączką. Łykał sporo ibuprofenu. Co jakiś czas miał podejrzenie cukrzycy (objawem miała być m.in. pośniadaniowa senność), tym bardziej, że miał ku niej genetyczne skłonności. Ale Czepiak nigdy nie był pytany przez lekarzy o dietę, ćwiczenia, nie dostał żadnych wskazówek w tym zakresie.

Czepiak od maja 2009, ponowne narodziny

Czepiak jako Czepiak urodził się ponad rok temu, gdzieś w maju 2009 r., termin jego narodzin nie jest do końca precyzyjny. Bliskie prawdzie wydaje się stwierdzenie, że Czepiak jest dzieckiem akcji Polska Biega i akcji dietetycznej portalu na V. Jeszcze bliższe prawdzie będzie zdanie, że ojcem jest Wojtek Staszewski, matką, która urodziła - portal na V., matką, która wychowała - dwie dziewczyny, moderatorki z forum Fitness na Wizaz.pl.

O tym, co zmieniło się w życiu Czepiaka czytaj tutaj.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.