Maraton z wózkiem

- Gdzieś po dziesiątym kilometrze przestaje się myśleć, problemy się prostują i lęki nie są już tak dojmujące. Pojawia się błysk: skoro dałem radę w maratonie, to ze strachami też się uporam - mówi Paweł Jach, który biega maratony z dziewięcioletnim synem na wózku.

Aneta Augustyn: Jedyny w Polsce biegający z niepełnosprawnym w wózku?

Paweł Jach*: Prawdopodobnie tak. Nigdy nie widziałem nikogo w podobnej sytuacji, nie słyszeli znajomi maratończycy, nie znalazłem informacji w internecie.

Jak reagują biegacze na trasie?

Zwykle z sympatią, to często te same twarze. ''Cześć, Maciek!'', wołają do syna, gdy ich wyprzedzamy. Lub kiedy - częściej - to oni nas wyprzedzają (śmiech).

A reakcje Maćka?

Kiedy pakuję kąpielówki, wie, że szykujemy się na basen, a kiedy sportowe buty - to znak, że czas na bieganie. Pokrzykuje z radości. Na trasie uważnie przygląda się wszystkiemu, lubi ruch, zgiełk. Chyba udzielają mu się emocje tłumu.

Ile już przebiegliście wspólnie?

Dwa maratony, dwa półmaratony, kilka biegów na 15 kilometrów. Przynajmniej raz w tygodniu biegamy po Wrocławiu spacerowo, chętnie na wałach nad Odrą, gdzie jest równa nawierzchnia, dobra pod wózek. Przerobiłem śpiwór turystyczny na śpiwór do wózka i ruszamy się nawet zimą. Odstrasza nas tylko silny wiatr, dla Maćka byłoby to zbyt uciążliwe.

Biega pan także sam?

Zdarza się, że wieczorami, kiedy już jest po wszystkim, po ćwiczeniach Maćka, jego karmieniu i kąpieli, wychodzę potrenować. Tak około 23.

Bieganie kiedyś nie było dla mnie tak ważne. Służyło tylko podtrzymaniu kondycji potrzebnej w górach, które były najważniejsze od dziecka. Zszedłem wiele alpejskich szlaków, Tatry znam na pamięć. Do poważniejszego biegania długo namawiali mnie przyjaciele Marysia Stolarek, nieżyjąca już himalaistka, i Wiesiek Panejko, zapalony maratończyk. ''Biegaj!'', poganiali mnie.

Ale to nie było: ''Biegaj z wózkiem!''.

Nie wyobrażam sobie inaczej. Ludzie biegają z różnych powodów, także po to, żeby uciec od kłopotów, codzienności, rodziny. A ja nie chcę od niczego uciekać. Jesteśmy rodziną, więc trzymamy się razem. Bardzo pomagają starsze dzieci, które też żyją sportem: 24-letni Tomek wspina się, 17-letnia Ola startowała w mistrzostwach Polski w gimnastyce artystycznej i stanęła na podium, a 20-letnia Kasia żegluje i zaczyna biegać.

Moje bieganie zaczęło się przed trzema laty, z akcją Polska Biega. Najpierw było kilka kilometrów, oczywiście z Maćkiem. Z żoną Agatą kupiliśmy dla niego jogger, specjalny wózek dla niepełnosprawnych. No i wsiąkłem. Pierwszy maraton częściowo przeszliśmy, wysiadły mi łydki, dostałem skurczów. W drugim nie podołałem w końcówce i osiem kilometrów znów z Maćkiem przeszliśmy. ''Dasz radę'', powtarzali przyjaciele, gdy potem z synem kręciłem treningowe kółka na stadionie koło domu. Na początku maja w Katowicach pobiegniemy nasz trzeci maraton.

Biegam znaczy pomagam?

Tak, ale pomagam także sobie. Gdzieś po dziesiątym kilometrze przestaje się myśleć, problemy się prostują i lęki nie są już tak dojmujące.

Pojawia się błysk: skoro dałem radę w maratonie, to z lękami też się uporam.

Jakimi?

Jest ich cała fura. Czy Maciek zrobi kolejny krok? Co z nim będzie, gdy nas zabraknie? Czy podołamy materialnie? Zostawiłem pracę, dorabiam dorywczo jako elektryk. Kiedy pytają mnie o zawód, mówię, że jestem tatą Maćka.

Syn codziennie jeździ do ośrodka dla dzieci z porażeniem mózgowym, gdzie ma zajęcia z rehabilitantem, psychologiem, pedagogiem, logopedą, a po południu ćwiczymy w domu. Maciek nie chodzi, nie mówi, jest głęboko upośledzony. Był tak wiotki, że gdyby położyć go na podłodze, przelałby się w każdą szczelinę. Teraz podtrzymywany potrafi przejść parę kroków. Codziennie z żoną uczymy go wstawać. Gdyby nie rehabilitacja, byłby rośliną.

Urodził się zdrowy, nic nie zwiastowało nieszczęścia. I nagle, po kilkunastu tygodniach, zaczęły się drgawki, ataki epilepsji. Najpierw byliśmy w szoku, nie wierzyliśmy, że to naprawdę się dzieje, obwinialiśmy się, że może czegoś nie dopatrzyliśmy. Przez pierwsze dwa lata walczyliśmy o to, żeby w ogóle żył. W nocy budziłem się i wychwytywałem jego bezdech szybciej niż urządzenie przy jego łóżeczku.

''Jest robota do zrobienia'', pisze pan na stronie.

Kiedyś wszedłem z wózkiem do McDonalda. Niedziela po południu, tłum, całe rodziny. Stolik, przy którym usiedliśmy, momentalnie opustoszał. Dorośli nie wiedzą, co odpowiedzieć dzieciom, które pytają: ''A co jest temu chłopcu?''. Słyszałem już nieraz ''głupek'' i bardziej dosadne określenia. Więc jest robota do zrobienia, zburzenie tego muru uprzedzeń, barier mentalnych, które są bardziej dotkliwe od fizycznych.

Taką robotę robią fantastyczni ludzie z fundacji Czarodziejska Góra, którzy zabierają w góry chore dzieci. Zaczęliśmy współpracować, ja jestem ten od biegania.

W ubiegłym roku zrobiliśmy pierwszy Bieg dla Maćka - na 10 km po Wrocławiu pobiegli zdrowi i chorzy, dorośli i dzieci. Udało się zebrać pieniądze na rehabilitację syna, m.in. na jego wyjazdy lecznicze, oraz kupić dwa joggery - moja Agata znalazła dwie rodziny, w Rybniku i Lublinie, które akurat ich potrzebowały. To drogie wózki, po blisko trzy tysiące, a znalazłem tylko jednego, amerykańskiego, producenta. 29 maja we Wrocławiu będzie kolejny Bieg dla Maćka, który ma wesprzeć nie tylko mojego syna.

Planuję stworzenie wypożyczalni joggerów, tak żeby rodzice maćkopodobnych dzieci mogli z nich bezpłatnie korzystać. Zależy mi, żeby spróbowali i złapali iskrę.

Na turnusach rehabilitacyjnych poznałem rodziny, którym po narodzeniu upośledzonych dzieci świat się zawalił. Wycofali się z aktywności, starsze dzieci poszły w odstawkę. A ja próbuję pokazać, że to nie jest koniec świata, że naprawdę się da. Każdy ma swój Mount Everest do zdobycia. Mój jest taki: w maratonie startuje kilka teamów z dzieciakami na wózkach. rozmawiała Aneta Augustyn

*Paweł Jach - tato niepełnosprawnego Macieja, maratończyk, prezes Wrocławskiego Klubu Wysokogórskiego. Prowadzi stronę www.maciekbiega.pl

II Bieg dla Maćka odbędzie się 29 maja. Więcej informacji tutaj

Paweł Jach zachęca firmy do stałej współpracy przy realizacji kampanii ''Maciek biega'', a wpłat na rehabilitację Maćka można dokonać na konto fundacji Lepsze Dni: 21 1 140 1140 0 000 2121 1 000 1001  z dopiskiem ''Maciek Jach - leczenie i rehabilitacja''.

Dołącz do nas na Facebooku

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.