Norwegowie rodzą się z nartami na nogach

"Jak mieszkasz w Norwegii to po prostu musisz to robić, bo to część kultury. Nigdy nie byłem w kraju, w którym tyle ludzi uprawiałoby sport i to przez cały rok. Może padać deszcz, śnieg, termometr pokazywać -30 st., i tak zobaczysz biegaczy czy narciarzy". Opowieść o biegówkach w wydaniu norweskim.

Tromso, miasto leżące za kołem podbiegunowym, największe na północy Norwegii, dziewiąte w kraju. Noc polarna zaczyna się tutaj pod koniec listopada i trwa dwa miesiące. Słońce poniżej horyzontu nie oznacza całkowitych ciemności, jednak zarówno czas, kiedy światła słonecznego nie ma, jak i ten, kiedy jest go mało, do najprzyjemniejszych nie należy. Norwegowie twierdzą, że nic tak nie poprawia nastroju jak ruch, zwłaszcza na świeżym powietrzu. Tutaj nikogo nie dziwi, że ktoś przyjeżdża na nartach do pracy czy do szkoły. W niektórych budynkach, do których łatwo dojechać na biegówkach, zaraz przy wejściu stoją w rzędach narty. Norwegowie powtarzają: "Jak tylko spadnie śnieg od razu idź narty". U mnie, czyli na północy kraju ten pierwszy śnieg pojawia już w październiku. To nic nadzwyczajnego. Ale potem, mniej więcej do końca grudnia jest z nim różnie: raz jest, raz topnieje, albo dla odmiany zamienia się w lód. Później jest lepiej - praktycznie do końca kwietnia można śmigać na biegówkach.

Widząc zorzę polarną Dla mnie to druga zima w Norwegii, ale pierwsza za kołem podbiegunowym. Tutaj zaczęła się moja przygoda z biegówkami. Od lat kocham sport, o nartach myślałam już od dawna. Gdy dostałam w prezencie pierwszy komplet, nerwowo wyczekiwałam śniegu.

Pierwsza jazda to był szok. Wiedziałam, że Norwegowie lubią biegówki, ale nie spodziewałam się, że w środku tygodnia zobaczę tyle osób na nartach: młodych, starych, całe rodziny, małe dzieci, biegaczy z psami, pary ucinające sobie pogawędkę, grupy jeżdżące razem i twardych zawodników, którzy szybko sprawdzają czas po zakończeniu treningu. Po krótkim przeszkoleniu przez Norwega, który - jasne! - jeździ na biegówkach od dziecka, odkryłam, że ja też potrafię poruszać się na tych nartach (choć bez upadków nie obyło się). Na mojej trasie było dużo górek - każde mozolne podejście nagradzał zjazd. Następnego dnia znowu wybrałam się na narty. Trzeciego dnia, wstałam z łóżkach i stwierdziłam istnienie partii mięśni, o których wcześniej nie myślałam.

Teraz jeżdżę minimum dwa razy w tygodniu, często zamiast umawiać się ze znajomymi na kawę, idziemy na narty. Jestem uprzywilejowana, bo za kołem podbiegunowym raz na jakiś czas narciarz może przeżyć najcudowniejszą rzecz na świecie: człowiek sunie sobie po śniegu w świetle zorzy polarnej.

Zamiłowanie Norwegów do sportu potwierdzają oficjalne dane. Według Norweskiego Głównego Urzędu Statystycznego w 2011 roku osiem na dziesięć osób było na wyprawie w lesie lub górach. Aż 42 procent Norwegów było na jednej lub kilku krótkich wycieczkach narciarskich, a aż 29 proc. zdecydowało się na dłuższą wyprawę. To wszystko ma przełożenie na finanse. Jak podaje największy norweski dziennik "Aftenposten" w rekordowym dla przemysłu sportowego roku 2011 Norwegowie kupili aż 570 tys. par nart, w tym 450 tys. par biegówek. Dla przypomnienia: w tym kraju mieszka blisko pięć milionów ludzi.

Norweg musi - Narciarstwo biegowe to nasz narodowy sport. Jeśli zapytasz się Norwega czy jeździ na biegówkach, to nawet jak tego nie robi, to się nie przyzna - śmieje się Thomas Buikema Fjortoft. Ma 27 lat, pochodzi z Oslo, w Tromso mieszka od półtora roku. Swoich pierwszych biegówek nie pamięta, bo dostał je zaraz po tym jak nauczył się chodzić. Nazywa to "naturalnym elementem rozwoju". W prawie każdy zimowy weekend jego rodzina jeździła na nartach. Doszło już nawet do tego, że Thomas czuł przesyt tym sportem i zamiast ruszać w góry wolał spędzać weekendy w mieście z przyjaciółmi. - Jednak trzy lata temu zrozumiałem, że czas nie działa na moją korzyść. Jeśli chcę być w dobrej formie muszę o siebie zadbać - mówi Thomas. Zaczął ćwiczyć systematycznie. Chodził na basen, siłownię, ćwiczył thai-boxing, zaczął biegać i w końcu wrócił do biegówek. - Czasem wstaję rano, patrzę za okno i podejmuję decyzję, że dzisiaj na nartach jadę na uniwersytet. To jak dobra gimnastyka i idealne rozpoczęcie dnia w jednym - mówi Thomas.

Wspomnienie czekolady Else Skovholt również nie pamięta swoich pierwszych lekcji jazdy na nartach. Jako dziecko była tak często zabierana na biegówki, że powtarzała, że ich nie znosi. To biegowe hobby uprawiała z siostrą i ojcem. To on zazwyczaj rzucał hasło: "Chodźmy na narty". Zdarzało im się przejechać kilkadziesiąt kilometrów dziennie. Else pamięta, że w czasie tych wypraw zawsze były przerwy na czekoladę. Teraz nikt już nie musi namawiać jej do zakładania nart. - Lubię spędzać czas na zewnątrz, mijać drzewa pokryte śniegiem, cieszyć się jeśli jest słońce - mówi Else i śmieje się: - Nie mam super sprzętu. Czasem jak widzę niektórych narciarzy w profesjonalnych strojach, z gadżetami, sprawdzającymi czas to czuję się nie jak prawdziwa Norweżka, ale turystka. Else lubi biegać na nartach w towarzystwie. To ją mobilizuje. Niedługo przeprowadza się w rodzinne strony więc już snuje plany biegówkowych wypraw z rodziną. - Mówi się, że Norwegowie rodzą się z nartami na nogach. Ile razy jeżdżę widzę naprawdę małe dzieci na biegówkach. To nakręca - mówi.

Pierwsze kroki Francuza Else nigdy nie przepadała za oglądaniem sportu w telewizji, ale jej chłopak Paryżanin Emmannuel Philis ma zupełnie inaczej; więc często oglądają razem relacje z różnych zawodów, przede wszystkich tych rozgrywanych zimą. Else kibicuje Norwegom, którzy - jak wiadomo - zawsze są w czołówce sportów zimowych, a Emmannuel - Francuzom. Największe emocje budzi u nich biatlon. - Norwegowie oglądają tylko te dyscypliny, w których są dobrzy. Jak w czymś nie są dobrzy to w ogóle nie wiedzą co to jest. Zapytaj się ich kiedyś co to jest rugby - żartuje Emmannuel. Do Norwegii przeprowadził się dwa lata temu. We Francji jeździł na nartach zjazdowych, biegówki go nie interesowały. - Ale jak mieszkasz w Norwegii to po prostu musisz to robić, bo to część kultury. Nigdy nie byłem w kraju, w którym tyle ludzi uprawiałoby sport i to przez cały rok. Może padać deszcz, śnieg, termometr pokazywać -30 st., i tak zobaczysz biegaczy czy narciarzy - mówi Emmannuel.

Dwa lata temu założył biegówki po raz pierwszy. Wybrał się wówczas na narty z Else, jej ojcem i siostrą. Pierwsze wrażenie? Emmannuel śmieje się i opowiada: - Początek był koszmarny i zawstydzający. Te narty wydawały mi się za wąskie i niestabilnie więc co chwila się wywracałem. Później poczułem się lepiej, ale popatrzyłem na innych narciarzy i mina mi zrzedła. Nawet dzieci były szybsze. Emmannuel polubił jednak biegówki, choć zastrzega, że jak będzie mieć dzieci, to nauczy je zjazdówek, a kwestię biegówek zostawi dziadkowi. - Zaczynasz być Norwegiem nie kiedy umiesz jeździć na biegówkach, ale kiedy wiesz czym te narty smarować - mówi.

Z Sanną w sankach Ruth Schwienbacher pochodzi z Włoch. Studiowała w Austrii i tam zaczęła pracować jako lekarka. Bardzo lubiła wyprawy w góry, wspinaczkę. Nie chciała z tego rezygnować w zimie więc zaczęła jeździć na nartach. Pierwszą pensję wydała na sprzęt do ski touru. W 2011 roku przeniosła się do Norwegii i urodziła córeczkę Sannę. Śmieje się, że teraz w jednym ciele są dwie Ruth: jedna lubi wyzwania, adrenalinę, druga znajduje radość w spokojnym spędzaniu czasu z rodziną. To dzięki córeczce odkryła narciarstwo biegowe. Kiedy tylko spadnie śnieg cała rodzina dwa razy w tygodniu wyrusza na krótkie wycieczki narciarskie. Wówczas Sanna podróżuje w specjalnych, ocieplanych saneczkach. - To jest coś co robię bardziej dla mojej psychiki niż dla ciała. To jest wspaniałe przebywać z rodziną na świeżym powietrzu, na łonie natury - mówi Ruth.

Szkoda jej czasu na oglądanie sportu w telewizji, woli wolny czas wykorzystać na czytanie książek o narciarstwie. A małej już teraz wkłada narty na nogi.

Tekst: Sylwia Śmigiel

Więcej na temat narciarstwa biegowego znajdziesz w dziale BIEGÓWKI.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.