Maraton na Antarktydzie, zamarzniętym Bajkale, u stóp Mount Everest - kiedyś pobiegną i na Księżycu

Startują w Bostonie, gdzie maratońska tradycja trwa już od XIX wieku, osobiście poznają trasę, jaką 2500 lat temu pokonał Filippides, ale też brną po kolana w śniegach Antarktydy i  pokonują schody Wielkiego Muru Chińskiego. Polacy, którzy w kwietniu będą mieli okazję sprawdzić się w pierwszym Orlen Warsaw Marathonie, naprawdę kochają ten dystans i pokonują go w przeróżnych miejscach świata.

Więcej o maratonie przeczytasz na sport.pl/orlenwarsawmarathon

- To szalone, przecież drogi są dla samochodów, a nie dla biegaczy - twierdził w 1981 roku Klaus Huebner, ówczesny szef zachodnioberlińskiej policji. Jego sprzeciw nic nie dał, maratończycy zjechali do niemieckiej stolicy, by po raz pierwszy pobiec głównymi ulicami miasta. Od tego momentu impreza nabrała rozpędu. Dziś Berlin to miejsce dla maratończyków szczególne. Rokrocznie przy Bramie Brandenburskiej biega 40 tysięcy osób, w 39 edycjach imprezy padło aż siedem rekordów świata, w tym aktualny, ustanowiony w 2011 roku przez Kenijczyka Patricka Makau.

21 kwietnia w pierwszym Orlen Warsaw Maratonie biegacze nie będą mieli problemów ani z policją, ani z kierowcami. Polska stolica szczęśliwie też przywykła już do obecności maratończyków, a nawet nauczyła się im kibicować. Oczywiście do najlepszych jeszcze trochę nam brakuje, dlatego nie jest możliwe ani pobicie przez któregokolwiek ze startujących u nas zawodników rewelacyjnego wyniku 2.03.38, ani błyskawiczne wejście imprezy do cyklu World Marathon Majors, do którego Berlin należy obok Tokio, Bostonu, Londynu, Chicago i Nowego Jorku. Ale w stronę maratońskiej Ligi Mistrzów niewątpliwie zmierzamy o czym świadczy i to, że w kwietniu ulicami Warszawy pobiegnie Henryk Szost, który bezsprzecznie należy do światowej czołówki maratończyków, i to, że nasi długodystansowcy liczą się nie tylko tam, gdzie walka toczy się o wielkie pieniądze i medale.

Biegiem po lodzie

Polacy kochają biegać wszędzie, gdzie pokonać siebie na klasycznym dystansie 42 km i 195 jest najtrudniej. - Masakra, masakra - sapał do kamery Radosław Serwiński 3 marca bieżącego roku. Tego dnia odbył się 9. Maraton Bajkalski . 31-latek z Bydgoszczy na Syberii spisał się znakomicie, zajmując czwarte miejsce w stawce 82 sklasyfikowanych mężczyzn. W 20-stopniowym mrozie, biegnąc po zamarzniętym, najgłębszym jeziorze świata i nagrywając swoje zmagania z wiatrem, zaspami, lodem i samotnością, dystans maratoński pokonał w czasie 3.19.49. Przegrał tylko z trzema Rosjanami, do zwycięzcy Siergieja Kałasznikowa z Irkucka, który w takim biegu wystąpił już po raz piąty, stracił zaledwie 12 minut. Wielkiej rzeczy dokonała również Hanna Sypniewska. W gronie 14 kobiet, które ukończyły lodowy maraton najstarsza, 59-letnia Polka była ósma.

Zamarznięty Bajkał straszy, ale podobno na ziemi istnieją jeszcze gorsze lodowe piekła. Za najtrudniejszy mroźny maraton świata uważany jest Antarctic Ice Marathon , który odbywa się w głębi Antarktydy, a więc w najzimniejszym, najbardziej wietrznym i suchym miejscu świata. Podobną skalę trudności ma North Pole Marathon . Oba - pierwszy z wymienionych w roku 2011, a drugi rok wcześniej - pokonał Krzysztof Szachna, który jest członkiem elitarnego Seven Continents Marathon Club. - Okrutny wiatr, dokuczliwe słońce i dziura ozonowa - to jego podstawowe wspomnienia z lodowo-śnieżnej górskiej pustyni, czyli Antarktydy. Z tym wszystkim zmierzył się w zaledwie trzy lata po swym maratońskim debiucie. Po przebiegnięciu Maratonu Warszawskiego w 2008 roku Szachna był wyczerpany i przekonany, że nigdy więcej nie pokona już tego morderczego dystansu. - Dla mnie ten bieg był jak spacer po parku - zaskakuje z kolei Ireneusz Szpot, który tak samo jak Szachna, w maratonie na Anktartydzie zajął szóste miejsce. Tamtejszą trasę pokonał w nieco ponad pięć godzin w grudniu 2010 roku. Biznesmen z Wielkopolski mówi tak, bo wejście do elitarnego grona osób, które ukończyły maraton na każdym z siedmiu kontynentów kosztowało go dużo mniej niż zdobycie Korony Ziemi, czyli wejście na najwyższe szczyty poszczególnych kontynentów.

Ireneusz Szpot na mecie Atlantic Ice Marathon 2010Ireneusz Szpot na mecie Atlantic Ice Marathon 2010 fot. Archiwum Ireneusza Szpota fot. Archiwum Ireneusza Szpota - maraton na Antarktydzie

Ścigamy Szerpów, zdobywamy Wielki Mur

Co w takim razie powiedzieć o tych, którzy po górach biegają? O nich z wielkim uznaniem opowiada wiceprezes Polskiego Komitetu Olimpijskiego, Zbigniew Waśkiewicz. Szef Polskiego Związku Biathlonu w maju 2011 roku wziął udział w Mount Everest Maratonie , a więc w "królewskim" biegu rozgrywanym najwyżej na świecie. Jego start znajduje się na wysokości 5356 m n.p.m., a meta prawie dwa kilometry niżej. - Mieszkający w Himalajach Szerpowie na swoich trasach są bezkonkurencyjni. Świetnie radzą sobie na podbiegach, nie mają problemów z powietrzem, w którym nam ciężko oddychać. Dla nas to bardzo trudny bieg - mówi Waśkiewicz. - Nie można się z nimi równać. To zupełnie niezwykłe, jak biegają, jak stawiają stopy na tych ścieżkach pełnych kamieni - chwali miejscowych również Sylwia Jaśkowiec. Koleżanka Justyny Kowalczyk z polskiej sztafety biegaczek narciarskich w tym samym biegu co Waśkiewicz była szybsza od niego o prawie trzy godziny. Z czasem 5.34.09 wygrała rywalizację zawodników zagranicznych i pobiła rekord trasy w tej kategorii. - Płuca piekły, brakowało tlenu w mięśniach, szybciej nie dało się biec również dlatego, że maraton górski jest zupełnie inny od takiego, który biega się po płaskim terenie - tłumaczy Jaśkowiec. I zapewnia, że podziwia Nepalczyków, z których najszybsi trasę Mount Everest Marathonu pokonują w czasie ok. 3.40.

Maraton w HimalajachMaraton w Himalajach Archiwum Bogdana Barewskiego Archiwum Bogdana Barewskiego - maraton u stóp Mount Everest

Może i Szerpów pokonać się nie da, ale Polaków biegających maratony zobaczyć można nawet z kosmosu - powiedzą ci, którzy nadal utrzymują, że stamtąd gołym okiem zobaczyć można Wielki Mur Chiński . Na historycznej budowli będącej jednym z siedmiu nowych cudów świata maratończycy rywalizują od 1999 roku. W maju 2013 roku znów będą mieli do pokonania 5164 schodów, każdy o wysokości od 20 do 50 cm. Ten odcinek to "deser" po wcześniejszych, wiodących przez górskie wioski, pola ryżowe i płaskie fragmenty muru. O tym, jak wyczerpujący jest ten maraton świadczy fakt, że co roku wielu zawodników rezygnuje ze startu tuż po zapoznaniu się z profilem trasy. Ale i tak cały czas więcej jest takich, którzy marzą, by jak Mariusz Tudka w 2012 roku, zwiedzić mały fragment wielkich Chin właśnie w biegu.

Wielki Mur chińskiWielki Mur chiński fot. Shutterstock Wielki Mur Chiński/ fot. Shutterstock

Klasyka i klasyczny bzik

Ci, którzy poprzez maraton chcą szczególnie blisko obcować z historią, wybierają bieg rozgrywany w Rzymie a jeszcze chętniej ten z Maratonu do Aten . Według legendy we wrześniu 490 roku p.n.e., podczas wojny grecko-perskiej Filippides przebiegł 38-kilometrowy dystans, dzielący Maraton (pod którym rozegrała się bitwa) od Aten, aby przekazać Ateńczykom informację o pokonaniu wroga. Gdy wykonał swoje zadanie zmarł z wycieńczenia. To właśnie pamiątką tamtego wydarzenia mają być dzisiejsze maratony. Ich długość nieco się zmieniła, bo w 1896 roku, kiedy w Atenach rozegrano pierwsze nowożytne igrzyska olimpijskie, postanowiono zaokrąglić dystans biegu do 40 km, a 12 lat później, podczas igrzysk w Londynie, najpierw ustalono, że trasa będzie miała 26 mil (41,84 km), by później przesunąć jeszcze metę w pobliże miejsca, w którym na trybunach miała zasiąść brytyjska królowa. Właśnie od tego momentu maratony są rozgrywane na dystansie 42,195 km.

Maraton AtenyMaraton Ateny REUTERS/JOHN KOLESIDIS REUTERS/JOHN KOLESIDIS

Polscy uczestnicy ateńskiego maratonu - a co roku jest ich bardzo wielu - trochę narzekają, że na długiej trasie nie można zobaczyć tylu zabytków, co w Rzymie czy Paryżu, ale kiedy dotrą do mety, są zachwyceni. Wszystko wynagradza im właśnie finisz zlokalizowany na legendarnym, wykonanym z białego marmuru stadionie Panathinaiko. Obiekt zbudowany ponad 2300 lat temu, a zrekonstruowany na igrzyska w 1896 roku używany był również podczas ateńskich igrzysk w roku 2004.

Fot. Kuba Atys / AG

W Atenach, gdzie bicie rekordów życiowych uniemożliwia trudna trasa z długimi podbiegami, w 2010 roku mistrzostwo świata wojskowych zdobył Szost. Swego czasu startował tam też Robert Celiński. Biegacz z Anina nie należy do grona czołowych maratończyków nie tylko świata, ale nawet Polski, a mimo to jest biegaczem niezwykłym. 33-latek swoją przygodę z tym dystansem rozpoczął w 2003 roku, a dziś należy i do klubu zrzeszającego biegaczy, którzy ukończyli maratony na siedmiu kontynentach, i do elitarnego grona Six Stars Finishers. W nim znajdują się zawodnicy, którzy pokonali najznakomitsze maratońskie trasy świata - w Tokio, Bostonie, Londynie, Berlinie, Chicago i Nowym Jorku. Celiński pracuje teraz na miano biegacza, który ukończy maratony organizowane w 45 europejskich stolicach. Tacy jak on najpewniej czekają na czasy, gdy maratony będą rozgrywane również na Księżycu.

Fot. Jason DeCrow ASSOCIATED PRESS

Przeczytaj również: 10 bardzo nietypowych maratonów. ABC maratonu - trochę historii i faktów, o których maratończyk wiedzieć powinien. Na bieganie nigdy nie jest za zimno. Zobacz film z maratonu na Antarktydzie. Nie ważne czy to Antarktyda, Afryka czy Poznań. Maraton u stóp najwyższej góry świata.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.