Paula Radcliffe skończyła karierę. Wyjątkowo pechowa mistrzyni [WIDEO]

- Czasami myślę sobie, że gdzieś jest ktoś, kto ma małą laleczkę z moim wizerunkiem i wbija w nią szpilki - stwierdziła kiedyś Paula Radcliffe. Rekordzistka świata w maratonie kilka dni temu skończyła karierę. Pamiętana będzie nie tylko ze względu na świetne biegi, ale też przez ogromnego pecha.

Gorsza od Spidermana

2:36:55, ponad 20 minut gorzej od rekordu świata, który ustanowiła w Londynie, w 2003 roku wynikiem 2:15:25. "To był jej najwolniejszy maraton w karierze. Została pokonana przez mężczyznę biegnącego w kostiumie Spidermana" - relacjonował wydarzenia z ostatniej niedzieli "Guardian". Radcliffe tłumaczy, że czas tym razem był dla niej niezbyt ważny. - Szczególnie w końcówce chciałam podziękować tak wielu ludziom, jak to możliwe - mówi, wdzięczna za oklaski od 750 tysięcy kibiców na trasie. - Mój syn Rafael (urodził się w 2010 roku) uzna, że to wspaniałe, że Spiderman pokonał mamusię - dodała, śmiejąc się.

Tak naprawdę swój pożegnalny maraton Radcliffe ukończyła z czasem, który daje jej prawo startu na igrzyskach w Rio de Janeiro, bo minimum wynosi 2:42. Ale mistrzyni, która w grudniu skończy 42 lata, nie ma już nadziei, że w Brazylii mogłaby zdobyć to, czego nie ma. Od lat za mocną pracę płaciła kontuzjami - teraz też na obozie w Kenii doznała zapalenia ściegien Achillesa - a tylko mordercze treningi mogłyby dać jej olimpijski medal.

Supermama

Takie prowadziła nawet będąc w ciąży. W 2006 roku była ostro krytykowana, gdy w szóstym miesiącu, trenowała jak zwykle. - O ile mi wiadomo, nikt nigdy nie pracował tak intensywnie jak ona - mówił na łamach "New York Timesa" dr James Pivarnik w przeddzień startu Brytyjki w nowojorskim maratonie w listopadzie 2007 roku.

Naukowiec z Michigan University to jeden z największych obecnie specjalistów w dziedzinie badania wpływu ciąży i porodu na organizm sportsmenek. Amerykańskiemu dziennikowi o programie ciążowych zajęć Radcliffe opowiedział jej mąż i trener, Gary Lough. Do piątego miesiąca Paula biegała 75 minut rano i do 45 minut wieczorem, w ostatnich miesiącach rano skróciła wysiłek o 15 minut, a wieczorem jeździła na rowerze stacjonarnym. Po porodzie bez treningu wytrzymała tylko 12 dni. - Ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę - podsumowywał Lough. Sama Radcliffe, już po wygraniu wspomnianego maratonu (dziewięć miesięcy po urodzeniu dziecka!) opowiadała, jak często podczas treningów ludzie zaczepiali ją, by zapytać czy aby na pewno wie, co robi.

Przedziwny pit stop

- Ludzie mnie za to znienawidzili. Twierdzili, że powinnam wytrzymać do mety, że zachowałam się okropnie. Tylko ten, kto biega, wie, że nie mogłam zrobić inaczej - tak Radcliffe mówiła po tym, co zrobiła w Londynie w 2005 roku. O tym, jak poradziła sobie z potrzebą fizjologiczną w strefie, w której nie było toalet, mówiono więcej niż o tym, że znów wygrała. To, co zrobiła, komentatorzy nazwali publicznym pit stopem.

Olimpijski dramat

Załamana, płacząca samotnie po zejściu z trasy na 36. kilometrze, kiedy zajmowała czwarte miejsce - to obraz chyba największej porażki Brytyjki. Na igrzyskach w Atenach była główną kandydatką do złota. Niestety, dwa tygodnie przed olimpijskim startem przez kontuzję musiała brać leki przeciwzapalne. Skutkiem ubocznym były problemy żołądkowe. - Wiedziałam, że jestem w kiepskiej formie, ale nie sądziłam, że będę musiała zejść z trasy. Martwiłam się tylko czy dam radę pokonać rywalki - mówiła biegaczka. Kilka dni później Radcliffe zeszła też z trasy biegu na 10 km. W nim, mając najlepszy czas w sezonie, próbowała ratować sytuację po maratońskiej porażce. Efekt był taki, że angielskie media dyskutowały czy gorsze są dwie klęski, czy fakt, że zawodniczka jest roztrzęsiona i rozmawiając z dziennikarzami nie przestaje płakać. - Wrócę, tylko potrzebuję czasu - mówiła. Wtedy wielu jej nie wierzyło. Jeszcze w tym samym roku wygrała maraton w Nowym Jorku, a w następnym w Londynie (ten z "pit stopem") oraz na mistrzostwach świata w Helsinkach. W sumie Radcliffe wygrała po trzy maratony w Londynie i Nowym Jorku oraz jeden w Chicago. Do 2009 roku, kiedy zajęła czwarte miejsce w Nowym Jorku, jedynymi maratonami, których nie wygrała były olimpijskie - w Atenach i w Pekinie. O ile w Grecji, do końca uważano ją za faworytkę, o tyle w Chinach za nią nie uchodziła. W kwietniu nie pobiegła w maratonie w Londynie z powodu kontuzji stopy, wkrótce zaczęło dokuczać jej biodro, następne badania wykazały, że ma zmęczeniowe złamanie kości udowej. W tej sytuacji 23. miejsce w Pekinie było jej sukcesem. Docierając do mety pokazała, że jest wielka. Ale medalu za to nie dostała, a że w Londynie kontuzje już nie pozwoliły jej wystartować, to zakończyła karierę bez choćby jednego olimpijskiego krążka. Najbliżej była w 2000 roku w Sydney, gdy dopiero na ostatnim okrążeniu biegu na 10 km dała się wyprzedzić trzem rywalkom. Cztery lata wcześniej w Atlancie była piąta na 5 km.

Mała laleczka

Radcliffe pecha ma nie tylko do igrzysk. W swojej karierze wielu kontuzji nabawiła się w nietypowy sposób. W 2011 roku ze szpitala w Monako pisała na Twitterze, że po ugryzieniu przez psa noga boli ją tak, jakby biegała bez przerwy przez trzy dni. - Trzy tygodnie temu ugryzł mnie jadowity pająk. W nocy miałam gorączkę, rano nie mogłam stanąć na nodze. Stopa urosła mi jak balon. Z nogi zeszła mi skóra, do dziś mam strupy - opowiadała w sierpniu 2008, tuż przed igrzyskami w Pekinie. Po wypadku do jakiego doszło na obozie we Francji Radcliffe stwierdziła: - Czasami myślę sobie, że gdzieś jest ktoś, kto ma małą laleczkę z moim wizerunkiem i wbija w nią szpilki.

Copyright © Agora SA