Dlaczego ludzie umierają na maratonach? Lekarz sportowy: Wolimy wydawać pieniądze na bzdurne gadżety, a nie mamy czasu na badanie EKG

95 procentom zgonów podczas biegów można byłoby zapobiec, gdyby pacjent poszedł wcześniej do lekarza i został przebadany. Czasami nawet zwykła rozmowa może okazać się bezcenna - mówi dr n. med. Robert Gajda, kardiolog, specjalista medycyny sportowej Centrum kardiologii Sportowej przy Centrum Medycznym Gajda-Med w Pułtusku.

Damian Bąbol: Maraton to święto sportu, aktywnego trybu życia. Dlaczego niektóre imprezy kończą się tragicznie, czyli śmiercią biegacza?

Robert Gajda *: Na maratonach umierają ludzie chorzy. To nie jest tak, że sam bieg spowodował chorobę, która ich zabiła na trasie, tylko już na starcie stawili się ze śmiertelnie groźnym schorzeniem. Niestety, nie zostali wcześniej zdiagnozowani lub zlekceważyli ostrzeżenia. Mogli nie mieć pojęcia o ukrytej wadzie serca. Przyczyny tragedii mogą być bardzo różne m.in. wywołane przez chorobę wieńcową, uwarunkowaną genetycznie, jak np. kardiomiopatia przerostowa, arytmogenna
dysplazja prawej komory czy zapalenie mięśnia serca.

Kto umiera na maratonach?

- Według statystyk jest to mężczyzna w średnim wieku, po czterdziestce, dla którego był to debiut na tym dystansie. Podszedł do niego bez przygotowania. Palił papierosy, miał nadwagę, a w jego rodzinie były przypadki zgonu w młodym wieku. Do zasłabnięcia najczęściej dochodzi około 41. kilometra, czyli już bardzo blisko mety.

Jak wytłumaczyć, że w tak krótkim odstępie czasu na dwóch największych polskich maratonach doszło do śmiertelnych wypadków?

- Z badań wynika, że zgon związany z wysiłkiem fizycznym występuje średnio: 1 na 100-300 tys. młodych wyczynowych sportowców, 1 zgon na 50 tys. maratończyków lub 1 zgon na 15 tys. osób uprawiających bieganie w wieku od 30 do 64 lat. W ostatnich latach mieliśmy dobre statystyki, nie dochodziło tak często do tragedii. Niestety, w tym roku to się nawarstwiło i dlatego jest o tym tak głośno.

Polka walczyła do końca, metę przekroczyła na kolanach! [ZDJĘCIA]

Niektórzy maraton próbują pokonać za wszelką cenę.

- I nie wszyscy do tych maratonów się nadają. Każdy biegacz ma inną budowę ciała i predyspozycje. Jedni są sprinterami, inni średniakami, „długasami”, jeszcze inni ultrasami o fantastycznych parametrach wydolnościowych, dla których przebiegnięcie 42 czy 100 kilometrów, to żaden wyczyn. Ważną rolę odgrywa genetyka i te predyspozycje później bardzo ciężko zmienić. Też mam na swoim koncie wiele maratonów, ale świetnie czuję się na średnich dystansach, czyli na 800 i 1500 metrów. Bardzo choruje po dłuższych biegach. Nie upierajmy się na te maratony. Nie mówię, że są złe, ale czy naprawdę trzeba przekraczać niektóre granice za wszelką cenę? Jeśli jednak postawiliśmy sobie taki ambitny cel, to podejdźmy do niego z głową i zacznijmy wielomiesięczne przygotowania. Pokonanie 42,195 km smakuje najlepiej, kiedy cały okres treningowy przepracujemy w odpowiedni sposób. Weźmy udział w kilku zawodach na 10 km, półmaratonach i nabiegajmy sensowne czasy. Przykro mi, ale zdecydowanie odradzam biegać maratonu osobie, która połowę tego dystansu pokonuje w trzy godziny. Po pierwsze nie zostanie sklasyfikowana, bo organizatorzy już dawno zamkną trasę, a po drugie narazi się na okrutną męczarnię.

18. PKO Poznań Maraton18. PKO Poznań Maraton ŁUKASZ CYNALEWSKI

Dlaczego biegacze w Polsce nie chcą się badać?

- To paradoks, ale kiedy jako dorośli ludzie zaczynamy uprawiać jakikolwiek sport amatorski, to kompletnie olewamy własne zdrowie. Ważniejsze są gadżety, aplikacje z wirtualnym trenerem, buty za kilkaset złotych, skarpety kompresyjne i inne "cudawianki", a nie znajdujemy czasu na zrobienie podstawowego badania EKG. Gdybyśmy zapytali zawodników na mecie maratonów w Poznaniu, Warszawy lub Krakowie, czy przed startem byli u lekarza, pewnie zdecydowana większość odpowiedziałaby, że kardiologa dawno na oczy nie widziała. Prawidłowe przygotowania do tak wymagającego dystansu, jakim jest maraton nie ogranicza się tylko do regularnych treningów i prawidłowej diety. Trzeba też zatroszczyć się o zdrowie i przynajmniej raz zrobić badanie EKG. Ocenione przez kardiologa wnosi olbrzymią ilość informacji. 95 proc. zgonów podczas biegów można byłoby zapobiec, gdyby pacjent poszedł do lekarza i został przez niego przebadany. Czasami nawet zwykła rozmowa ze specjalistą może okazać się bezcenna.

Warto też wykonać dodatkowe badania?

- Najpierw zacznijmy od EKG i rozmowy z lekarzem. Jeżeli w rodzinie mieliśmy śmiertelny przypadek, np. brat zmarł na serce w młodym wieku, to na sto proc. lekarz nam powie, że mamy niezmiernie wysokie prawdopodobieństwo i może przytrafić nam się to samo przez uwarunkowania genetyczne. Po takiej informacji należałoby zrobić echo serca, żeby wykluczyć np. kardiomiopatię przerostową, u starszych próbę wysiłkową w celu zdiagnozowania choroby wieńcowej, zalecane jest również badanie
holterowskie (polega na ciągłym monitorowaniu rytmu i częstości pracy serca przez całą dobę). To są jednak badania specjalistyczne, przeprowadzane u osób, narażonych na choroby serca. Brak odpowiedniej diagnozy połączony z wysokim wysiłkiem fizycznym, może okazać się zabójczy.

Człowiek powinien trenować siedem razy w tygodniu. Nie mówię o bieganiu, tylko o różnych aktywnościach, jak siłownia, jazda na rowerze lub pływanie. Jest naprawdę niewiele bezwzględnych przeciwwskazań do tego, żebyśmy się kompletnie nie ruszali.

Zdarzają się zgony wśród sportowców o zdrowym sercu?

- Oczywiście są takie skrajne przypadki, do których dochodzi w trakcie uprawiania sportu mimo bardzo obszernych badań diagnostycznych. Nazywamy to nieuniknioną rzadkością. Moglibyśmy u tych ludzi zrobić milion badań, a i tak prawdopodobnie któraś z nich umrze. Najczęściej przyczyną są choroby genetyczne, tzw. kanałopatie, wymienione już częściowe w trakcie naszej rozmowy. Ale w 3 proc. zgonów w sporcie stwierdza się całkowicie zdrowe serce. Nie wiemy, co jest przyczyną, nawet po przeprowadzonej sekcji zwłok. Taka śmierć może się przytrafić nie tylko podczas biegu, ale również po wstaniu z łóżka w drodze do łazienki, ale o tym się nie mówi. Zgony w sporcie są spektakularne. Od razu trafiają na czołówki portali, pod którymi w komentarzach wylewa się sterta pomyj. Hejterzy krytykują organizatorów i pastwią się nad innymi biegaczami. Ci ludzie jednak nie patrzą na całokształt, że mimo nielicznych tragicznych sytuacji, coraz więcej osób prowadzi zdrowy tryb życia, co jest wartością nie do przecenienia.

Regularna aktywność jest dziś dużo ważniejsza od leków. W medycynie światowej istnieje pojęcie jak "recepta na zdrowie". W wielu przypadkach zamiast brania
leków dwa razy dziennie, mówimy do pacjenta: proszę wykonywać takie ćwiczenia 3-4 razy w tygodniu. Człowiek powinien trenować siedem razy w tygodniu. Nie mówię o bieganiu, tylko o różnych aktywnościach, jak siłownia, jazda na rowerze lub pływanie. Jest naprawdę niewiele bezwzględnych przeciwskazań do tego, żebyśmy się kompletnie nie ruszali. Wiemy o tym, że ludzie nawet z chorobami nowotworowymi, po chemio i radioterapii odnoszą szereg korzyści ze zdrowego trybu życia. Nie mówiąc już o innych nieoczywistych i powszechnie nieznanych atutach.

Czyli?

- Ludzie, którzy prowadzą aktywny tryb życia żyją przeciętnie trzy-cztery lata dłużej. Byli zawodowcy do sześciu lat dłużej, a olimpijczycy nawet do siedmiu. Regularnie trenując zmniejszamy ryzyko, a w przypadku już istniejących chorób spowalniamy ich dalszy rozwój. Wtedy mówimy o prewencji wtórnej np. w przypadku chorobie wieńcowej, nadciśnieniu tętniczym czy cukrzycy. W tych przypadkach ruch fizyczny ma zbawienne działanie. To nie koniec. Uprawianie sportu pozytywnie wpływa na zdrowotność naszego potomstwa, zapobiega miażdżycy, poprawa trawienie, płodność, opóźnia wystąpienie choroby Alzheimera, Parkinsona, w znaczący sposób ogranicza stopień ryzyka udaru, poprawia jakość snu, polepsza nastrój, zmniejsza ryzyko zachorowań na raka piersi i jelita grubego. Tego ludzie nie wiedzą. W dodatku poprawia się samoocena. Bieganie świetnie działa przeciwdepresyjnie, nie mówiąc już o tym, że aktywne osoby chętniej patrzą na siebie w lustrze. Jest milion powodów, żeby się ruszać. Nie wyobrażam sobie dnia, żeby nie zrobić treningu. I wszystkich pozostałych gorąco do tego zachęcam.

* Rekord życiowy Roberta Gajdy w maratonie wynosi 2 godziny i 33 minuty i 8 sekund. Jest rekordzistą Polski wśród medyków na królewskim dystansie od 1987 r.

Rozmawiał Damian Bąbol

Zobacz wideo
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.