Marcin Soszka pokonał 100 maratonów w niespełna 11 lat. Zaliczył wszystkie stolice Europy na królewskim dystansie

Marcin Soszka w niespełna 11 lat pokonał dystans maratonu aż sto razy. Od 2009 roku odwiedził wszystkie 61 stolic europejskich. W swojej karierze przebiegł ponad 40 tysięcy kilometrów, co pozwoliło mu obiec cały świat. Jak zapowiada, to jeszcze nie koniec.
Zobacz wideo

Marcin Soszka ma 35 lat i, jak sam o sobie mówi, jest nałogowym biegaczem z marzeniami w maratonie. Na co dzień mieszka i pracuje na Wyspach Brytyjskich, ale nie chce zdradzać nic więcej. Swoją przygodę z bieganiem zaczął w 2007 roku, debiutem na dystansie maratonu w Warszawie. Bardzo szybko zrodził się w jego głowie niezwykły projekt - po dwóch latach postanowił pokonać królewski dystans w każdej europejskiej stolicy. Podczas tegorocznego 40. Maratonu Warszawskiego zaliczył swój setny maraton w karierze i wspólnie z przyjaciółmi świętował zakończenie niezwykłego projektu. Marcin niewiele mówi o życiu prywatnym, ale chętnie dzieli się swoimi zmaganiami na trasach maratonów i podróżami na blogu i Instagramie.

Agnieszka Kwiatkowska: Jak zaczęła się twoja przygoda z bieganiem?

Marcin Soszka: - Z pewnością to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, zwłaszcza jeśli mówimy o pierwszym bieganiu jeszcze sprzed „ery maratonów”, czyli lata na przełomie wieków. Sporo wtedy biegałem w szkole na średnich dystansach. Wychodziło to całkiem, całkiem… Udawało się przywozić medale ze szczebla wojewódzkiego. Traktowałem to jednak bardziej jako odskocznię od lekcji, nic poza tym. W sumie to nawet tego za bardzo nie lubiłem.

Dopiero kilka lat później słowo „bieganie” nabrało dla mnie zupełnie innego wymiaru. W 2007 roku przebiegłem z marszu, bez treningów, bez przygotowania swój pierwszy maraton. Złamałem wtedy cztery godziny, poznałem wspaniałych ludzi i zakochałem się w bieganiu, a w zasadzie w królewskim dystansie, po uszy! I tak tkwię w tej miłości już ponad 10 lat.

Czym dla ciebie jest bieganie?

- Wszystkim, tak będzie najprościej. A tak poważnie bieganie to dla mnie pasja, styl życia. Podstawa, dzięki której udaje się fantastycznie zbilansować każdy dzień. Przez ostatnie lata tak bardzo wrosło w moje życie, że w zasadzie jest obecne w każdym jego aspekcie. Praca, dom, czas wolny, znajomi.

 

Biegasz maratony na bardzo wysokim poziomie (rekord życiowy 2:38:31), trenujesz sam?

- Od początku do samego końca. To ogromne wyzwanie i ryzyko, ale i ogromna frajda. Kiedy później mocny trening, który sam ułożyłem, przekłada się na konkretne wyniki, radość jest nie do opisania. Zresztą nie potrafiłbym z moim charakterem współpracować z kimkolwiek! No, chyba że zadzwoniłby sam Alberto Salazar.

Naprawdę zaliczyłeś dystans maratonu w każdej europejskiej stolicy?

- Tak. Wszystko zaczęło się w 2009 roku, zacząłem od Rzymu, potem Praga, Helsinki, Berlin. Podczas jubileuszowego 40. Maratonu Warszawskiego oficjalnie przebiegłem ostatnią stolicę Europy.

Marcin Soszka. Andora. Maraton na stadionie LA. 106 kółek na tartanie i 2:48 na mecie.Marcin Soszka. Andora. Maraton na stadionie LA. 106 kółek na tartanie i 2:48 na mecie. Marcin Soszka

Chodziło o sam dystans czy zorganizowaną imprezę?

- Od początku w swoim projekcie przyjąłem konkretne założenia i kryteria. To nie było takie proste. Poza samymi maratonami (które nie wszędzie są organizowane) istnieją jeszcze inne rozbieżności, z którymi nie potrafią sobie poradzić naukowcy tego świata. Na przykład co do samego położenia kontynentu europejskiego (czy w jej granicach znajduje się Turcja lub kraje kaukaskie). Inna kwestia, która przyprawiała mnie o zawrót głowy, dotyczyła samego istnienia niektórych państw (Szkocja, Walia, Kosowo itd.).

Ostatecznie postanowiłem biegać maratony również w stolicach tych państw, co do których istnienia są jakiekolwiek wątpliwości - w myśl zasady lepiej więcej niż mniej. Tak, aby nikt mi potem nie zarzucił, że jakąś opuściłem. To były te najtrudniejsze dylematy, które trzeba było rozwiązać na samym początku.

Później doszły następne kwestie, po których ostatecznie wyszedł plan i idea całego przedsięwzięcia. Przy czym te podstawowe to takie, że zaliczam wszystkie oficjalne maratony takie jak Berlin Marathon czy London Marathon. A tam, gdzie ich nie ma - organizuję go z lokalnymi klubami, biegaczami, tak było na przykład w Andorze i na Gibraltarze. Zdarzyło mi się również zaliczyć dystans maratonu w ramach oficjalnego biegu w półmaratonie (Mińsk na Białorusi, Sarajewo w Bośni). Jeśli nie było innej możliwości, to ostatecznie organizowałem maraton sam, dzięki temu miałem szansę pobiec w Nikozji na Cyprze. Ostatecznie wyszła okrągła liczba 61 państw, gdzie pokonałem dystans 42 kilometrów i 195 metrów!

 

100 maratonów w ciągu 11 lat, czyli średnio po 9 maratonów rocznie? Tak było?

- Rozpędzałem się powoli. I tak też to miało wstępnie wyglądać w czasie trwania całego projektu. Przyjąłem, że będę biegał na początku cztery do sześciu maratonów rocznie w różnych państwach Europy. Potem to jednak trochę ewoluowało, głównie za sprawą poznawanych w różnych zakątkach Europy biegaczy, którzy podobnie jak ja realizowali swoje zwariowane projekty. Nie chciałem, aby ktokolwiek mnie przegonił. Dlatego w ostatnich trzech latach wszystko nabrało szalonego tempa. W tym ostatnim okresie przebiegłem jakąś kosmiczną liczbę maratonów - z czego większość na bardzo wysokim jak na mnie poziomie sportowym. Poza tym bieganie i podróżowanie uzależniało mnie na dobre. Byłem żądny przygód.

Czy setny maraton podczas 40. jubileuszowego Maratonu Warszawskiego był dla ciebie symboliczny?

To nie był przypadek. W zasadzie już trzy lata temu wiedziałem, że tą ostatnią stolicą europejską będzie Warszawa. Tu, gdzie wszystko się zaczęło, w 2007 roku debiut w maratonie odmienił moje życie. Do Warszawy mam ogromny sentyment. Tegoroczny start to zbitek magicznych liczb. Setna rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, 40. edycja Maratonu Warszawskiego, ostatnia 61 europejska stolica, 40. tysięcy kilometrów w biegu i mój setny maraton w karierze! Dodatkowo udało mi się wywalczyć symboliczny numer startowy "100", dzięki Markowi Troninie. Poza tym, w ramach Maratonu Warszawskiego pobiegłem charytatywnie. Wciągnąłem się w akcję #biegamdobrze. Zebrałem spośród wszystkich osób kwestujących dla UNICEF najwyższą kwotę. Do pełni szczęścia zabrakło tylko nowego rekordu życiowego w maratonie, dokładnie dwóch sekund. Metę setnego maratonu przekroczyłem w czasie 2 godzin 38 minut i 33 sekund.

 

Miałeś jakieś wsparcie finansowe z zewnątrz podczas swojego projektu?

Im bliżej byłem końca całego przedsięwzięcia, tym coraz więcej pojawiało się propozycji na różnego typu sponsoring. Począwszy od tych bardzo luźnych, wywołujących na mojej twarzy uśmiech lub zażenowanie, a skończywszy na bardziej poważnych propozycjach. Od początku przyjąłem, że wszystko robię za swoje prywatne fundusze i nie wchodzę w żadne dziwne, śmieszne układy i reklamy. Udało się dotrzymać słowa do ostatniego metra w Warszawie. Teraz jestem z tego dumny, do końca byłem sobą.

11 lat podróżowania po Europie to z pewnością masa ciekawych przygód. Która najbardziej zapadła ci w pamięci?

To chyba temat na zupełnie inną rozmowę, a może (o czym marzę) również na książkę. Tyle tego było… Odwołany maraton w jednym z najdalszych zakątków Europy, 42 km z Paulą Radcliffe, wybuch wulkanu i problem z powrotem po maratonie do domu, prowadzenie na maratonie w Londynie, maraton na Torze Formuły 1 w Monako, maraton na stadionie lekkoatletycznym w Andorze, maraton na bieżni mechanicznej. I w końcu maratońskie zwycięstwa i podia. Poza tym ludzie, z którymi udało się stworzyć niejedną niezapomnianą, zwariowaną historię. Mam nadzieję, że przyjaźnie te pozostaną na całe życie. Tak samo jak chciałbym, żeby w mojej pamięci pozostały wszystkie wspaniałe miejsca, których gdyby nie bieganie, pewnie nigdy w życiu bym nie odwiedził.

 

Rozwiń choć jedną.

Poza bieganiem kocham podróże, jestem osobą ciekawą świata, żądną przygód i nowych wyzwań. W ubiegłym roku zrobiłem coś szalonego, przebiegłem dwa maratony w ciągu 24 godzin! Nie byłoby w tym nic dziwnego, bo już kiedyś zdarzyło mi się to zrobić, ale tym razem to była walka z czasem! Oba maratony miałem przebiec w dwóch różnych państwach, a dystans, który dzielił obie lokalizacje, wyniósł dwa tysiące kilometrów. Bardzo się tego bałem, czy wszystko wypali. Przeloty, dojazdy do hoteli, czy nic mi się nie stanie podczas pierwszego startu i czy zdążę na drugi w pełni sił.

Marcin Soszka. Drugi Maraton w ciągu 24 godzi.  Belgrad i Londyn.Marcin Soszka. Drugi Maraton w ciągu 24 godzi. Belgrad i Londyn. Marcin Soszka

W sobotę 22 kwietnia 2017 w ramach biegania maratonów w stolicach europejskich wystartowałem w Belgradzie. Do Serbii pojechałem znacznie wcześniej, w pierwszej kolejności zwiedziłem miasto, a udział w maratonie potraktowałem jako wisienkę na torcie. Po starcie musiałem szybko wracać do hotelu po rzeczy i stamtąd ruszyć prosto na lotnisko. Modliłem się, żeby zdążyć na samolot do Londynu. Czułem presję czasu. Start maratonu w Belgradzie zaplanowany był na godzinę 10:00, a lot do Monachium, gdzie miałem przesiadkę na samolot do Londynu, zaplanowany był o godzinie 16:00. Trzeba było się spieszyć, każda minuta była na wagę złota. Cudem zdążyłem na samolot, bramki na lotnisku przekroczyłem w ostatniej chwili. Ale to nie koniec. Czekała mnie jeszcze przesiadka, w Londynie zameldowałem się na kilka godzin przed startem kolejnego maratonu. W mieście, które znam jak własną kieszeń, które uwielbiam, w którym biegałem w sumie już pięć razy królewski dystans. Nie wyobrażałem sobie tego, że może się nie udać. Milion kibiców na trasie, niewyobrażalny doping - wiedziałem, że atmosfera tego biegu wynagrodzi mi każde cierpienie mojego ciała i psychiki.

Udało się, a na mecie popłakałem się ze szczęścia. Oba maratony ukończyłem w granicach trzech godzin, co ciekawe, ten drugi, londyński, przebiegłem szybciej! Tego dnia dostałem chyba największą liczbę wiadomości, która kiedykolwiek przyszła do mnie w ciągu tak krótkiego czasu. Od tych najpiękniejszych, najprostszych słów z gratulacjami, po te krytyczne, które oceniały moje podejście do zdrowia.

Marcin Soszka. 40. PZU Maraton Warszawski 2018Marcin Soszka. 40. PZU Maraton Warszawski 2018 Agnieszka Kwiatkowska

Co dalej z twoim bieganiem? Będzie kolejny projekt?

- Cały projekt, w szczególności ostatnie trzy lata, kosztowały mnie mnóstwo sił. Przebiegłem w tym okresie ponad 35 maratonów. Jestem bardzo szczęśliwy, ale i zmęczony. W tym czasie pojawiały się w mojej głowie różne pomysły. Począwszy od takich, żeby już w ogóle nie biegać, a skończywszy na jeszcze bardziej zwariowanych biegowych pomysłach - w tym jeden bardzo konkretny, który z pewnością przebiłby ten, o którym rozmawiamy teraz.

Poza bieganiem mam również inne pasje, które chciałbym zacząć realizować. Z drugiej strony czuję, że na dystansie maratonu mam jeszcze coś do zrobienia. Wynik dwóch godzin i 30 minut działa na moją wyobraźnię i trudno jest mi odpuścić próby zbliżenia się do tego wyniku.

Teraz mam czas na przemyślenia. Odstawiam na kilka najbliższych tygodni buty na kołek. Po części dlatego, że swój ostatni setny maraton pobiegłem z kontuzją, na mocnych środkach przeciwbólowych i teraz wszystko do końca się posypało, ledwo chodzę, a po drugie potrzebuję takiej przerwy, której nie miałem przez ostatnie 11 lat.

 
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.