Dominika Stelmach, Mistrzyni Świata Wings For Life [relacja ze spotkania]

Co wkurzyło Dominikę? Jak bardzo się stresowała? Czy czuje się zawodowcem? Czy czuje się mistrzynią? Czy ma poczucie rytmu? Co planuje w najbliższej i nieco dalszej przyszłości?

Redakcja Polska miała wielki zaszczyt, spotkać się wczoraj wieczorem z naszymi Mistrzami WIngs For Life. Wysłuchaliśmy całego spotkania i mamy zapis wypowiedzi naszych bohaterów. Ponieważ kobiety mają pierwszeństwo i ponieważ Bartek troszkę opowiedział o swoim starcie na naszym Facebooku, dzisiaj opowieść Dominiki.

Zacznijmy od tego, że Dominika to temperamentna osóbka...

Dominika: Biegłam swoje. Ustaliliśmy z Hubertem, że tempo 4.0 wystarczy, żeby wygrać, czyli powtórzyć wynik Japonki i przebiec 65 kilometrów. Oczywiście, to nie było pewne. My nie mamy komunikatu, kto jest zwycięzcą na świecie. Biegłam za Portugalką. Miała tempo między 3.50, a 4.05, prowadził ją na rekord świata zwycięzca z Portugalii. Pomyślałam, że ja też z tego skorzystam, biegnąc z nimi. Niestety okazało się, że mają więcej ludzi do pomocy. Ktoś jedzie na rowerze, ktoś podaje im żele, ktoś inny wodę. To mnie zdenerwowało, bo w regulaminie jest zakaz korzystania z pomocy z zewnątrz. Na punktach była tylko woda i red bull. Ja biegłam z siedmioma żelami, upakowanymi w spodenki.  Zaczęła nas śledzić kamera, więc w tym momencie suportujący Portugalczyk zostawał z tyłu, brał żele od kogoś na trasie i potem ją doganiał. To się zaczęło robić kuriozalne. Kilka razy powtarzałam, że nie powinni tak robić. Aż na trzydziestym kilometrze powiedziałam: "I tak tego nie wygracie!" Przyśpieszyłam i pobiegłam swoje.

Presja

Byłam w innej sytuacji niż Bartek. Bartek był drugi na świecie rok temu, był więc wymieniany jako faworyt. Ja byłam ósma. Nikt mnie nie brał na poważnie. Nikt w ogóle nie wiedział o moim istnieniu. Komentatorzy w trakcie biegu dostawali informacje o mnie. W tym roku zrobiłam, co miałam do zrobienia, zdobyłam mistrzostwo Polski. Myślałam: jestem silna, jeżeli tylko rywalki nie będą mocniejsze. Wiedziałam, że jestem w stanie walczyć. I powalczyłam. Bo na szczęście nie było tej presji związanej z wynikiem z zeszłego roku i miałam pełen komfort psychiczny.

Droga do mistrzowskiego wyniku

Nie czuję się mistrzynią. Mam kompleks maratonu, który jest królewskim dystansem i jest najtrudniejszy. Uważam, że ultra jest pewnym pójściem na łatwiznę. Trzeba biec długo i dość szybko, ale to maraton boli najbardziej. Szybkie bieganie maratonu to strasznie ciężka praca. Dlatego ja wciąż myślę o lepszym czasie w maratonie i w tym kierunku chcę iść.

Natomiast wiem, że mam predyspozycje do biegów ultramaratońskich, a dzięki szybszemu bieganiu maratonu, mam szansę być lepszą ultramaratonką. I to jest mój cel. Na pewno przez długie lata nie wyjdę poza 100 km, bo później zaczyna się już człapanie. Ale tam jest inna praca, tam są zupełnie inne procesy. A mnie jeszcze cały czas kręci szybkość.

Ten cel realizuję z Hubertem od prawie dwóch lat. Staramy się pogodzić maraton z Wings For Life, i z biegami ultra, trenując trochę inaczej niż większość osób. Mam też trening bardzo spersonalizowany, układany pode mnie. Ja pracuję, mam dzieci, mam różną dostępność czasową. Trening jest układany z dnia na dzień. Reagujemy na bieżąco. Moje samopoczucie, to jak ja zrobiłam trening, wpływa na to, co będzie dalej.

Wcześniej trenowałam się sama. Doprowadzenie się do 2:46 w maratonie nie było trudną rzeczą. Ale w pewnym momencie zaczynasz tracić dystans do siebie. Teraz mam osobę, która może spojrzeć na mnie na mnie z zewnątrz. Wielkie podziękowania dla Huberta, który pozwolił mi uwierzyć w siebie.

Przeszłość sportowa

Byłam bardzo dobrą łyżwiarką figurową, dopóki wśród dzieci oceniano sprawność sportową, czyli skoki, piruety. W momencie, kiedy zaczęły się programy i ocena artystyczna, niestety wszystko się posypało. Okazało się, że źle wybrałam dyscyplinę, ponieważ muzyka sobie, ja sobie. Gracja nie jest moim atutem, no i się skończyło.

Oczywiście, łyżwiarskie przygotowanie motoryczne bardzo mi pomogło. Chodziłam do szkoły sportowej, miałam po dwa treningi dziennie. Było dużo baletu, były ćwiczenia łydki. Teraz biegam „na łydce”, bo mam ją wyćwiczoną. Nawet jeśli miałam dużą przerwę, to sport w dzieciństwie, pomógł mi dojść do wysokiego poziomu w bieganiu w dorosłym życiu.

Trochę bliższa przeszłość

Jako 14-latka chciałam biegać, poszłam więc do klubu. Byłam bardzo rozciągnięta. Miałam swoje 160 cm wzrostu i ważyłam 10 kg mniej niż teraz. Trener spojrzał na mnie, a że, akurat potrzebowali płotkarek, zaczęłam biegać przez płotki. Jednak po roku trenowania i przybiegania na ostatnim miejscu, stwierdziłam, że nie lubię przegrywać i zakończyłam zabawę.

13 lat temu, wystartowałam w półmaratonie Mikołajów w Toruniu. Osiągnęłam czas na poziomie1:36 i... wygrałam fytkownicę. Byłam bardzo szczęśliwa. Frytkownica stoi u rodziców i do dzisiaj jej nie użyłam.

Wyczynowiec czy amator?

Czuję się wyczynowcem, bo to, co robię uważam za wyczyn. Czuję się profesjonalistą, natomiast zawodowcem nie jestem. Dopóki wpływy z biegania, nie będą pokrywały nawet tego, co wkładam w treningi i starty, ciężko mówić o zawodowym sporcie.

Z drugiej strony, biegi ultra, górskie oraz te trochę inne od stadionowych, zaczynają wzbudzać żywe zainteresowanie. Widzę w tym przyszłość. Bieganie na 10 000 metrów po bieżni nie jest ciekawe do obserwowania. Natomiast Wins For Life pokazało, że są ciekawsze biegi, które mogą wzbudzać ogromne emocje. I być może my, biegacze spoza Afryki, jesteśmy przystosowani do bardzo długich dystansów, a w maratonie nie jesteśmy w stanie rywalizować z zawodnikami z Kenii czy Etiopii.

Liczę na to, że nasz (mój i Bartka) sukces, również medialny, spowoduje, że wzrośnie zainteresowanie takimi biegami. Pewnie wielu z was obserwuje UTMB. Tam już wchodzą w grę duże pieniądze. Biegają duże teamy i niektórzy biegacze to naprawdę bardzo mocni zawodnicy. To biegacze, którzy w ogóle nie trenując na asfalcie, są w stanie przebiec maraton w czasie 2:30.

Ten sport też powoli robi się rywalizacją na bardzo wysokim poziomie. Wydaje mi się, że to kwestia kilku lat, żeby biegi ultra stały się bardziej medialne.

Koszt bycia Mistrzynią

Ja tego nie liczę, to jest moja pasja. Na pewno to kosztuje, i czas, i pieniądze.  Mam dwójkę dzieci, pracuję. To są decyzje w stylu: czy zmuszać dzieciaki, żeby jechały ze mną na rowerze, bo mamusia chce pobiegać? Czy ciągać całą rodzinę 600 km w jedną i drugą stronę, bo mamusia startuje w maratonie. To są dylematy, gdzie zawsze czuję dyskomfort. Ale myślę, że jeśli jest pasja, staramy się robić coś dobrze, widzimy w tym sens, to trzeba dążyć za tą pasją. Życie jest krótkie. Czerpmy z niego.

Wsparcie najbliższych

Mój mąż był ze mną, co jest dla mnie ogromnym wsparciem. I muszę go pochwalić: w tym roku przebiegł 17 kilometrów i 200 metrów, co było o 400 metrów więcej niż rok wcześniej.

Najbliższa przyszłość

Chciałabym wygrać Wings For Life na każdym kontynencie. Ale te, które mi zostały, wiążą się z wysokimi temperaturami i brakiem szansy zawalczenia o zwycięstwo globalne. Co nie znaczy, że nie wygram w danym kraju. Fajnie byłoby wygrać na każdym kontynencie, ale pojawia się pokusa obrony tytułu Mistrzyni Świata.  Chciałabym zdobyć ten tytuł jeszcze raz, może spróbować przebiec dłuższy dystans.

Myślę o mistrzostwach świata w biegu ultra, czyli biegu na 100 kilometrów.

I cały czas mam nadzieję, że za trzy lata uda mi się wystartować w maratonie na igrzyskach olimpijskich w Tokio.

Czy istnieje jakiś sufit?

Na pewno sufitem nie jest wiek. Zaczęłam biegać dość późno. Wiele osób dziwi się, że robię postępy. Jest na świecie wielu świetnych zawodników, którzy nawet po czterdziestce osiągają bardzo dobre rezultaty.

Ja jestem wielką fanką tenisa. Azarenka wraca po urodzeniu dziecka,Serena Williams jest w ciąży i wierzę, że też wróci. Uważam, że za rok czy dwa będziemy mieć dominację wciąż tego samego pokolenia – kobiet mocno po trzydziestce. To otwiera zupełnie inne obszary myślenia o sporcie. Sport już nie jest zabawą dwudziestolatków. Można się bawić w sport o wiele dłużej, osiągać sukcesy i poprawiać wyniki w późniejszym wieku. Musimy tylko w siebie uwierzyć, trenować. I przestać się bać myśleć inaczej o naszym treningu.

Sky is the limit, not age. Tego się trzymajmy.

Pytania przygotował i zadawał Piotr Bętkowski.

Spotkanie zorganizowane przez Magdę Sołtys w gościnnych progach Adidas Runner Warsaw.

Trenerem Dominiki jest Hubert Duklanowski (Duklanowski Team).

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.